Łąka Cafe, odc. 22: W oparach przedświątecznego absurdu [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU

W Łąka Cafe pojawia się grupa teatralna, Zwierzęta Sceniczne, która wystawia spektakl Romeo i Julia. Dla Stefana to okazja, by zastanowić się nad stosowaniem masek teatralnych w prawdziwym życiu.

 lakowyserial_22

 

ŁĄKA CAFE

ODC. 22: W oparach przedświątecznego absurdu

 

Była zima. Taka prawdziwa, mroźna i biała. Całkiem ładna. Stefan zazwyczaj zimy przesypiał, i te, które mógł podziwiać do tej pory, zawsze wprawiały go w zachwyt. Chociaż czasami też przerażały, bo jednak chłodne dni nie działały korzystnie na jego nastrój. Poza tym Stefania się przeziębiła i teraz co chwilę kichała, pochylona nad swoimi papierami. Biedna.

Wszyscy wokół mówili o Świętach. Stefan nie rozumiał, czemu rozmawiają o nich od listopada, przecież tak szczególny czas wymaga szczególnego traktowania i nie spłycania go do gonitwy po sklepach, choćby nawet przystrojonych najpiękniejszymi choinkami. I chociaż Stefania powoli nalegała na wprowadzenie świątecznych dekoracji już na początku grudnia, Stefan chciał z tym poczekać jeszcze trochę, aż atmosfera świąt stanie się wyczuwalna w każdym powiewie wiatru. Tak więc w Łąka Cafe jeszcze nie było choinki, ale już wkrótce miała tam zagościć. Już niedługo. Przecież chyba jeszcze tydzień wytrzymają? Tymczasem ślimak napawał się pięknem białego puchu za oknem.

Jego błogą kontemplację zaśnieżonych drzew przerwało głośne pacnięcie o ścianę pod oknem. Potem nastąpiła seria dziwnych zdarzeń, które ślimak obserwował z nieelegancko rozdziawioną buzią.

 Stefan spojrzał w dół i ujrzał szarą, pierzastą kulę, otrzepującą się ze śniegu. I dziwnie migającą w zapadającym półmroku zimowego popołudnia.

– Ja cię kręcę, ale lądowanie! – wyjęczał gołąb Bob, gdy już udało mu się wtoczyć do środka kawiarni. Jego piórka oplątane były sznurem migających lampek. – Przez te światełka nic nie widzę.

– Za to ciebie widać doskonale! – zachichotała Klara, która siedziała przy barze. W skrzydełku trzymała ogromny piernik, który lukrowała pieczołowicie.

– Ładne, co? Moja kuzynka dostała kilka takich od jakiejś szalonej kawki w zamian za okruchy.

– Klaro, mamy już sto! Myślisz, że potrzebujemy więcej? – krzyknęła biedronka Stenia, wyłaniając się z zaplecza z wielką foremką w kształcie gwiazdki.

– Widzę, że Laura znowu nie mogła się oprzeć tym błyskotkom – westchnęła Klara. – Pierników nigdy za wiele – rzuciła w kierunku Stenii.

– Nie pojmuję – kontynuował Bob.

– Ja też nie. Co ona widzi w tych światełkach – ciągnęła Klara, mając na myśli zapewne swoją siostrę.

– Nie. Nie pojmuję, jak moja kuzynka mogła oddać okruchy – dokończył myśl Bob. – Ale przynajmniej dała mi takie lampki. Żebym się poczuł świątecznie. Tak powiedziała.

Kawka Klara tylko przewróciła oczami.

– Stefan, ja już nie mam ochoty czekać! – Stefania wpełzła w środek rozmowy, przystrojona w ogromną czapkę Świętego Mikołaja.

Podłoga w kącie sali zadrżała gwałtownie. Stefan pamiętał, że podobnie było w czasie wizyty kreta, Łukasza. Ale to by oznaczało…

– Cześć, wszystkim! – z dziury w rogu kawiarni wyłoniła się głowa Łukasza. Jego uśmiech przyblakł nieco, gdy zobaczył, że znów przebił się bezpośrednio do kawiarni. – O kurczę… Przepraszam. Chciałem wam tylko to zostawić – zniknął w dziurze i po chwili wypchnął przez nią czubek choinki. – Wykopałem w lesie. Spokojnie! – dodał szybko, widząc minę Stefana. – Ma korzenie. Będzie żyć i po świętach. Jeszcze raz przepraszam za tę małą katastrofę. Naprawię to wkrótce – powiedział i zniknął.

Ledwie zniknął, do lokalu wkroczył motyl Eustachy, owinięty szalem z wizerunkiem renifera.

– O choinka! Ależ oczywiście, chętnie pomogę wam w jej dekorowaniu – rzucił łaskawie i od razu zaczął planować układ bombek na drzewku.

– Stefan, widzisz! Wszyscy czują te święta, tylko ty nie! Ja chcę już wprowadzić u nas taki świąteczny nastrój! – Stefania stawała się coraz bardziej natarczywa w swojej walce o świąteczne dekoracje.

Nagle w Łące zaroiło się od małych mrówek, które domagały się gorącej czekolady. Stenia fruwała od ciastek w piekarniku, do baru, Stefania w swojej czapce Mikołaja domagała się wprowadzenia świątecznych dekoracji, co chwilę kichając, Bob popisywał się  błyskiem światełek przed małymi mrówkami, które też chciały takie mieć, Eustachy głośno komentował najodpowiedniejsze według niego błyskotki na choinkę, Klara lukrowała sto pierwszego piernika, a Stefan usiłując zasłonić dziurę po wizycie kreta fotelem, próbował zrozumieć, co właściwie się dzieje. Co za dzień! Ślimak czytał kiedyś Alicję w Krainie Czarów i miał wrażenie, jakby właśnie doświadczał zetknięcia z rzeczywistością Szalonego Kapelusznika. I to wszystko w mniej niż pięć minut. Wokół krążyły pytania bez odpowiedzi, a każdy zwracał się do niego.

– Ładnie błyszczą, co? – dopytywał się Bob.

– Możemy w końcu wprowadzić te ozdoby? – naciskała Stefania.

– Czy chcesz, abym pomógł ubrać ci choinkę ze smakiem? – dopytywał motyl Eustachy.

– Sto pierników to nic, prawda? – pytała retorycznie Klara.

– Czy na święta zamówić więcej czekolady? – niepokoiła się Stenia.

– A możemy pośpiewać kolędy? – krzyczały mrówki, jedna przez drugą.

Stefan gorączkowo zastanawiał się, co ma zrobić. Odetchnął głęboko, spojrzał po sali roztargnionym wzrokiem i udzielił jedynej odpowiedzi, na jaką udało mu się wpaść.

-Tak – szmery na sali natychmiast ucichły a po chwili dał się słyszeć zbiorowy szept zadowolenia: „No!”. Każdy rzucił się do realizacji własnego projektu. Od grupki mrówek popłynęły kolędy, do których wkrótce przyłączyli się pozostali. Stefania natychmiast dołączyła do zadowolonego Eustachego. Stenia zanurzała część pierników w czekoladowej polewie, a Klara nadal cierpliwie lukrowała.

Cóż, widocznie inni muszą świętować już teraz. Jeśli sprawia im to radość, Stefan jakoś to wytrzyma. Już nawet wiedział, gdzie postawi choinkę od Łukasza. Tam w rogu, na tej zasypanej dziurze po tunelu, będzie w sam raz. Ale i tak nie mógł się doczekać Wigilii.

 

W NASTĘPNYM ODCINKU

Stefan dowie się, że Wielki Bob nadal pracuje nad przejęciem  Łąki i to z niejakimi sukcesami. Na szczęście wigilijny okres i świąteczne już nastroje zrekompensują ponurą perspektywę. W Łąka Cafe wreszcie zagoszczą prawdziwe Święta!

Zamiast elegii [wierszem]

p1210403

Wczoraj pożegnaliśmy kabaretowo Kinoteatr Wrzos, który już niedługo zostanie  wyremontowany i powróci jako Teatr KTO. O tym wydarzeniu, Kabaretowym Pożegnaniu Wrzosu, jeszcze będę szerzej pisać na Verbum Na Polu. Tu jedynie chciałam zaznaczyć, że miało ono miejsce, bo to jeden z ważniejszych punktów w moim życiu.

Wbrew pozorom atmosfera była raczej radosna i wszyscy uczestnicy wieczoru zdawali się dobrze bawić. Zakończyliśmy tym samym pewien etap. Dla mnie było to kilka bardzo rozwijających lat, wiele wspaniałych znajomości.

Postanowiłam uhonorować finał tego etapu mojej wędrówki jakimś szczególnym rodzajem wpisu. Dawno nie napisałam wiersza. Ten zaczął pisać się sam, więc już pozwoliłam wybrzmieć mu do końca.

 

Zamiast elegii

 

Zamiast elegii pożegnalnej

Mam trochę uzbieranych wspomnień

Pył rozsypany na dywanie

Błysk reflektorów, kurz na oknie

 

Zamiast elegii mam spojrzenia

Co się nad sceną wciąż unoszą

Echo oklasków i marzenia,

Które powstały tutaj nocą

 

Zamiast elegii mam chwil kilka

Złapanych w formie fotografii

Splątane sznurki różnych losów

Złączonych tu na chybił-trafił

 

Zamiast elegii mam nadzieję

Że choć przemija postać świata

Wspomnieniem, myślą zaistnieje

Miejsce, gdzie mogę zawsze wracać

Łąka Cafe, odc. 21: Teatr to dziwny [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU

Stefan poznał Laurę, dumną siostrę Klary. Laura została zraniona przez jastrzębia, jednak była zbyt uparta by prosić o pomoc. Klara przy pomocy Stefana zaciągnęła ją jednak do Łąki, w której ranna kawka została otoczona opieką. Stefan zrozumiał, że prawdziwe szczęście oznacza istnienie dla innych.

 lakowyserial_21

ŁĄKA CAFE

ODC. 21: Teatr to dziwny

Stefania po raz kolejny postanowiła spróbować czegoś nowego i w Łąka Cafe rozgościła się objazdowa grupa teatralna, Zwierzęta Sceniczne. Oczywiście, ślimaczyca zakochała się w tej formie sztuki u ludzkich przyjaciół z Łąki, i tak długo szukała, aż znalazła coś dla siebie.

Zwierzęta Sceniczne tworzyło kilka owadów i dwie myszy. Na ich repertuar składały się głównie sztuki podpatrzone przez członków grupy w różnych teatrach w mieście. W Łące miał się odbyć spektakl Romeo i Julia, w którym mysz Romeo zakochuje się w ćmie Julii. Stefan wiedział, że oryginalną sztukę napisał William Shakespeare, bo już zdążył ją przeczytać i teraz, gdy grupa aktorów próbowała na zaimprowizowanej scenie, ustawionej pod jedną ze ścian, cytował z pamięci całe fragmenty tekstu.

– Julio, moja Julio – powiedział, zbliżając się z uśmiechem do Stefanii, zapatrzonej w scenę, na której trwała próba.

– Ciiiii – uciszyła go ślimaczyca. Stefan westchnął i udał się do baru, za którym uwijała się Stenia.

– No dobra, czy ja coś znów zrobiłem nie tak? – zapytał biedronki, gdy podawała mu ulubioną herbatę.

– Nie. Po prostu daj jej czas na kontemplację. Patrz, jak ją to fascynuje – wskazała na scenę i wpatrzoną w nią Stefanię.

– No rzeczywiście. Masz rację, gapa ze mnie – postanowił poczekać do końca próby i dopiero wtedy podjął ponownie rozmowę ze ślimaczycą. Tym razem wszystko przebiegło sprawnie i uciął sobie z nią miłą pogawędkę. Po kwadransie do ich stolika zaczęły przyłączać się żuki (tak, znowu żuki!), ćmy i myszy ze Scenicznych zwierząt.

– Zazwyczaj, jak tak podróżujemy sobie po różnych miejscach, to zauważamy coraz większe podobieństwo życia do teatru – ciągnął Anzelm, mysz grająca Romea. Reszta trupy natychmiast potwierdziła.

– Naprawdę? Bo ja też zaczynam to dostrzegać! – podjęła rozradowana Stefania.

– Serio? – zdziwił się uprzejmie Stefan. Klara dyskretnie trąciła go skrzydełkiem, gdy Stefania spojrzała na niego z lekkim wyrzutem.

– Prawda? – ćma Joanna, odtwórczyni roli Julii, podskoczyła uradowana. – Zauważyłaś, Stefanio, jak idealnie pasują na nas teatralne maski?

– Co masz na myśli? – spytała ślimaczyca.

– Na przykład w takim Romeo i Julia – kontynuowała Joanna – jest i śmiech, i łzy.

– Jak w życiu – Klara pokiwała głową.

– Otóż to – zgodziła się Joanna. – W sztuce teatralnej te stany i emocje odgrywamy, możemy je przywołać na scenie, gdy są nam potrzebne. Symbolizują to maski teatralne, których podobno kiedyś używano w Grecji.

– Tak, słyszałem kiedyś wykład o tym na jednej z uczelni – potwierdził Anzelm.

– Jedna maska jest uśmiechnięta, a druga smutna. Jedna jest komiczna, a druga tragiczna. Oczywiście to tylko przykłady,  bo takich masek symbolicznie możemy wytworzyć na scenie więcej.

– Jak w życiu – ponownie wtrąciła się Klara.

– No dokładnie! – przyklasnęła ćma. – I teraz pomyślcie, że jak spotykacie kogoś po raz pierwszy, to chcecie mu się zaprezentować z jakiejś strony. I co wtedy robicie?

– Zakładamy maskę? – zapytał Stefan niepewnie.

– Tak! Tylko ty wiesz, jaki jesteś naprawdę – Anzelm kontynuował wywody przyjaciółki. – Reszta widzi w tobie to, co chcesz pokazać. Oczywiście, możesz chcieć pokazać jak najwięcej z tej swojej prawdy. Ale nie musisz. Bo masz maski do wyboru.

– Ach, rozumiem – odparła Stefania. – Czyli kiedy rozmawiamy sobie tutaj tak przy stole i padają żarty np. z mojej strony, to jest jakby moja maska komiczna.

– A jak ja idę do ciebie, powiedzieć, że mi smutno i robię taką niewyraźną minę – Stefan zaprezentował – to to jest maska tragiczna?

– Nie, to dramat – uśmiechnęła się Klara.

Wszyscy zaczęli się śmiać. Ale Stefan już wiedział. Każdy widzi na scenie to, co pragnie ujrzeć. Dla każdego historia Romea i Julii ma inne znaczenie. Każdy ma także własny teatr. Teatr swojego życia, w którym rozgrywa sztukę według własnego scenariusza. Jego mu się nawet podobała, bo zaprosił do współpracy wielu przyjaciół. Może to dziwny teatr, ale nie zamieniłby go na nic innego.

W NASTĘPNYM ODCINKU

Stefan ma wrażenie, jakby świat wokół niego zwariował. Jak to się dzieje, że niektóre dni wydają się być wycięte ze środka snu szalonego kapelusznika? Jak Stefan i jego łąkowi przyjaciele radzą sobie z takimi dniami?