Recykling literacki [odc. 4]

Dawno nie rymowałam, więc wracam do cyklu Recykling Literacki. Zgodnie z zasadami tego cyklu, wybrałam zdanie z książki, którą obecnie czytam. Jest to zdanie ze 121 strony Baśnioboru, Brandona Mulla.

Jaka ona była ładna.

Zdanie składa się z czterech wyrazów, więc na realizację czekają cztery rymowane zwrotki. Jak zwykle, mam godzinę na ukończenie wiersza.

Jest 21:45. Czas: start!

Za mgiełką

Jaka by nie była pora
Szansa była całkiem spora
Że się skrywa gdzieś za mgiełką
Tamtej pani skryte piękno

Niezbyt łatwa była ona
Krzepy miała dość w ramionach
By odpychać tego śmiałka
Co za mgiełką chciał jej ciałka

I choć walczył śmiałek śmiało
To wolała inne ciało
Pewna była, że nie męskie
Ale ciało chce niebieskie

Zapatrzona poza mgiełką
Gwiazd śledziła wieczne piękno
I choć ładna, to samotnie
Tkwiła za mgłą w swoim oknie

Koniec: 21:58. Szybko poszło.

Krakowski półświatek „Belle epoque”. Wrażenia po pierwszym odcinku serialu

Belle epoque, premiera 15.02.2017, 21.30, TVN


Zwiastun serialu Belle epoque na kanale You Tube Sirens konsultacje muzyczne & licencje autorskie.

Kraków przełomu XIX i XX wieku to fascynujące zjawisko: mały, osobny świat na porozbiorowej mapie Polski. Tkwiący między tradycją a nowoczesnością, konserwatyzmem a rewolucją, i nie określający się do końca po żadnej ze stron. Obok dawnych rodów szlacheckich na salonach brylowali miejscowi inteligenci, a zacne mieszczki podsuwały co bogatszym kawalerom swoje dorastające córki. By zdobyć wykształcenie jeżdżono do Lwowa i Wiednia, nie pomijając oczywiście rodzimej uczelni, Uniwersytetu Jagiellońskiego. Miasto huczało od plotek, nie tylko przez popełniane zbrodnie, ale i z dużo błahszych powodów. Kryminalistyka była w fazie raczkowania, a rażące błędy w przeprowadzanych śledztwach były na porządku dziennym.

Niemniej jednak była to barwna epoka. Piękna, jak chce jej francuskie określenie. Rozwijała się literatura i sztuki plastyczne, Teatr Miejski ściągał tłumy widzów, a kobiece „tualety” zachwycały kunsztownymi detalami. Panie w sukniach wieczorowych i panowie w smokingach chadzali na kolacje i uroczyste premiery. Na targach sprzedawano świeże, wiejskie towary, kolorowe kwiaty. Rozmawiano i śmiano się, nie patrząc w smartfony, tylko w oczy rozmówcy.

Do takiego Krakowa wraca bohater serialu Belle  epoque. Bardzo czekałam na tę serię. Trailer zapowiadał się bardzo dobrze. Każdy odcinek ma dotyczyć innej zbrodni. Jan Edigey-Korycki dekadę wcześniej musiał salwować się ucieczką po pojedynku. Teraz przyjeżdża, by pożegnać matkę, która została zamordowana przez nieznanego sprawcę. Rozwikłanie zagadki jej śmierci jest tematem pierwszego odcinka serialu..

Po tym pierwszym epizodzie czuję lekki niedosyt, jeśli chodzi o wątek kryminalny. Liczyłam na to, że zagadka śmierci matki głównego bohatera posłuży jako kanwa dla innych historii kryminalnych. To śledztwo zbyt szybko uwieńczył sukces, choć bohaterowi należałoby pogratulować intuicji detektywistycznej niczym u Sherlocka Holmesa. Niemniej jednak to właśnie przez tego ostatniego, zwłaszcza przez jego słynne wcielenie od BBC, spodziewałam się jednak bardziej skomplikowanej sprawy kryminalnej do rozwiązania.

Dużym plusem serialu są przepiękne zdjęcia, dopracowane kostiumy i charakteryzacja aktorów, którzy radzą sobie w tej epoce naprawdę nieźle. Dobrze zobaczyć Pawła Małaszyńskiego, grającego głównego bohatera, w  roli kostiumowej. Podoba mi się postać Eryka Lubosa. Ten aktor w każdej roli jest tak bardzo sobą, że to nadaje jego postaciom takiego szczególnego, „lubosowego” smaczku.  Pozytywnie zaskoczył mnie wspaniale ucharakteryzowany Olaf Lubaszenko, który wygląda niczym wcielenie umiłowanego Franciszka Józefa.

Na uwagę zasługuje także odmalowanie realiów krakowskiego półświatka. Wyjście poza ramy kawiarnianego życia do kasyn i burdeli, ciemnych zaułków i podejrzanych spelunek. Ogólnie odniosłam wrażenie, że twórcom udało się oddać charakterystyczną atmosferę tego minionego czasu, który dla bohaterów tej historii był czasem realnym, tu i teraz. Dorożki, carsko królewska policja, portrety Franza Josepha na ścianach, krynoliny, bicyklety, meloniki, proszone kolacje… Detale z przeszłości przeniesione na nasze ekrany. Brakuje mi jedynie językowych przypraw, kolorytu lokalnego tamtych lat, tamtejszego savoir-vivre’u.

Podoba mi się czołówka serialu i wykorzystanie w niej utworu muzycznego, Psycho Killer, zespołu Talking Heads. Co prawda użyte w ścieżce dźwiękowej współcześnie brzmiące utwory mogą się wydawać kontrowersyjnym elementem historyzującego serialu, jednak myślę, że dodają mu pewnej lekkości i takiego rockowego pazura.

Czekam na kolejne odcinki Belle epoque. Może nie z ekscytacją, ale na pewno z zainteresowaniem. Ciekawie zapowiada się wątek powracającej przeszłości głównego bohatera, zwłaszcza intrygująca postać damy w bieli, Magdaleny Cieleckiej. Ostatecznie warto obejrzeć chociaż kilka odcinków nawet dla samych zdjęć.

Więcej o serialu

Oficjalna strona serialu: belleepoque.tvn.pl

Quilling a kultura w moim życiu, czyli czasem kręcę [felieton]

Czasami kręcę. Można było to zaobserwować przy okazji serii Łąka Cafe, bo jej ilustracją był łąkowy ślimak Stefan skręcony przeze mnie w technice quilling.

Ostatnio wracam do papierowej twórczości i zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak te moje wszystkie twórcze aktywności spotykają się i łączą. Jak bardzo przejawy kultury artystycznej, która mnie otacza, wpływają na to, co robię “po godzinach”. I odwrotnie. Zresztą przypadek Stefana jest tego znakomitym przykładem.

Zrobiłam w pamięci przegląd moich quillingowych wytworów i okazuje się, że mogłabym wydzielić w nich sporą grupę takich, które powstały z inspiracji moimi zainteresowaniami kulturowymi.

Jako że znakomita część mojej sympatii do sztuki skupia się na sztukach scenicznych i estradowych, zwłaszcza na kabarecie, wśród moich “natchnień” do kręcenia papierowych paseczków prym wiedzie sztuka kabaretu.

Pierwszym takim kabaretowym mini dziełkiem były kolczyki stylizowane na logo Stowarzyszenia PAKA, którego wolontariuszką byłam przez szereg lat. To pierwsze zrobiłam jeszcze z ręcznie wyciętych pasków czarnego i pomarańczowego papieru. Kolejne powstało z okazji 30. PAKI i miało już barwy tamtej perłowej edycji. I prezentowało się dużo lepiej, bo i ja nabrałam wprawy.

Z czasem moje pomysły były coraz bardziej szalone. Jednym z moich ulubionych musicali jest Moulin Rouge. Jak dotąd powstały trzy artefakty w technice quillingu, inspirowane tym filmem: gorset i czerwony wiatrak, będące broszkami, oraz lekkie nawiązanie do jednego z plakatów w formie wisiorka.

Z miłości do muzyki powstał komplet składający z się z czarnej, gitarowej broszki i kolczyków-nutek. Jeszcze nie wykonałam nic w tej technice z pobudek teatralnych i literackich, ale podejrzewam, że to tylko kwestia czasu.

Co mi daje takie projektowanie papierowej biżuterii? Na pewno mnóstwo radości. Satysfakcję, że nikt inny czegoś takiego nie posiada. Darmowe ćwiczenie kreatywności. Trening cierpliwości, bo elementy są filigranowe i czasochłonne. Jeden taki przedmiot to przynajmniej kilka godzin pracy, czasem dni, zwłaszcza wliczając w to utrwalanie papieru lakierem. Bardzo podziwiam rękodzielników, którzy tworzą w tej technice małe dzieła sztuki.

W szerszym kontekście pozwala mi to również podbudować poczucie własnej wartości, bo wiem, że jeśli coś sobie wymarzę i odpowiednio zaprojektuję, jestem w stanie to zrobić. Nawet jeśli to nie będzie w 100% idealne, to na pewno będzie moje i niepowtarzalne. A ta wiedza przydaje mi się także na co dzień.

Jeśli macie ochotę obejrzeć moje prace wykonane tą techniką, zapraszam na stronę na facebooku: Paquillinka.