Powody do optymizmu, czyli radosnych świąt

nawias-otwarty-_-wesolych-swiat

To był dla mnie bardzo intensywny rok. Bywało raz lepiej, raz gorzej, ostatecznie bilans wydaje się być dodatni. Cóż, bez zmian stalibyśmy w miejscu, a to trochę głupio, skoro cała Ziemia kręci się wokół Słońca. Każde doświadczenie popycha nas do przodu.

Wokół nas szaleją polityczne burze. Dobrze znaleźć w sobie jakieś powody do optymizmu. Mimo wszystko. Grudzień podoba mi się coraz bardziej. 13 grudnia zorganizowaliśmy z Szymonem Jureczką  huczne Kabaretowe Pożegnanie Wrzosu, w czasie którego zadebiutowałam na scenie Kinoteatru Wrzos, w repertuarze Grupy PS, czyli również w piosenkach z moimi tekstami, we wspaniałym towarzystwie tejże grupy.  Wieczór uświetnili artyści kabaretu związani z Wrzosem: Łapanowskie Grupy Kabaretowe, Kabaret Nomen Omen, Kabaret Róbmy Swoje, Kabaret BudaPesz, Kabaret Trzecia Strona Medalu. Więcej o tym wydarzeniu znajdziecie na Verbum Na Polu.

Całkiem niedawno ukazała się też książka, w której znajduje się mój artykuł o Montrealu w poezji poetów Quebecu, co również bardzo mnie cieszy.

A wczoraj, 20 grudnia, zostałam jedną z laureatek konkursu Małopolska Nagroda Filmowa Trzy Korony, otrzymując Wyróżnienie za debiutancki scenariusz Podboye, o Tadeuszu Boyu-Żeleńskim i kobietach jego życia. Bardzo sobie to wyróżnienie cenię, ponieważ to pierwszy tak duży konkurs, w którym brałam udział i nie spodziewałam się, że uda mi się wejść do finału. Przewodniczącym Jury był Pan Jerzy Stuhr. Tym bardziej cenię sobie to Wyróżnienie. Mam nadzieję, że mój tekst kiedyś doczeka się realizacji i wieść o Boyu poniesie się w świat.

W zeszłym roku napisałam tekst swojej pierwszej piosenki świątecznej, Nowe Święta. Muzykę do niej skomponowała moja niezastąpiona Magda Małek i obie uważamy, że byłby z tego niezły przebój radiowy 😉 Niech ten tekst będzie moimi życzeniami dla Was. Pamiętajcie: zachowujcie dobre wspomnienia ku pokrzepieniu serc, ale nie rozpamiętujcie tych złych. Przyszłość zależy od Was 🙂 W święta cieszcie się magią chwil, odnajdując radość  nawet w świątecznej krzątaninie. Ponadto życzę Wam i sobie, żeby wokół nas zapanował spokój. Choć na chwilę. Wszystkiego najlepszego!

 

NOWE ŚWIĘTA

 

Napisane na kolanie teksty tanie

Nazrywanych gdzieś po drodze świerków garść

I skrzypiące ze starości sanie

Wszystko lepsze od przeboju WHAM

 

[Last Christmas I gave you my heart?]

 

Ref.:

Bo ostatnie święta, jak zeszłoroczny śnieg

Przeminęły, teraz mamy całkiem nowe

Gotuj barszczyk, sklejaj uszka, sernik piecz

Ciesz się chwilą, szczęście przyjdzie na gotowe

 

Bo ostatnie święta, jak zeszłoroczny śnieg

Przeminęły, teraz mamy całkiem nowe

I te nowe mogą zmienić nam historii bieg

Aż George Michael będzie łapał się za głowę

 

Więc,

Możesz zamknąć we wspomnieniach smutki swoje

Ale zamknij, wyrzuć kluczyk, nie patrz tam

I pamiętaj, że to święta całkiem nowe

Dużo lepsze niż z przeboju WHAM

 

Ref.

Bo ostatnie święta, jak zeszłoroczny śnieg

Przeminęły, teraz mamy całkiem nowe

Gotuj barszczyk, sklejaj uszka, sernik piecz

Ciesz się chwilą, szczęście przyjdzie na gotowe

 

Bo ostatnie święta, jak zeszłoroczny śnieg

Przeminęły, teraz mamy całkiem nowe

I te nowe niech przyniosą  ci radości zew

Byś ze szczęścia aż się łapał za swą głowę

 

 

Łąka Cafe, odc. 22: W oparach przedświątecznego absurdu [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU

W Łąka Cafe pojawia się grupa teatralna, Zwierzęta Sceniczne, która wystawia spektakl Romeo i Julia. Dla Stefana to okazja, by zastanowić się nad stosowaniem masek teatralnych w prawdziwym życiu.

 lakowyserial_22

 

ŁĄKA CAFE

ODC. 22: W oparach przedświątecznego absurdu

 

Była zima. Taka prawdziwa, mroźna i biała. Całkiem ładna. Stefan zazwyczaj zimy przesypiał, i te, które mógł podziwiać do tej pory, zawsze wprawiały go w zachwyt. Chociaż czasami też przerażały, bo jednak chłodne dni nie działały korzystnie na jego nastrój. Poza tym Stefania się przeziębiła i teraz co chwilę kichała, pochylona nad swoimi papierami. Biedna.

Wszyscy wokół mówili o Świętach. Stefan nie rozumiał, czemu rozmawiają o nich od listopada, przecież tak szczególny czas wymaga szczególnego traktowania i nie spłycania go do gonitwy po sklepach, choćby nawet przystrojonych najpiękniejszymi choinkami. I chociaż Stefania powoli nalegała na wprowadzenie świątecznych dekoracji już na początku grudnia, Stefan chciał z tym poczekać jeszcze trochę, aż atmosfera świąt stanie się wyczuwalna w każdym powiewie wiatru. Tak więc w Łąka Cafe jeszcze nie było choinki, ale już wkrótce miała tam zagościć. Już niedługo. Przecież chyba jeszcze tydzień wytrzymają? Tymczasem ślimak napawał się pięknem białego puchu za oknem.

Jego błogą kontemplację zaśnieżonych drzew przerwało głośne pacnięcie o ścianę pod oknem. Potem nastąpiła seria dziwnych zdarzeń, które ślimak obserwował z nieelegancko rozdziawioną buzią.

 Stefan spojrzał w dół i ujrzał szarą, pierzastą kulę, otrzepującą się ze śniegu. I dziwnie migającą w zapadającym półmroku zimowego popołudnia.

– Ja cię kręcę, ale lądowanie! – wyjęczał gołąb Bob, gdy już udało mu się wtoczyć do środka kawiarni. Jego piórka oplątane były sznurem migających lampek. – Przez te światełka nic nie widzę.

– Za to ciebie widać doskonale! – zachichotała Klara, która siedziała przy barze. W skrzydełku trzymała ogromny piernik, który lukrowała pieczołowicie.

– Ładne, co? Moja kuzynka dostała kilka takich od jakiejś szalonej kawki w zamian za okruchy.

– Klaro, mamy już sto! Myślisz, że potrzebujemy więcej? – krzyknęła biedronka Stenia, wyłaniając się z zaplecza z wielką foremką w kształcie gwiazdki.

– Widzę, że Laura znowu nie mogła się oprzeć tym błyskotkom – westchnęła Klara. – Pierników nigdy za wiele – rzuciła w kierunku Stenii.

– Nie pojmuję – kontynuował Bob.

– Ja też nie. Co ona widzi w tych światełkach – ciągnęła Klara, mając na myśli zapewne swoją siostrę.

– Nie. Nie pojmuję, jak moja kuzynka mogła oddać okruchy – dokończył myśl Bob. – Ale przynajmniej dała mi takie lampki. Żebym się poczuł świątecznie. Tak powiedziała.

Kawka Klara tylko przewróciła oczami.

– Stefan, ja już nie mam ochoty czekać! – Stefania wpełzła w środek rozmowy, przystrojona w ogromną czapkę Świętego Mikołaja.

Podłoga w kącie sali zadrżała gwałtownie. Stefan pamiętał, że podobnie było w czasie wizyty kreta, Łukasza. Ale to by oznaczało…

– Cześć, wszystkim! – z dziury w rogu kawiarni wyłoniła się głowa Łukasza. Jego uśmiech przyblakł nieco, gdy zobaczył, że znów przebił się bezpośrednio do kawiarni. – O kurczę… Przepraszam. Chciałem wam tylko to zostawić – zniknął w dziurze i po chwili wypchnął przez nią czubek choinki. – Wykopałem w lesie. Spokojnie! – dodał szybko, widząc minę Stefana. – Ma korzenie. Będzie żyć i po świętach. Jeszcze raz przepraszam za tę małą katastrofę. Naprawię to wkrótce – powiedział i zniknął.

Ledwie zniknął, do lokalu wkroczył motyl Eustachy, owinięty szalem z wizerunkiem renifera.

– O choinka! Ależ oczywiście, chętnie pomogę wam w jej dekorowaniu – rzucił łaskawie i od razu zaczął planować układ bombek na drzewku.

– Stefan, widzisz! Wszyscy czują te święta, tylko ty nie! Ja chcę już wprowadzić u nas taki świąteczny nastrój! – Stefania stawała się coraz bardziej natarczywa w swojej walce o świąteczne dekoracje.

Nagle w Łące zaroiło się od małych mrówek, które domagały się gorącej czekolady. Stenia fruwała od ciastek w piekarniku, do baru, Stefania w swojej czapce Mikołaja domagała się wprowadzenia świątecznych dekoracji, co chwilę kichając, Bob popisywał się  błyskiem światełek przed małymi mrówkami, które też chciały takie mieć, Eustachy głośno komentował najodpowiedniejsze według niego błyskotki na choinkę, Klara lukrowała sto pierwszego piernika, a Stefan usiłując zasłonić dziurę po wizycie kreta fotelem, próbował zrozumieć, co właściwie się dzieje. Co za dzień! Ślimak czytał kiedyś Alicję w Krainie Czarów i miał wrażenie, jakby właśnie doświadczał zetknięcia z rzeczywistością Szalonego Kapelusznika. I to wszystko w mniej niż pięć minut. Wokół krążyły pytania bez odpowiedzi, a każdy zwracał się do niego.

– Ładnie błyszczą, co? – dopytywał się Bob.

– Możemy w końcu wprowadzić te ozdoby? – naciskała Stefania.

– Czy chcesz, abym pomógł ubrać ci choinkę ze smakiem? – dopytywał motyl Eustachy.

– Sto pierników to nic, prawda? – pytała retorycznie Klara.

– Czy na święta zamówić więcej czekolady? – niepokoiła się Stenia.

– A możemy pośpiewać kolędy? – krzyczały mrówki, jedna przez drugą.

Stefan gorączkowo zastanawiał się, co ma zrobić. Odetchnął głęboko, spojrzał po sali roztargnionym wzrokiem i udzielił jedynej odpowiedzi, na jaką udało mu się wpaść.

-Tak – szmery na sali natychmiast ucichły a po chwili dał się słyszeć zbiorowy szept zadowolenia: „No!”. Każdy rzucił się do realizacji własnego projektu. Od grupki mrówek popłynęły kolędy, do których wkrótce przyłączyli się pozostali. Stefania natychmiast dołączyła do zadowolonego Eustachego. Stenia zanurzała część pierników w czekoladowej polewie, a Klara nadal cierpliwie lukrowała.

Cóż, widocznie inni muszą świętować już teraz. Jeśli sprawia im to radość, Stefan jakoś to wytrzyma. Już nawet wiedział, gdzie postawi choinkę od Łukasza. Tam w rogu, na tej zasypanej dziurze po tunelu, będzie w sam raz. Ale i tak nie mógł się doczekać Wigilii.

 

W NASTĘPNYM ODCINKU

Stefan dowie się, że Wielki Bob nadal pracuje nad przejęciem  Łąki i to z niejakimi sukcesami. Na szczęście wigilijny okres i świąteczne już nastroje zrekompensują ponurą perspektywę. W Łąka Cafe wreszcie zagoszczą prawdziwe Święta!

Zamiast elegii [wierszem]

p1210403

Wczoraj pożegnaliśmy kabaretowo Kinoteatr Wrzos, który już niedługo zostanie  wyremontowany i powróci jako Teatr KTO. O tym wydarzeniu, Kabaretowym Pożegnaniu Wrzosu, jeszcze będę szerzej pisać na Verbum Na Polu. Tu jedynie chciałam zaznaczyć, że miało ono miejsce, bo to jeden z ważniejszych punktów w moim życiu.

Wbrew pozorom atmosfera była raczej radosna i wszyscy uczestnicy wieczoru zdawali się dobrze bawić. Zakończyliśmy tym samym pewien etap. Dla mnie było to kilka bardzo rozwijających lat, wiele wspaniałych znajomości.

Postanowiłam uhonorować finał tego etapu mojej wędrówki jakimś szczególnym rodzajem wpisu. Dawno nie napisałam wiersza. Ten zaczął pisać się sam, więc już pozwoliłam wybrzmieć mu do końca.

 

Zamiast elegii

 

Zamiast elegii pożegnalnej

Mam trochę uzbieranych wspomnień

Pył rozsypany na dywanie

Błysk reflektorów, kurz na oknie

 

Zamiast elegii mam spojrzenia

Co się nad sceną wciąż unoszą

Echo oklasków i marzenia,

Które powstały tutaj nocą

 

Zamiast elegii mam chwil kilka

Złapanych w formie fotografii

Splątane sznurki różnych losów

Złączonych tu na chybił-trafił

 

Zamiast elegii mam nadzieję

Że choć przemija postać świata

Wspomnieniem, myślą zaistnieje

Miejsce, gdzie mogę zawsze wracać