Ptasie opowieści, czyli o grafikach z duszą

W czasach, gdy coraz więcej grafik dostępnych na rynku powstaje przy użyciu sztucznej inteligencji, rysunki tworzone na papierze, tradycyjnymi technikami wydają się tym bardziej cenne. Nawet te tworzone przez artystę przy pomocy mniej tradycyjnych technik,w programach graficznych, nadal noszą w sobie ten indywidualny rys i są odzwierciedleniem prawdziwego talentu. Dlatego tak bardzo cenię sobie rysunki tworzone przez Mateusza Świstaka, zwłaszcza serię z fantazyjnymi ptakami. Znam je od tak dawna, że są dla mnie już naturalną częścią mojego otoczenia. Jeden nawet dosłownie. Ale po kolei.

Ptasi quilling

Nie pamiętam, kiedy to się dokładnie zaczęło, ale pokochałam te ptasie rysunki od pierwszego wejrzenia. Tak bardzo w stylu Mateusza, rozpoznawalne z daleka. Konkurować z nimi może chyba tylko komiksowa wersja Świnki z Baśni Na Warsztacie (zresztą też świstacza).

Kiedy Mateusz postanowił połączyć się węzłem małżeńskim z uroczą Kamilą, wiedziałam, że muszę w ramach prezentu ślubnego wymyślić coś równie oryginalnego jak sam Oryginalny Świstak.

Wtedy powstał komplet quillingowy – podkładki pod kubki, serwetnik, szkatułka – oparte na ptasich rysunkach Mateusza. Chyba prezent się spodobał 😉 Niestety nie wiem czy mam gdzieś jeszcze jakieś fotografie tych przedmiotów, musicie mi zatem uwierzyć na słowo – ptaki zrobiły dekoratorską robotę – quilling zrobił resztę.

A ja nadal mam filcową zawieszkę do kluczy, którą sobie uszyłam na podstawie jednego z rysunków Mateusza, gdzieś na początku fascynacji tymi rysunkami. Choć jej stan wskazuje już na mocne zużycie, wciąż bardzo ją lubię.

Ptasia karykatura

Kolejny ptasi epizod w moi życiu zdarzył w idealnym momencie, gdy bardzo potrzebowałam wsparcia psychicznego. Mateusz wiedząc jak bardzo podoba mi się ptasia seria, narysował coś tylko dla mnie. I jest to absolutnie idealna ptasia karykatura mojego ukochanego Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Ma nawet Zielony Balonik, dorysowany w sposób improwizowany, już przy mnie. Jest doskonała i patrzę na nią codziennie, bo wisi tuż przed moi biurkiem.

Ptasi scrapbooking

I teraz zaczyna się kolejny rozdział ptasich opowieści. Z Mateuszem zawsze nam się dobrze współpracowało przy rozmaitych projektach. Kiedy więc zobaczyłam, że wrócił do regularnego rysowania moich ulubionych ptaszorów, pomyślałam, że takie piękne, oryginalne grafiki byłyby świetnym dodatkiem do tego, co najbardziej lubię tworzyć – niepowtarzalnych, scrapowych przedmiotów, idealnych na prezent dla wyjątkowych osób.

Pierwszym efektem tej współpracy jest ptasi zestaw prezentowy, składający się z kartki, albumu harmonijkowego i dopasowanej torebki. Możecie je obejrzeć bliżej w rolce na Instagramie.

To nie jedyna współpraca, jaką planujemy z Mateuszem, więc śledźcie nasze profile. Póki co dziękuję Wam za uwagę, a jeśli i Wam spodobała się ta ptasia opowieść, udostępnijcie ten tekst w swoich mediach społecznościowych. Będzie nam miło.

PS Rysunki Mateusza pod marką Oryginalny Świstak, możecie kupić między innymi na aukcjach Suszek Books – jedna z nich trwa do 20 sierpnia, o tutaj:30 Aukcja Suszek Books – Tuwim, Borowy, Jakubowski, Rydel, Wyspiański, Klejnoty Krakowa, Święte obrazki | Suszek Books (onebid.pl).

A jeśli chcielibyście lepiej poznać Mateusza, zapraszam Was do Jego miejsc w sieci. Odwiedźcie profile na Facebooku: Baśnie na warsztacie – opowiada Mateusz Świstak, Oryginalny Świstak, gadajacy_swistak na Instagramie i stronę internetową wwww.basnienawarsztacie.pl.

Zamów własny zestaw prezentowy – napisz do mnie: paulina@nawiasotwarty.pl.

 

Umarł król. Niech żyje Królowa – o spektaklu Teatru Nowego Proxima

Obejrzane 22 czerwca 2023 roku o 19:15, w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie.

Kiedy wpiszecie w Google hasło „Królowa”, na samej górze wyników wyszukiwania zobaczycie głównie informacje na temat filmu o Elżbiecie II, albo serialu o drag queen, z Andrzejem Sewerynem w roli głównej. Ale kiedy do „Królowej” dorzucicie hasło „Teatr Nowy Proxima”, otrzymacie opis spektaklu, który w zasadzie nawiązuje do obydwu tych pozycji, choć na swój przekorny sposób. Dla mnie Królowa była przede wszystkim podróżą przez emocje, budowane muzyką i dramaturgią spektaklu. Przejdźmy tę trasę razem.

Na początku był zachwyt

Zachwycił mnie i wzruszył monolog ojca Farrokha Bulsary, późniejszego Freddiego Merkurego. Pełen czułości i obaw co do przyszłości syna, wiary i nadziei, a potem smutku i rozczarowania – tych wszystkich uczuć, które towarzyszą zazwyczaj wszystkim rodzicom, gdy ich dzieciom życie nie układa się tak, jak by tego chcieli.

Oczarowała mnie scena taneczna z początku spektaklu, z młodym Farrokhiem, w którego wcielił się Maks Stępień. W całym spektaklu nie brakowało przykuwających wzrok układów choreograficznych, jednak ta pierwsza scena wryła mi się w pamięć, ze względu na swoją delikatność, emocjonalność i precyzję.

Temperatura spektaklu rosła chyba wraz z tą na sali, bo upał tego dnia był wyjątkowo męczący, ale to nie przeszkadzało mi w chłonięciu atmosfery. Muzycznie oprawiono spektakl najlepiej, bo w kompozycje zespołu Queen, a przez całą Królową przewijał się motyw Bohemian Rhapsody, co zapewniło spójność dramaturgiczną, choć konstrukcja była jak ta w przeboju brytyjskiej grupy: rapsodyczna.

Radosny danse macabre

Retrospekcje przeplatały się z tu i teraz, tworząc obraz legendy utkanej z publicznych wzlotów i prywatnych upadków, walki o wejście na szczyt i bycie szczęśliwym, pewności siebie na scenie i życiowej bezradności.

Wiele w tej historii scenicznej tragi-komicznych momentów, chwil nieposkromionej radości i dzikiego szału a zaraz potem rozpaczy, smutku i osamotnienia.

Jest w tej opowieści wszystko, co nadaje smak każdej fabule – historie miłosne, zdrady, walka o życie według własnych zasad, sukcesy i porażki. Jest konflikt wewnętrzny i zewnętrzny, nie ma przegadanych scen, bo nawet przydługi i może trochę absurdalny (choć w kontekście całej historii pokrętnie logiczny) wykład Eltona Johna z interpretacją Bohemian Rhapsody, wnosi znaczące wątki do tej opowieści.

Persony i personifikacje

Zresztą słuchałam tej wypowiedzi z prawdziwą i szczerą przyjemnością, bo ta persona wciągnęła mnie w swój świat od pierwszej sekundy. Elton, kreowany przez Piotra Siekluckiego jest jedną z moich ulubionych postaci w tym spektaklu. Wprowadza też element pewnej lekkości i puszczenia oczka do widza. Impersonacja godna samego gwiazdora. Tak sobie wyobrażam Eltona Johna z tego okresu. Poza tym nikt tak nie elegancko nie przeklina, jak Sieklucki na scenie.

Chciałabym także zwrócić uwagę reklamodawców na najlepszą reklamę Electroluxa, jaką można sobie wyobrazić, czyli fantastycznego Pawła Rupalę, z zapałem odkurzającego podłogę w rytm utworu I want to break free. Niby epizod, ale jaki! Nogi do samego nieba. I wspaniałe nawiązanie do znanego klipu Queen. Od razu miałam ochotę sięgnąć po odkurzacz.

Zresztą Paweł zwraca uwagę widza od pierwszego wejścia na scenę, nie da się go nie zauważyć, nawet w tłumie innych aktorów, co jest jego niewątpliwą zaletą. Potrafi się wyróżnić, nie przytłaczając przy tym innych. Bardzo to w nim lubię.

Spektakl w warstwie aktorskiej jest spójny, choć tworzy go wiele różnorodnych postaci. Jednak to ten charakterologiczny eklektyzm uwiarygadnia i spaja historię, dodaje jej tętna i oddechu, cech ludzkich, tych powszechnie uważanych za dobre, jak i za złe. A może po prostu ludzkich.

Obraz malowany światłem i gestem

Oprawa sceniczna spektaklu jest dosyć prosta, ale estetycznie przemyślana. Bardzo malarska, dzięki kontrastowym plamom koloru i grze świateł, budząca skojarzenia z popularnymi dziełami filmowymi i malarskimi.

Nie wiem, na ile był to zamierzony zabieg, ale przez moje myśli przemknęły co najmniej dwa takie powiązania: po pierwsze Almodovar, ze swoimi akcentami czerwieni w scenach filmowych (zresztą też bardzo atrakcyjnych wizualnie dzięki temu zabiegowi), po drugie – obraz „Śmierć Marata” Jacques’a-Louisa Davida. To drugie skojarzenie szczególnie wybrzmiało w zakończeniu spektaklu, w scenie śmierci Freediego, gdy okryte białymi całunami ciało gwiazdora bezwładnie zawisło nad krawędzią czerwonej wanny.

Koniec jest początkiem

I wreszcie jest wątek AIDS i wszystkich trudnych emocji, które ze sobą niesie. Jest strach, ból i rozpacz bezsilności. Jest niesprawiedliwość losu, bezduszna wyższość i głupota hierarchów. Brak zrozumienia społeczeństwa, wzmocniony jeszcze powszechną homofobią. I tragiczna śmierć idola, dodatkowo podkreślona malarską sceną z zakończenia.

Lubię spektakle Teatru Nowego za prowokowanie do dyskusji i wyciąganie niewygodnych prawd. Mam nadzieję, że ten spektakl stanie się pretekstem do rozmowy nie tylko o sztuce, ale i o nierówności, i okrucieństwie społeczeństwa, skierowanym przeciw każdemu, kto myśli inaczej niż ogół. Czy Freddie Mercury był człowiekiem bez wad? Nie. Ale był człowiekiem. To powinno wystarczyć.

Umarł król, niech żyje Królowa. Bo na szczęście dzięki nagraniom nadal możemy cieszyć się pełnym znaczeń i emocji wokalem Freddiego Mercurego. A ja pewnie jeszcze przez kolejny miesiąc będę słuchać utworów grupy Queen, mając przed oczami sceny ze spektaklu Teatru Nowego Proxima.

O SPEKTAKLU:

KRÓLOWA

Premiera: 13.05.2023 w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie
scenariusz i reżyseria: Piotr Sieklucki

scenografia i kostiumy: Łukasz Błażejewski
choreografia: Karol Miękina
aranże: Paweł Harańczyk
reżyseria światła: Wojciech Kiwacz
producent: Agnieszka Karpierz
stylizacja: Artur Świetny  

OBSADA:
Farrokh Bulsara – Maks Stępień
Jer/ Mary/Valentine – Martyna Krzysztofik
Bomi/Peter/Jim – Michał Felek Felczak
Freddie Bulsara – Adam Zuber 
Freddie Mercury – Arti Grabowski
Patriccio – Karol Miękina
chłopcy z Queen – Sebastian Szul, Damian Rusyn, Dominik Olechowski
dr Atkinson – Marcin Mróz
Elton John – Piotr Sieklucki
degeneraci – Paweł Rupala, Mat Mosiala, Maciej Godoś, Artur Wójcik, Artur Świetny 

Kartki inspirowane spektaklem Viva Las Vegas

Zdarzało mi się już tworzyć papierowe projekty inspirowane teatrem czy inną sztuką sceniczną i najczęściej były to personalizowane prezenty dla moich znajomych artystów. Po raz pierwszy jednak miałam okazję wymyślić, zaprojektować i wykonać serię kartek z okazji premiery spektaklu Jedynej Rewii Drag Queen w Polsce, Viva Las Vegas.

Ponieważ chciałam nawiązać i do tematu, i do kolorystyki materiałów promocyjnych (złoto i fiolet), zdecydowałam się na froncie kartek umieścić karty do gry z każdą z osób z obsady, a całość osadzić na czarnej, matowej bazie, która podbiła złoto-fioletowe detale.

Zachwyciły mnie papiery, które wybrałam do tego projektu, a były to kartony dekoracyjne z Galerii Papieru, o trzech różnych stopniach błysku: czarny połyskujący brokatem, złoty jak wytłaczany metal, a fiolet perłowo. Dzięki nim uzyskałam efekt delikatnego blasku, na którym mi zależało, a który w połączeniu z tęczowo mieniącymi się półkryształkami wyglądał elegancko. Taki glamour w moim stylu.

Nie pytajcie, ile czasu zajęło mi przygotowanie tych kartek, bo nie wiem, ale na pewno wiele sezonów seriali nadrobiłam przy ich opracowaniu. Najbardziej wymagającym elementem były mini karty, które umieściłam w środku na elemencie pop-up. Musiałam każdą z tych kart wyciąć, podkleić złotą ramką i skleić w talię, którą umieściłam w środku kartki. Powstały co najmniej dwa prototypy, zanim udało mi się ułożyć karty w zadowalającą mnie strukturę. Już nie mówiąc o tym, że najpierw te karty musiałam sobie przygotować w programie graficznym. Pierwotnie myślałam o wklejeniu talii w całości zrobionej w programie graficznym, ale wtedy nie uzyskałabym takiej warstwowości, która dodaje pracy głębi. Choć na pewno byłoby to dużo prostsze i szybsze rozwiązanie.

Kompozycja na froncie kartek miała przypominać karty z klasycznej talii, z symbolami i kolorami karcianymi. Na każdej z nich umieściłam wizerunek jednej z osób z obsady rewii (fotografie pochodzą od organizatorów, z pięknej sesji promującej spektakl, którą zrobił Kris Marchlak). Symbole wycinałam ręcznie, litery wycięłam wykrojnikiem i ozdobiłam drobnymi półkryształkami. Lubię takie detale, sprawiają, że zwykła kartka wygląda na dopracowaną.

Każdą kartkę spięłam papierową opaską z tytułem spektaklu, która jest chyba najzdobniejszą częścią kartek i zdecydowanie przyciąga wzrok. Chciałam, żeby było prosto, ale efektownie.

Poniżej widzicie krótki montaż z procesu tworzenia rewiowych kartek.

Jak Wam się podoba taki mariaż teatru z papierowym rękodziełem? Bardzo ten projekt polubiłam, choć teraz pewnie lepiej bym sobie go rozplanowała.

A moje wrażenia po spektaklu Viva Las Vegas znajdziecie w tym tekście na stronie: https://nawiasotwarty.pl/kasyno-w-teatrze-czyli-viva-las-vegas-w-teatrze-nowym-proxima/.