Łąka Cafe, odc. 16: Powrót Wielkiego Boba [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU

Halloweenowe przyjęcie w Łąka Cafe było bardzo kolorowe i radosne. W dekorowaniu pomagał motyl Eustachy. Na przyjęciu pojawiło się wielu stałych gości. Wpadł także gołąb Bob, który wcześniej natknął się na  Wielkiego Boba  i jego obstawę, ale udało mu się ich zmylić i odesłać w inne miejsce. Stefan, przy drobnej pomocy Klary, zaczął wreszcie rozumieć, że czuje do Stefanii coś więcej, niż tylko zwykłą przyjaźń.

 lakowyserial_16

ŁĄKA CAFE

ODC. 16: Powrót Wielkiego Boba

Klara z przyjemnością obserwowała, jak Stefan i Stefania z każdym dniem się do siebie zbliżają. Oczywiście, jemu nadal zdarzało się zapatrzeć w Stenię, a jej odrobinę zbyt często wybuchać w czasie rozmowy, ale ogólna tendencja w ich relacji była zadowalająca. Kawka widywała ich coraz częściej pochylonych ku sobie i rozmawiających szeptem, albo chichoczących z tylko dla nich zrozumiałych dowcipów.

W Łąka Cafe nadal jeszcze rozmawiano o ostatniej imprezie. Wszyscy byli nią zachwyceni. No, może poza Eustachym, który wciąż rozpamiętywał przesunięte w złą stronę dynie, przekrzywione girlandy i popsutą kompozycję na stole. Ale nawet on musiał się uśmiechnąć na wspomnienie Boba, który przez pięć minut paradował w dyni na głowie, bo koniecznie musiał sprawdzić, czy na dnie dyniowego półmiska nie zostały jeszcze jakieś łakocie.  Dopiero przy pomocy ludzi, którzy bawili się w swojej części kawiarni, udało się wyswobodzić ptaka, który triumfalnie uniósł w dziobie nadkruszone, czekoladowe ciastko.

Jednym słowem, atmosfera była sielankowa. Nie psuły jej ani jesienne ulewy, ani niemili klienci, ani nawet wymądrzający się Eustachy. Klara pomyślała, że tak spokojnie dawno nie było. W związku z tą myślą od razu zaczęła czekać na jakiś nagły zwrot akcji.

I rzeczywiście. Pewnego ranka drzwi kawiarni otworzyły się z hukiem i stanął w nich…

– Wielki Bob! – krzyknęła Klara, a Stefan i Stefania odskoczyli od siebie w swoim kącie i natychmiast spojrzeli w stronę wejścia.

Stefan pomyślał, że chyba ma déjà vu, bo spanikowani goście kawiarni zaczęli chyłkiem opuszczać lokal. „O nie! – pomyślał ślimak. – Ten gołąb nigdy się nie nauczy!”

– Czego chcesz? – powiedział najbardziej obojętnym tonem, na jaki było go stać.

– Hola, hola, koleżko! – Wielki Bob odezwał się niemiłym tonem i zmierzył ślimaczą parę wzrokiem. – Może grzeczniej, co?

– Słyszałeś, co pan mówi? – wtrącił jeden z gołębi stojących za czarnym Wielkim Bobem, też zresztą Bob (jak każdy gołąb).

– Spokojnie, Bob – Wielki Bob zwrócił się do swojego pobratymca. – Po ostatnim incydencie chyba znają swoje miejsce.

– Chyba ty też powinieneś je znać? Myślałam, że mrówki wystarczająco dobrze ci pokazały, że twoje miejsce jest za drzwiami naszego lokalu! – Klara nie pozostała mu dłużna. Wielki Bob wykrzywił dziób w grymasie złości, ale opanował się i odparował ten atak.

– Już niedługo, kwoczko, wasze miejsce też tam będzie! – syknął, a jego ochroniarze zarechotali.

– Cham! – syknęła Stefania, a Stefan zbliżył się do niej, jakby chciał ją ochronić. Stenia za ladą chwyciła jakiś wielki młotek, gotowa do walki.

– Co to ma znaczyć? – zapytała Klara, nie spuszczając wzroku z intruza.

– Dowiesz się w swoim czasie. Moi spece od wszystkiego nie próżnują. – odparł Wielki Bob, nie siląc się nawet na tajemniczy ton. – Tak na marginesie, na mieście się mówi, że urządziliście sobie tutaj niezłą imprezę. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nas nie zaprosiliście – dodał, a dwa gołębie za nim znów zarechotały. – Niemniej jednak tuszę, że za kontuarkiem zostało co nieco? – skinął głową i jeden z jego gołębi ruszył za ladę.

– Gdybyś poprosił, dalibyśmy, co mamy! – syknęła Klara, coraz bardziej wściekła.

– O, nie wątpię… Ale tak… – wskazał na obładowanego zapasami gołębia, którego Stenia obrzucała nienawistnym spojrzeniem – jest zabawniej.

Potem pokazał swojej obstawie, że wychodzą i opuścili Łąkę obładowani ciastkami. Widocznie nauczeni doświadczeniem odbyli tę wizytę bardzo szybko, żeby do lokalu nie zdążyła dotrzeć żadna pomoc.

– Co za typ! – prychnęła Klara. – Myślicie, że faktycznie coś knuje? – Nikt nie zdążył jej odpowiedzieć, bo w tym momencie do kawiarni wpadł zaprzyjaźniony gołąb Bob, ledwo dysząc z wysiłku.

– On tu leci! Wielki Bob! Szybko, schowajcie się i zamknijcie drzwi! – rzucał raz za razem, urywając zdania i dukając.

– Spóźniłeś się, Bob – odpowiedziała Stefania. – Właśnie wyszedł.

– Tak mi przykro! – odrzekł Bob. – On robi się coraz gorszy. Dowiedział się o przyjęciu, podsłuchał jakieś mrówki… I strasznie się wkurzył. Powiedział, że da wam nauczkę tak, że popamiętacie raz na zawsze!

– Sugerował, że wyrzuci nas z Łąki – powiedział smętnie Stefan.

– Obawiam się, że może do tego doprowadzić! Jest nieobliczalny! Kiedyś się doigra! – odparł Bob.

– Nie myślmy teraz o nim! Poszedł sobie! Pomóżcie mi posprzątać ten bałagan na półkach a ja zrobię wam soczek, z tego co nam te brutale zostawiły! – Stenia odzyskała werwę i już krzątała się za kontuarem.

– Stenia ma rację – poparła Klara. – Nie będziemy się nim martwić. Mamy siebie. Zawsze. A on…

– Też ma siebie – podsumował Bob.

– No właśnie – uśmiechnął się Stefan. – To chyba jemu należałoby współczuć.

Nastrój się poprawił. Sprzątając, zaczęli opowiadać sobie najnowsze dowcipy, a Stenia zrobiła najdziwniejszy i najsmaczniejszy koktajl owocowy, wykorzystując to, co zostało w zapasach. A potem Klara mogła wrócić do obserwowania Stefana i Stefani, stojących czułek przy czułku w swoim kącie.

W NASTĘPNYM ODCINKU

Stefania planuje ponownie koncert żukowego bandu Bzz. Stenia wspomina żuka Jose, z którym kiedyś coś ją łączyło. Niespodziewanie, okazuje się, że nowy członek zespołu ma na drugie imię Jose i jest równie interesujący. A może nawet bardziej. Czy Stenia wykorzysta szansę? Klara oczywiście uzna za swój obowiązek pomóc jej w podjęciu decyzji. Stefan martwi się, że Stenia może trafić na jakiegoś niemiłego owada. Czy pogodzi się z jej wyborami?

 

POPRZEDNIE ODCINKI:

ODC. 1: Dzień jak nie co dzień

ODC. 2: Stenia

ODC. 3: Stefania

ODC. 4: Węzły i supły

ODC. 5: Nieszczęście w szczęściu

ODC. 6: Samoobrona sztuki

ODC. 7: Akcja Mole Książkowe [część I]

ODC. 8: Akcja Mole Książkowe [część II]

ODC. 9: Akcja Mole Książkowe [część III]

ODC. 10: Mamy kreta!

ODC. 11: Bob. Wielki Bob

ODC. 12: Mrówcza robota

ODC. 13: Gołąb marnotrawny

ODC. 14: Uśmiech gratis

ODC. 15: Cukierek albo… cukierek

OFAFA 2016, czyli święto animacji [reportaż]

ofafa-2016-poster2

 

W tym roku Festiwal Filmu Autorskiego OFAFA odbył się po raz dwudziesty pierwszy. I po raz ostatni w przestrzeni Kinoteatru Wrzos. Chociaż od kilku lat jestem związana z Wrzosem, dopiero w tym roku udało mi się spędzić dzień na tym festiwalu. Poznałam wcześniej próbkę możliwości twórców animowanych dzieł, przy okazji cyklu Kinoteatru Wrzos,  „Komiczna animacja”, który prowadzili krakowscy komicy. Na co dzień jednak z animacjami mam do czynienia zazwyczaj, jeśli oglądam filmy dla dzieci. Tymczasem ten jeden dzień odsłonił przede mną bogactwo animowanego świata i pasję ludzi, którzy zdecydowali się w ten świat wniknąć głębiej.

Nie tylko filmy

Program festiwalu składał się jednak nie tylko z pokazu filmów konkursowych. W folderze festiwalowym czytamy: „OFAFA 2016: Festiwal Filmu Autorskiego to otwarte wydarzenie filmowe łączące konkurs dla twórców filmowych oraz konferencję dla filmoznawców  i miłośników filmu animowanego i eksperymentalnego”. Organizatorzy zadbali więc o podniesienie dyskusji wokół tematu szeroko pojętej animacji w czasie konferencji ANIMACJA/EKSPERYMENT. Dostępne były także praktyczne zajęcia warsztatowe, dla tych, którzy chcieli zapoznać się z filmem animowanym od strony technicznej – zarówno w zakresie tworzenia obrazu, jak i dźwięku.

Filmowe konfetti

W konkursie brały udział krótkometrażowe filmy szkolne i niezależne. Ta niewielka próbka, którą miałam okazję obejrzeć 28 października, wystarczyła, by ukazać różnorodność formy i treści animacji skierowanej do widzów dorosłych. Były wśród nich animacje w technice stop motion, video-art, komputerowe, rysunkowe, wykorzystujące materie sypką (np. piasek), eksperymentalne oraz łączące różne rodzaje technik. Pojawiały się wątki abstrakcyjne i zaczerpnięte z codzienności, a także obrazy z pogranicza jawy i snu. Ta różnorodność jest optymistycznym podsumowaniem każdej dziedziny twórczej, którą ogranicza jedynie wyobraźnia. Zestawienie tak odmiennych efektów pracy animatorów w jednej przestrzeni festiwalowej, pozwala obserwować tę różnorodność jako wielobarwne konfetti indywidualnej twórczości, wskazujące także na miejsca wspólne. To skojarzenie nasunęło mi się zresztą w związku z oryginalną identyfikacją wizualną tej edycji OFAFA. Rys indywidualności był jednym z kryterium naboru filmów konkursowych.

Poprosiłam Magdalenę Krzosek, która była odpowiedzialna za program tegorocznej edycji, o odpowiedź na pytanie, w jakim kierunku, jej zdaniem, podąża dzisiaj młoda polska animacja. Czy, mimo tej różnorodności, dostrzega tendencję wzrostową (lub spadkową) pewnych form i tematów?

Magdalena Krzosek:

„Młoda polska animacja to przede wszystkim filmy osobiste, wychodzące od jednostkowych spostrzeżeń dotyczących świata. Mamy w niej indywidualne historie pokazujące trudne doświadczenie nowoczesności. Z jednej strony są to zawsze obecne i dosyć już zbanalizowane problemy miejsca człowieka w kapitalistycznym, stechnicyzowanym  społeczeństwie, z drugiej zupełnie prywatne narracje dotyczące relacji międzyludzkich. Animacje dotykają takich kwestii jak emocjonalne wyobcowanie, samotność, odczucie społecznego niedopasowania czy nietrwałość związków z innymi ludźmi. Często mają wymiar ironicznego komentarza, który ukrywa podskórny niepokój, że w świecie niemal nieograniczonych możliwości wszystko uległo upłynnieniu.

Część animacji to eksperymenty z formą i materią filmową – pojawiają się niecodzienne techniki animowania oraz nowe pomysły na wykorzystanie technik klasycznych (między innymi non-camerowej). Coraz częściej spotkać można również filmy afabularne, zupełnie nieanegdotyczne, a nawet abstrakcyjne. Jest to pewnego rodzaju zbiór osobliwości, ciekawostek, drobnych przedmiotów, małych i dużych spraw. Każdy z tych filmów znajduje innego odbiorcę i trudno mówić o jakiejś spójności wewnątrz zjawiska.”

Animacja teoretycznie…

28 października, w Międzynarodowym Dniu Animacji (w rocznicę pokazu Théâtre Optique, zaprezentowanego przez Charles’a-Émile’a Reynaud w 1892 roku), miała miejsce także Konferencja: Animacja/Eksperyment. Zgodnie z nazwą tego cyklu spotkań, wystąpienia prelegentów dotyczyły nie tylko świata animacji, ale także pogranicza filmu animowanego i eksperymentalnego. Wśród poruszanych tematów znalazły się m.in. powiązania filmu i biografii literackiej, animacja przedmiotów, zastosowanie dźwięku w filmie animowanym czy eksperymenty z pogranicza video-artu. Miejsce filmu animowanego we współczesnej kulturze zdecydowanie jest warte szerszego przedyskutowania, niemniej jednak już tych kilka wystąpień rzuciło światło na możliwości drzemiące w tej dziedzinie twórczości i dziedzinach jej pokrewnych.

W jaki sposób animacja i eksperyment wpływają na rozwój filmu poza głównym nurtem twórczości? Czy w mainstreamie również pojawia się chęć korzystania ze zdobyczy tych dziedzin?

Magdalena Krzosek:

„Film animowany i eksperymentalny trudno współcześnie oddzielić od takich form, jak teledysk, reklama, trailer do gry czy video-instalacja. Medium, jakim jest zmultiplikowany ekran pozwoliło na nieograniczoną ekspansję animowanych obrazów. Każdego dnia otwieramy telefony komórkowe czy laptopy i zalani jesteśmy treścią wizualną, która wywodzi się z animacji i sztuki video. Można powiedzieć, że na poziomie formalnym te dwa światy nie mają jednoznacznej granicy i wzajemnie się przenikają. Na podział mainstream i poza mainstreamem wskazuje, moim zdaniem, jedynie treść. Filmy niezależne i artystyczne poruszają się w pewnej przestrzeni refleksji i indywidualnej wyobraźni, główny nurt kultury audiowizualnej stawia na opowiadanie atrakcyjnych historii – rozrywkę, sensację i łatwą przyjemność. Myślę, że to, co obecnie możemy nazwać twórczością niezależną (artystyczną) to filmy, których odbiór wymaga od nas pewnej otwartości i wysiłku, próby zatrzymania się i zrozumienia. Są to filmy, który w jakiś sposób nas zmieniają i pokazują świat w taki sposób, w jaki sami byśmy nie spojrzeli – otwierają pewne nowe horyzonty. Mainstream zaś to wszystko, co konsumujemy nie zatrzymując się, bez konsekwencji – tak jak kawę na wynos.”

… i praktycznie

Wszyscy, którzy lubią teorię popartą praktyką, mieli okazję wziąć udział w kilku warsztatach. Michał Warmusz (na co dzień realizator dźwięku, właściciel studia Nova Sound&Vision i lider zespołu meeow) zaproponował uczestnikom naukę podstaw realizacji efektów dźwiękowych typu Foley, pozwalających skonstruować wiarygodną warstwę dźwiękową nie tylko w filmie animowanym.

Agata Starczak (absolwentka grafiki na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego) zapoznała uczestników warsztatów z animacją poklatkową (stop-motion), pomagając im stworzyć krótką etiudę filmową za pomocą rysowania piaskiem na szkle.

Na zakończenie zajęć praktycznych Magdalena Krzosek poprowadziła otwarte warsztaty i dyskusję na temat miejsca animacji w krytyce filmowej.

Dlaczego warto rozmawiać o animacji w kontekście krytyki? W jaki sposób o animacji może opowiadać ktoś, kogo na co dzień zajmują inne dziedziny twórczości?

Magdalena Krzosek:

„Pytanie warto byłoby postawić w drugą stronę – nie dlaczego wato rozmawiać o animacji, bo o tym jest cały festiwal OFAFA, a także szereg innych festiwali w Polsce (Etiuda&Anima, Animator, Animocje czy Ars Independent), ale jak rozmawiać? Warto rozmawiać, bo moim zdaniem, nie powinniśmy się nigdy dać zalać bezmyślną masą komercyjnych obrazów, ale szukać czegoś odrębnego, wartościowego. Kino mainstreamowe oferuje nam określoną estetykę, która dominuje także w innych mediach audiowizualnych. Mainstream jest ustandaryzowany – operuje tymi samymi środkami wizualnymi, kompozycjami barw i światła, kompozycjami kadrów, sposobami rejestracji, cięcia i montażu. Nawet muzyka w większości nowych kasowych filmów jest podobna – heroiczno-romantyczna. Warto zatem sięgnąć do świata animacji, który jest różnorodny, inny i ciekawy. Pokazuje nam odmienne sposoby patrzenia na te same rzeczy, uczy uważności i pewnej refleksyjności. A jak o nim rozmawiać? Chyba najłatwiej językiem emocji, wychodzącym od widza. Nie – co autor miał na myśli, ale – jak ja to widzę i co to dla mnie jako odbiorcy znaczy.”

Czego nauczyła mnie OFAFA 2016?

Uczestnictwo w tej edycji festiwalu na pewno poszerzyło moją perspektywę postrzegania filmu animowanego. Dzięki konferencji zrozumiałam lepiej kilka pojęć, takich jak stop motion, video-art czy digital 2D/3D. Dotąd były mi znane, jako część terminologii, określającej pewien zakres kultury współczesnej. Teraz mogłam poznać ich rozwinięcie w praktyce badawczej i artystycznej.

Zobaczyłam przekrój młodej polskiej animacji. Może nie wszystkie filmy trafiły w mój gust, na pewno jednak było to doświadczenie interesujące, uczące mnie czegoś nowego o moim odbieraniu świata. Ze względu na tematykę podobał mi się bardzo film Umarłam… No i co ja powiem mamie? (reż. Sonya Nabok). Spodobał mi się także króciutki film zrealizowany w technice rysunku i wycinanki, Falbany (reż. Kaja Ilczuk). Rozbawił mnie obrazek Jagody Klaczyńskiej, Niespodziewany Lokator, zaintrygowała animacja Limbo Jacka Piotrowicza.

W czasie konferencji dowiedziałam się o istnieniu włoskiej animatorki, Beatrice Pucci, której twórczość w dziedzinie animacji lalkowej zasługuje na szersze omówienie. Łukasz Rozmarynowski w swoim wystąpieniu przedstawił m.in. własną interpretację interesującego filmu, Soil Is Alive.

Moją uwagę przykuła także prezentacja Wioletty Sowy na temat udźwiękowienia filmu animowanego, oraz opowieść Miłosza Hołody o filmach PESa, animacji poklatkowej i ready made.

Program festiwalu był na tyle zróżnicowany, że każdy mógłby w nim znaleźć coś dla siebie.

Organizatorzy OFAFA 2016

Ponieważ sama przez lata angażowałam się w organizację imprez kulturalnych, nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o stronie organizacyjnej konkursu.  Festiwal OFAFA 2016 nie mógłby się odbyć, gdyby nie zaangażowanie kilku osób, które zorganizowały tę imprezę, pod szyldem Kinoteatru Wrzos. Magdalena Krzosek odpowiadała za większość spraw organizacyjnych. Poza funkcją kierownika artystycznego, zajmowała się organizacją konferencji i projektami graficznymi. Prowadziła także wszystkie spotkania z widzami i uczestnikami konferencji.

Jak organizuje się tak dużą imprezę filmową?

Magdalena Krzosek:

Następne pytanie 🙂 To jest mała impreza filmowa, o niewielkim budżecie. Takie raczej spotkanie wokół animacji niż wielki festiwal. Organizacja to na początku uważny wybór wartościowych filmów i dobór ciekawych prelegentów, a także przygotowanie warsztatów. A potem to już tylko maile, maile, maile i siedzenie przed komputerem, żeby wszystko dograć.”

W działaniach organizacyjnych pomagali także: Agnieszka Skotniczna, kierująca Kinoteatrem Wrzos, oraz Michał Warmusz, który zaopiekował się stroną techniczną.

Na wszystkich festiwalowych gości czekały stosy smacznych ciasteczek, a za barem znajdującej się w hallu kinoteatru Łąka Cafe, uśmiechnięta Agnieszka Tobijasiewicz.

Festiwal OFAFA nie mógł sobie wymarzyć lepszego zestawu organizatorów swojej ostatniej edycji w przestrzeni Kinoteatru Wrzos.

Więcej na temat festiwalu przeczytacie na jego stronie oficjalnej, ofafafestiwal.org.

„Dziady” na kilka sposobów [zestawienie]

Wczoraj obchodziliśmy Dzień Wszystkich Świętych. Dzisiaj świętujemy Święto Zmarłych, czyli Zaduszki. W czasach przedchrześcijańskich, a i później, w kulturze ludowej, w tym okresie obchodzono Dziady, którą to tradycję uwiecznił w swoim dziele Adam Mickiewicz. Jest to mój ulubiony dramat tego autora. Powstało wiele adaptacji, ekranizacji i inscenizacji tego tekstu. Niestety żadnej z nich nie widziałam na żywo. Poniżej przedstawiam listę tych, które widziałam za pośrednictwem telewizji, lub chciałabym obejrzeć.

dziady_autumn-deslauries
fot. Autumn DesLauries, (źródło: unsplash.com)

Lawa, reż. Tadeusz Konwicki, filmowa adaptacja Dziadów, 1989 r.

Znakomita adaptacja. Poza wątkami zaczerpniętymi bezpośrednio od autora sztuki, Tadeusz Konwicki wprowadził elementy historii Polski XX wieku (II wojna światowa, wizyta Jana Pawła II). Podobało mi się rozpisanie roli Gustawa-Konrada na Gustawa Holoubka i Artura Żmijewskiego, co dodatkowo poszerzyło pole interpretacyjne o wiek bohaterów. W obasadzie filmu znalazło się wielu wspaniałych aktorów: Maja Komorowska, Piotr Fronczewski, Grażyna Szapołowska, Jan Nowicki.

Dziady, reż. Konrad Swinarski, Teatr Stary w Krakowie, 1973 r.

Konrada zagrał Jerzy Trela. Czwartą ścianę przełamano wprowadzając pomost łączący widownię ze sceną. W ten sposób także publiczność mogła stać się aktorem. Telewizyjna wersja spektaklu powstała we współpracy z zespołem Teatru Starego.

W 1983 roku, już po śmierci reżysera, powstała telewizyjna wersja spektaklu.

Dziady, reż. Krzysztof Babicki, Teatr Śląski w Katowicach, 2011 r.

Krzysztof  Babicki uwspółcześnił dramat Mickiewicza, osadzając go w bliskiej nam rzeczywistości. W opisie spektaklu na stronie Teatru Śląskiego czytamy: „Spektakl ma swój początek w przytułku dla ludzi odrzuconych, tych, którym w życiu nie wyszło, którzy odpadli z tzw. wyścigu szczurów, znaleźli się na marginesie społecznym, dla „umarłych za życia”. Wśród nich znajduje się Guślarz, niegdyś artysta-malarz, marzyciel, który pewnego jesiennego wieczoru urządza w przytułku seans spirytystyczny. Podczas owej „nocy Dziadów” pojawiają się wszystkie mickiewiczowskie duchy.”

Spektakl został zarejestrowany dla Telewizji Polonia. Bardzo jestem ciekawa tej wersji dramatu. Współczesne odczytania klasyki zazwyczaj mi się podobają.

Dziady, reż. Kazimierz Dejmek, Teatr Narodowy, 1967 r.

To słynne wystawienie pozostaje  w sferze moich marzeń. Gustawa-Konrada zagrał Gustaw Holoubek. Scenografię do tej inscenizacji wykonał Andrzej Stopka, który pomieszkiwał kiedyś w mojej rodzinnej miejscowości.

Władze radzieckie nakazały zdjęcie spektaklu z afiszu, co doprowadziło do zamieszek i w efekcie do wydarzeń z Marca 1968 roku.

Dziady według Kabaretu Moralnego Niepokoju

Żeby nie było tak ponuro, na zakończenie proponuję Dziady w wersji Kabaretu Moralnego Niepokoju z programu Historia literatury według  Kabaretu Moralnego Niepokoju. By docenić obecność Anzelma Bohatyrowicza, zalecam obejrzenie całego programu. Warto.

Dziady to bardzo nośny tekst. Świetnie napisany dramat, o różnorodnej stylistyce, dający wiele możliwości interpretacyjnych. To dobrze, że po tylu latach wciąż jesteśmy w stanie odczytać Dziady na nowo, nie zapominając o kontekście ich powstania.