O recitalu kabaretowym [refleksja]

Ścibor Szpak w czasie recitalu w Kinoteatrze Wrzos, fot. P. J.
Ścibor Szpak w czasie recitalu w Kinoteatrze Wrzos, fot. P. J.

Niedawno pisałam na moim blogu o kabarecie tekst na temat piosenki kabaretowej. Przed chwilą skończyłam relację z ostatniego recitalu Ścibora Szpaka w Kinoteatrze Wrzos i pod wpływem tego pisania, jak i wcześniejszych refleksji o piosence kabaretowej, uznałam, że warto zaznaczyć istnienie takiej formy spektaklu, jaką jest recital kabaretowy.

Osobiście z tym typem recitalu miałam do czynienia głównie we Wrzosie, gdzie mogłam wysłuchać takich autorów piosenek, jak wspomniany Ścibor Szpak, czy Adam Wacławiak. Myślę, że do tej kategorii pasują także umuzykalnione występy Artura Andrusa i Andrzeja Poniedzielskiego, a także bardziej rozbudowane programy kabaretowe, oparte na muzyce, np. Pienia i Jęki Kabaretu Hrabi. Przynajmniej jeśli weźmiemy pod uwagę ogólną definicję recitalu.

Jednak recital kabaretowy to przede wszystkim postawienie w centrum zainteresowania piosenki, niekoniecznie satyrycznej, niekoniecznie zabawnej, ale na pewno dobrze zinterpretowanej i wykonanej przez twórcę związanego z kabaretem w dowolny sposób.

Mam wrażenie, że słowo recital w Polsce kojarzy się z panem ubranym w czarny sweter, śpiewającym smutne piosenki do smutnych dźwięków. Mało porywające, prawda? Cóż, recital kabaretowy jest zaprzeczeniem tej wizji. Choć zdarza się, że wykonawca występuje w czarnym odzieniu, to jego wykonania z całą pewnością nie należą do nudnych, ani smutnych. Bywają natomiast nastrojowe, nostalgiczne i poważne.

Recital kabaretowy to forma najpełniej prezentująca możliwości danego autora, który najczęściej bywa także kompozytorem i reżyserem własnych interpretacji. To forma, w której artysta kabaretu może ukazać się również jako liryk, a równocześnie udowodnić spójność swojej twórczości, bez względu na jej treść i tematykę.

Recital kabaretowy to także idealny format edukacyjny, który pokazuje całe bogactwo piosenki kabaretowej na konkretnym przykładzie. Nie bójcie się piosenki kabaretowej. Pozwólcie sobie pokazać, jak wartościowy i złożony jest jej świat. Najlepiej w czasie jakiegoś recitalu kabaretowego.

Mroczny kabaret, czyli jak odkryłam w sobie mordercę

Thomas_Theodor_Heine_Marya_Delvard_1911
Plakat Kabaretu Jedenastu Katów z Maryą Delvard, miejscową femme fatale. Autor: Thomas Theodor Heine.

Okazuje się, że bardzo długo żyłam w pisarskiej nieświadomości, tworząc teksty piosenek w nurcie, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. To znaczy nie do końca, bo znałam utwory z tego nurtu się wywodzące. Nie przepadam za szufladkowaniem, ale określenie Dark Cabaret przypadło mi do gustu.

Trafiłam na nie, gdy na prośbę A. bawiłam się tłumaczeniem jednej z piosenek zespołu The Dresden Dolls, utrzymanej w takim dosyć ciemnym, wymagającym dobrej interpretacji klimacie. Od razu skojarzyło mi się to wszystko z The Tiger Lillies. I dobrze mi się skojarzyło, bo obydwa te zespoły wymieniane są jako reprezentanci tego właśnie muzycznego nurtu, jakim jest Dark Cabaret. Zastanawiałam się, jak można by przełożyć to na język polski i myślę, że przymiotnik „mroczny” pasuje tutaj najlepiej. Ale to taka uwaga na marginesie.

Czym zabić czas?

Zmierzam do tego, że i mnie samej uzbierało się trochę takich mrocznych tekstów. Czy też „mrocznych”. I co gorsza, ja je bardzo lubię. Zaczęło się całkiem niewinnie. Kiedy jeszcze nie myślałam o pisaniu piosenek, za to zaczynałam jako poetka (czy też „poetka”), powstał wiersz o dosyć bezkrwawej zbrodni, Zabić czas. Swoje przeleżał, razem z innymi tekstami grzecznie czekając na ujrzenie światła dziennego, aż tu nagle nadarzyła się okazja. Kabaret Od Jutra. Wiersz trafił do tej efemerycznej formacji (która miała kilka naprawdę dobrych momentów), ale grupa się rozwiązała a wiersz pozostał nietknięty.

Zaczęłam pisywać teksty dla Grupy Profanum Sacrum i wiersz zmienił właściciela. PS dopisali mu bardzo pokrętną muzykę. I tak oto powstała idealna całość o kreatywnym zabijaniu czasu:

Czas nas goni, czas nas ściga,
Od bury się nie wymiga!
Złapać go za kołnierz fraka,
Poprzyduszać, kopnąć w krzakach!
Stłamsić drania i powiesić!
Czas się dawno nam już zbiesił.
Mamy czasu już w nadmiarze,
Czas pomyśleć by o karze!

Biedna cioteczka

W międzyczasie narastała moja fascynacja kabaretami historycznymi, w tym Kabaretem Jedenastu Katów, który częściowo znałam już z działalności scenicznej Łukasza Czuja, Janusza Radka i innych. Zapadła decyzja – muszę nauczyć się niemieckiego, żeby m.in. rozumieć oryginalne teksty z Die Elf Scharfrichter i innych kabaretów niemieckich. Poduczyłam się podstaw i pomyślałam: „A może by tak…”. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.

Nie było to łatwe, dotrzeć do oryginałów nie znając języka. Szukałam tych tekstów jeszcze zanim w ogóle wiedziałam jak jest „piosenka” po niemiecku. Ale udało się, dotarłam do oryginalnej treści. Pierwszym tekstem, z jakim się mierzyłam, był Hymn Jedenastu Katów. Drugim – song Tantenmörder, i to ten utwór uznałam za zdatny do użytku jako pierwszy. Tu było prościej – piosenka jest dosyć popularna i dorobiła się kilku nagrań krążących w sieci. Technicznie było mi więc łatwiej poskładać mniej więcej znajome słówka z rytmem i stworzyć, chyba dosyć zgrabną, adaptację tego tekstu, w oryginale napisanego przez Franka Wedekinda. W ten sposób do repertuaru Grupy PS trafił utwór Morderca ciotki, z muzyką Magdy Małek. Tutaj moje ukryte mordercze instynkty mogły się wyszumieć do woli. Od samego początku mamy do czynienia ze zbrodnią. Co więcej, morderca nie ma najmniejszych wyrzutów sumienia, za to potrafi się bardzo ładnie usprawiedliwiać:

Swą ciotkę zaciukałem nożem,
Starawa była, słaba tak!
W mieszkanku jej bywałem trochę
I przekopałem kilka szaf.
Znalazłem u niej sterty złota,
Pieniądze kryła kaset stal.
A słysząc ciotki ciężki oddech,
Tak bardzo mi jej było żal!

Winny Wszak

W programie PS ten utwór stanowił wstęp do sądowej części. Jej zwieńczeniem była zaś Ballada o Winnym Wszaku, czyli Litera Prawa. Przyszedł do mnie kiedyś taki wers: „Litera prawa jest po stronie ludzi prawych”. Zaczęłam zastanawiać się, jak go rozwinąć w pełny tekst. Pomyślałam, że zabawnie byłoby połączyć narzędzie zbrodni z literą prawa i tak zaznaczyć, że sprawiedliwości stało się zadość. I stało się. Prawie jak w The Cell Block Tango.

Nie ukrywam, że bardzo ten tekst lubię. Pani Kompozytor, Magda, zresztą również. Co więcej, przez dłuższy czas bardzo trafnie go wykonywała. Mam na koncie jeszcze kilka innych morderczych tekstów, ale ten jest wyjątkowy. Zaplanowałam go szczegółowo, ale napisałam naprawdę szybko. Dowody zatarłam, ale piosenka została. Przytoczę ją w całości. Nie mam nic do ukrycia. Na razie po prostu jeszcze nie zaopatrzyłam się w Kodeks Karny w porządnej oprawie.

LITERA PRAWA czyli BALLADA O WINNYM WSZAKU

Proszę Sądu, to naprawdę głupia sprawa.
Ja niewinna jestem, sam Sąd o tym wie!
Jego zabił brak szacunku dla liter prawa,
Sprawiedliwość pomsty domagała się.

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Ja tylko chciałam mu dogłębnie wytłumaczyć,
Że się nie igra z prawem i systemem władzy!
Ja miałam prawo wrócić wcześniej z pracy,
Lecz czy on miał prawo się łajdaczyć?

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Skoro nie dała rezultatu moja mówka
I nie dał złapać się na słówek moich lep,
Chwyciłam Kodeks Karny z jego biurka
I jak nie walnę go tym Kodeksem w łeb! [Wielokrotnie]

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Skąd mogłam wiedzieć, że jego czaszeczka
Nie zniesie takiej intensywnej lekcji,
Że mu się system zawiesi troszeczkę,
Że poróżnimy się w tej ważnej kwestii?

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych…
A bydlak stękał… i już nie stęka!

Nie mam pojęcia, skąd u mnie takie zainteresowania. Umysły zbrodniarzy są naprawdę fascynujące. Złe, ale fascynujące. Może dlatego tak dobrze słucha się Ballad morderców Nicka Cavea. Może dlatego Chicago wciąż przyciąga rzesze fanów. Może dlatego chętnie napiszę znów coś w tym klimacie. Może. A może po prostu wszyscy w moim otoczeniu powinni zamykać drzwi na klucz.

PS Nie no, przecież i tak otworzę.

PS 2 A tak naprawdę chyba jestem dosyć miła.

Teatromania postępująca. Część I, czyli jak to się zaczęło

Teatromania
Fot. Lloyd Dirks (Źródło: unsplash.com)

Zawsze lubiłam teatr. Odkąd pamiętam. Nie żaden konkretny – po prostu teatr. Do tej pory wspominam czule kilka spektakli, które wywarły na mnie duże wrażenie: „Miss Saigon” w Romie, „Tango Gombrowicz” w Słowackim, „100 lat kabaretu” i „Przemiana” w Starym. Wszystkie związane z jakimś wypadem szkolnym lub uczelnianym.

Preludium

Tak to wyglądało przez dłuższą chwilę – jeden spektakl od czasu do czasu. Ekscytowanie się znanymi nazwiskami w obsadzie. To wtedy pokochałam Krzysztofa Globisza. Ale ta miłość do teatru była we mnie cały czas, ewoluowała i rosła w siłę. Czekała na iskrę.

Teatr piosenki

W międzyczasie odkrywałam uroki krakowskiej sceny muzycznej: Janusz Radek, Michał Łanuszka, Robert Kasprzycki. Biorąc pod uwagę, jak ważna jest interpretacja w tym kręgu artystów, myślę, że można by i tutaj dopatrywać się pewnej teatralności.

Był jeszcze Teatr Piosenki W Centrum, na Szczepańskiej. Kręte schodki, mała piwniczka, niewielka estrada i bardzo miła pani od biletów. To było królestwo Michała Zabłockiego i Agnieszki Chrzanowskiej. Tam widziałam spektakle „Warjutkowie” i „Pan Kazimierz”, recitale Tomka Marsa i Agnieszki Chrzanowskiej. Było na co popatrzeć i czego posłuchać.

Wtedy zakochałam się w piosence z dobrym tekstem. To jest maksimum treści w minimum formy. Można ją zinterpretować muzycznie i aktorsko, potraktować jako dekoracyjny detal spektaklu, lub istotna jego część, a nawet odrębny mini spektakl.

Kabaretowa nuta

Naturalnie ta miłość do piosenki opracowanej aktorsko, przeniosła się na moje zainteresowanie kabaretem, który był obecny w moim życiu od dosyć dawna. Teraz jestem dużo dalej, znam lepiej historię, wiem, że piosenka była podstawą pierwszych, klasycznych kabaretów literackich. Przez wiele lat na pytanie o mój ulubiony kabaret odpowiadałam bez zająknięcia Ani Mru Mru, potem Formacja Chatelet, i ostatnio: Hrabi. Teraz ta odpowiedź brzmi 7 minut Po. I choć grupa zawiesiła działalność, nadal jest spełnieniem mojego marzenia o kabarecie. Wspaniale, że było mi dane być tak blisko ich twórczości.

Nic dziwnego, że kabaret tak mnie wciągnął. Ta sztuka łączy w sobie tak wiele środków wyrazu, co podkreślałam już wielokrotnie. Oczywiste, że znalazły się w nim również elementy teatralne i muzyczne. I takie kabarety lubię najbardziej: klasyczne w formie, niebanalne w treści. Mocno teatralne. I preferujące piosenkę, którą można określić również piosenką aktorską, choć dawno przestałam przywiązywać wagę do tych wszystkich etykietek.

Iskra

Ale jeśli piosenka aktorska, to oczywiście Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu i wspaniałe koncerty galowe. I tutaj powoli dochodzimy do mojego zainteresowania teatrem. Tym razem konkretnym teatrem. Zazwyczaj te koncerty podobają mi się całościowo. Czasem zdarza się jednak, że udaje wyłowić mi się tylko kilka perełek. Tak było tym razem. Przyznaję, że już lekko przysypiałam, kiedy zapowiedziano wykonanie „Do prostego człowieka”. Lubię ten tekst Tuwima, więc od razu się ożywiłam.

Na scenie stanął Marcin Czarnik. Zakochałam się od pierwszych taktów. Nawet nie wiem ile razy później odsłuchiwałam to wykonanie. Podekscytowana wymiana zdań z A., i cudowna wiadomość – od niedawna aktor Starego Teatru w Krakowie! Nie mogło być inaczej – poszłam na „Bitwę Warszawską 1920”, w której ten pan gra Feliksa Dzierżyńskiego. I to była ta iskra, która rozpaliła moje uczucie do teatru na dobre! A właściwie fajerwerki. (A., dziękuję.)

Po Staremu

Teraz trudno mi wyobrazić sobie miesiąc bez Starego Teatru. No czyż może być wspanialszy zespół? Juliusz Chrząstowski, Anna Dymna, Bartosz Bielenia, Jaśmina Polak, Anna Radwan, Małgorzata Hajewska- Krzysztofik, Adam Nawojczyk i tylu, tylu innych. I genialny duet Strzępka, Demirski.

Jan Klata wie, co robi. Przez niemal rok widziałam już wiele spektakli Starego i o żadnym nie mogę powiedzieć, że był słaby. Owszem, coś mogło nie być w moim guście, coś mogło mi się zwyczajnie nie spodobać (nie było tak), ale z takim zespołem naprawdę trudno zrobić zły spektakl.

I myślę, że wszystkie te moje sceniczne zainteresowania łączy podejście do widza, który zostaje potraktowany jak partner. Nie podaje mu się niczego na tacy. Pełnoprawny widz sam musi zdecydować, jakim kluczem chce odczytać to, co dzieje się na scenie. Dopiero wtedy przekaz artystyczny zyskuje pełnię.