Anegdota o istnieniu według Haliny Poświatowskiej i Janusza Radka. O płycie “Kim ty jesteś dla mnie”

Mój ulubiony wiersz Haliny Poświatowskiej to ten zaczynający się od słów “kto potrafi / pomiędzy miłość i śmierć / wpleść anegdotę o istnieniu”. Jest prosty, a tyle w nim znaczeń. Nie tylko miłość, nie tylko śmierć, ale też cała gama barw anegdot o istnieniu: jasnych, ciemnych, rozmytych, nasyconych, szkarłatnych zmierzchów i bladych poranków. Cichych, ale wyraźnych zaprzeczeń i zezwoleń, ich jedności. Taka jest też dla mnie płyta “Kim ty jesteś dla mnie”.

Brzęczenie słów

Twórczość Poświatowskiej inspirowała większość moich wierszy sprzed lat. Nadal mnie ona kształtuje. Dotyka mnie wrażliwość Haliny. I bardzo lubię jej słowa ubrane w skrojoną na miarę muzykę. Bardzo czekałam na tę płytę. “Nasłuchuję brzęczenia słów”, pisała Halina. Z całego serca dziękuję Januszowi Radkowi za to, że nie zagłuszył tego brzęczenia zbędnymi dźwiękami.  Że nasycił słowa melodią, że odnalazł ich prostotę i głębię. Słuchając tej płyty czuję się otulona dźwiękami.

Tęczowa chwila

Starałam się nie czytać innych recenzji, zanim nie napiszę swojej. Nie chciałam się przez przypadek zasugerować czyimś zdaniem. Nie potrafiłam jednak od razu spisać swoich wrażeń – nie mogłam tego zrobić nie skupiając się całkowicie na słuchaniu. Jednak odkąd dostałam upragnioną przesyłkę, zresztą z piękną dedykacją, płyta właściwie nie opuszczała mojego odtwarzacza. Towarzyszyła mi przy różnych czynnościach, stanowiąc tło mojej codzienności. Takie przesłuchiwanie budziło we mnie ciągły niedosyt, więc wreszcie wygospodarowałam w swoim czasie odpowiednią chwilę, by móc się zanurzyć tylko w niej. I była to “chwila roztrącona na teczę”. Tak trzeba słuchać tej muzyki: w skupieniu. To jest płyta, której należy poświęcić swoje tu i teraz, by odkryć całe jej bogactwo. .

Pomiędzy

Bo między początkiem a końcem tej chwili oddychałam pięknem. Nie potrafię nawet ubrać w słowa tych moich zdecydowanie nieuczesanych myśli. To jest płyta, na którą czekałam, ale której się także obawiałam. Czy trafi w mój gust? Czy zaakceptuję elektronikę w takim natężeniu, w takim repertuarze? Czy będę wracać do tej płyty, czy odstawię ją na półkę? Czy to nadal będzie Janusz Radek, którego cenię i przyjmuję w niemal każdej postaci tak samo entuzjastycznie? Nie przeszkadza mi żonglowanie muzycznymi “maskami”, doceniam trud włożony w zmiany i eksperymenty. Jednak byłam odrobinę sceptyczna wobec licznych chórów i zagęszczenia rytmów. Niepotrzebnie. Muzyka artysty stopiła się ze słowem poetki, wydobywając jego pełne brzmienie. Adam Drzewiecki ożenił dźwięki, których nigdy bym sama nie połączyła i okazuje się, że stworzył naprawdę udany związek. Harmonijny.

Tekst zaczyna się robić pompatyczny, ale ja po prostu mogę jedynie wyznać swoją głęboką miłość dla tej płyty. Jest wspaniała. Pełna.

Z upływającej wody

Wszyscy jesteśmy “z upływającej wody”. Przemijanie jest w nas wpisane. Cenię w Halinie umiejętność bycia w chwili. Czerpania z niej. Każdy utwór na płycie “Kim ty jesteś dla mnie” to hołd złożony życiu, w każdym jego przejawie. To jego umiłowanie na dobre i na złe. Nie potrafię wskazać jednej, a nawet kilku piosenek, żadnej z nich nie potrafię wyróżnić. Są dla mnie jednym, pulsującym ciepłem. Słodko-cierpką anegdotą o istnieniu.

Myślę, że ta spójność dotyczy też poezji Poświatowskiej. Pragnienie pełnego przeżycia chwili jest uniwersalnym przesłaniem obydwu tych światów. Pragnieniem metafizycznym, wspólnym wszystkim czasom, wszystkim ludziom wrażliwym na piękno i jego ulotność.

Bije z tych nagrań subtelny optymizm, radość istnienia. Może przede wszystkim nadzieja. Te piosenki dają poczucie bezpieczeństwa, jakiejś pewności, że może jednak to “pomiędzy”  jest istotą wszystkich rzeczy. Wszystko płynie. Jeśli nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, trzeba nabrać tyle wody, ile zdołamy zmieścić w naszych dłoniach. Nawet, jeśli przecieknie nam przez palce, kilka kropel przecież doniesiemy do ust. Poświatowska według Radka to takie ocalałe krople.

W zmrużonych oczach

Całości dopełnia szata graficzna “Kim ty jesteś dla mnie”. Rozmyte sylwetki, niewyraźne kadry, prosta czcionka. Błękit, róż i czarno-białe fotografie. Portret wykonawcy i nieskomplikowane grafiki, domykające uniwersum tej płyty kilkoma barwami. Nie do końca, bo w tle zawsze pozostaje rąbek nieuchylonej tajemnicy. Jak to u Poświatowskiej. I Janusza Radka. Dziękuję za Halinę.

O PŁYCIE

POŚWIATOWSKA / RADEK – KIM TY JESTEŚ DLA MNIE

Słowa: Halina Poświatowska

Kompozycje, aranżacje, produkcja, wokal, chóry, fortepian, klawisze: Janusz Radek

Realizacja nagrań, produkcja, programowanie, fortepian, syntezatory: Adam Drzewiecki

Producent wykonawczy, manager: Olga Jakubiec

Design, projekty graficzne: Paweł Stelmach

 

 

 

Prywatny ranking rzeczy pozytywnych, czyli co dobrego w 2016 roku

nawias_2016

Na przekór wszystkim pesymistycznym doniesieniom ze świata, ten rok pozostawił po sobie też kilka jasnych wspomnień. W moim przypadku były to między innymi wspaniałe chwile spędzone z książką, w teatrze, na kabarecie, w kinie… Chwile rozpłynęły się w czasie, a wspomnienia zostały. Ich personifikacją są konkretne tytuły.

W tym podsumowaniu chciałabym wskazać książki, spektakle, filmy, które zapewniły mi wspaniałe przeżycia. Mam nadzieję, że nie tylko mnie. I jeszcze jedno – nie skupiam się na dacie premiery, więc niekoniecznie będą to tytuły, które pojawiły się w 2016 roku, lecz takie, które ja wtedy spotkałam na swojej drodze. Na szczęście.  

Najlepsza powieść

Gdybym musiała wybrać jedną, jedyną powieść z tych przeczytanych w mijającym roku, byłaby to Tajemnica Domu Helclów. Wszystko w tej powieści mi odpowiada: czas akcji, osadzonej w XIX-wiecznym Krakowie, humor, kryminalna zagadka, postać głównej bohaterki, rezolutnej doktorowej Szczupaczyńskiej, przewijający się w historii Tadeusz Żeleński, jeszcze sprzed czasu, gdy zaczął podpisywać się Boy… Wspaniała książka.

Moją recenzję możecie przeczytać tutaj:https://nawiasotwarty.pl/na-szlaku-tajemnicy-domu-helclow/.

Najlepsza literatura faktu

Uzupełnieniem powyższej lektury jest z pewnością historia trzech sióstr Pareńskich, spisana przez Monikę Śliwińską w książce Muzy Młodej Polski. Przy okazji poznajemy innych mieszkańców dawnego Krakowa, z rodziną Żeleńskich na czele. Świetna lektura, nie tylko dla historyków.

Najlepszy spektakl teatralny

Oczywiście, w moim zestawieniu musiało znaleźć się miejsce dla Teatru Starego. Moim hitem teatralnym pozostanie chyba na długo Bitwa Warszawska 1920, duetu Strzępka – Demirski, którą widziałam już kilka razy. Ja naprawdę uwielbiam ten spektakl. I choć w moim sercu rywalizuje on nieustannie z Nie-boską komedią. Wszystko powiem Bogu, to jednak w Bitwie jest taka skala emocji, że przy każdym graniu znajduję w niej nowy odcień.

O tym spektaklu pisałam np. tutaj: https://nawiasotwarty.pl/krajobraz-przed-bitwa-bitwa-warszawska-1920-teatr-stary-recenzja/

Najlepszy spektakl teatru telewizji

Moje odkrycie: wspaniała rola Piotra Fronczewskiego w spektaklu Ja, Feuerbach. Byłam zauroczona. Piękna opowieść o istocie teatru i o zachodzących w nim zmianach.

O tej realizacji pisałam więcej tutaj:https://nawiasotwarty.pl/czlowiek-zerowy-ja-feuerbach/

Najlepszy koncert

Wyczekany, wytęskniony koncert Janusza Radka, Popołudniowe Przejażdżki. To tak, jakby po latach spotkać starego przyjaciela.

O koncercie pisałam tutaj: https://nawiasotwarty.pl/popoludniowa-przejazdzka-z-januszem-radkiem-recenzja-refleksja/

Najlepszy film

Pierwszy tytuł, który przychodzi mi na myśl w tej kategorii, to Boska Florence, z Meryl Streep i Hugh Grantem. To pięknie opowiedziana historia. Taki emocjonalny przekrój przez życie.

Recenzję tego obrazu przeczytacie tutaj:https://nawiasotwarty.pl/po-prostu-boska-boska-florence/

Najlepszy serial

Zdecydowanie serial Artyści! No nic nie poradzę – teatr jest świetny, a serial o teatrze – genialny! I ta obsada. Coś pięknego. Czekałam na każdy odcinek z wypiekami na twarzy. Chętnie obejrzę wszystko jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze…

Najlepszy kabaret

Wahałam się między dwiema grupami: BudaPesz i A Jak. I chociaż uwielbiam Kabaret BudaPesz, to moim największym kabaretowym odkryciem tego roku jest zdecydowanie Kabaret A Jak, czyli grupa śpiewająco uzdolnionych pań. Tak trzymać!

Takich moich prywatnych “objawień” było więcej, ale te wymienione powyżej są mi bardzo bliskie i jako pierwsze pojawiają się w moich wspomnieniach. A Was co zachwyciło w mijającym roku?

Życzę Wam, aby nadchodzący rok, 2017, był dla nas wszystkich bogaty w takie piękne chwile i byśmy mogli się nimi cieszyć tak po prostu. Mimo wszystko.

Popołudniowa przejażdżka z Januszem Radkiem [recenzja / refleksja]

Obejrzane 27 listopada 2016 roku.

 janusz-radek_popoludniowe-przejazdzki

Janusza Radka słucham od ponad dziesięciu lat, co oznacza, że przez tę dekadę miałam przyjemność obserwować jego rozwój artystyczny. Obecnie artysta jest w szczytowej formie, co udowadniają jego ostatnie recitale, działania promocyjne i plany. 27 listopada osobiście przekonałam się, że trasa, którą Janusz Radek wybrał, by przedzierać się przez świat sceny muzycznej, jest idealna nie tylko na „Popołudniowe przejażdżki”, ale i na spacer z koleżanką. Na przykład z Haliną.

 

Czekam wytrwale

Dawno, dawno temu, gdy jeszcze studia rysowały przede mną świetlane perspektywy, a ja odkrywałam Kraków po zmroku, moje spotkania z twórczością Janusza Radka były częste i regularne. To był czas „Królowej Nocy”, „Serwus Madonna”, „La Dolce NRD”, „Dziękuję za miłość” i wreszcie  „Domu za miastem”. Pójście na któryś z tych recitali raz w miesiącu był normą.

Od kilku lat ta częstotliwość znaczcie się u mnie zmniejszyła, co nie znaczy, że nie wypatruję cierpliwie kolejnych, krakowskich dat. Niemniej jednak poprzedni recital, „Poświatowska / Radek”, widziałam mniej więcej przed rokiem. Już wiosną rozglądałam się łapczywie za kolejnymi datami, gdy nagle pojawił się w repertuarze listopadowy koncert pod hasłem „Popołudniowe przejażdżki”. Zanim zdążyłam kupić bilet, zostałam nim obdarowana przez  moje dwie wspaniałe przyjaciółki z bloga Verbum Na Polu, Anetę i Agatę. Dziękuję, nie mogłyście trafić lepiej!

Od tej chwili z utęsknieniem wyczekiwałam planowanego koncertu. Było to wyjątkowo długie miesiące oczekiwania, nagrodzonego wspaniałym koncertem, który odbył się w zeszłą niedzielę. Na szczęście w mojej kolekcji płyt znajdują się wszystkie nagrania Janusza Radka, więc miałam czym sycić się w tej poczekalni emocjonalnej. Dodatkowo pojawiły się jeszcze tzw. Domówki, które artysta wprowadził na swoim fan page’u facebookowym, a które są naprawdę wspaniałą formą obcowania z fanami. Ten wątek jeszcze rozwinę, bo jest tego warty. W tej chwili przejdę od razu do moich wrażeń koncertowych i pokoncertowych.

Czucie

Chciałabym zaznaczyć, że chociaż uważam głos Janusza Radka za zjawiskowy, przesycony emocjami i wspaniale oddający niuanse interpretacyjne, to nie wszystkie formy jego zastosowania przypadały mi do gustu w stu procentach. I tak, niektóre utwory w playerze najczęściej pomijałam, inne drażniły mnie ilością zastosowanej elektroniki. Czasem nie do końca przemawiał do mnie tekst. Bywa. Otóż stwierdzam, że dopiero gdy usłyszałam część z tych piosenek na żywo, dokładnie teraz, w tym wydaniu koncertowym, mój stosunek do nich gwałtownie się zmienił. Tak było z utworem „Dobro”, którego nigdy zbytnio nie lubiłam, a ostatnio bardzo spodobała mi się jego koncertowa wersja. Ale to już część druga wieczoru.

Wspominam jednak o moim stosunku do twórczości Janusza Radka w tym miejscu, bo także wobec ostatniej płyty, „Popołudniowe przejażdżki”, bohaterki wieczoru, miałam mieszane odczucia. Przynajmniej po pierwszym jej odsłuchaniu. Z czasem, gdy osłuchałam się z tym brzmieniem, mocnym, nasyconym rytmem, z tekstami idealnie w ten rytm wpasowanymi, moje odczuwanie tej płyty odwróciło się o 180 stopni. Teraz myślę, że to jest naprawdę świetny materiał. Jego wydanie koncertowe potwierdza to idealnie.

Kiedy słuchając muzyki zamykam oczy  i czuję przebiegający po plecach dreszcz, wiem, że słucham czegoś naprawdę dobrego. W czasie tego koncertu musiałam pilnować się, by nie opuszczać powiek zbyt często. W końcu przecież chciałam też chłonąć wrażenia wizualne. Gdy artysta potrafi wytworzyć na scenie atmosferę współodczuwania z publicznością, wspólnej zabawy, wzruszenia, wspólnego przeżywania, wtedy widz nie jest w stanie odmówić mu współudziału w wieczorze. Janusz Radek i jego zespół porwali ten, na oko, tysięczny tłum w Auditorium Maximum.

Ja poczułam się zaproszona i z tego zaproszenia z radością skorzystałam. Odkrywałam kolejne piosenkowe światy, w których manekiny ożywały, samochody reagowały na dotyk jak żywe istoty, chwile składały się w kolaż emocji, tęsknota mieszała się z nadzieją, lokomotywy wiozły miłość. A wszystko to wybrzmiało w muzyce i tekstach, czasem zabawnych a czasem wzruszających. Ujrzałam płytę z tym materiałem w zupełnie inny sposób. Dopiero teraz w pełni zrozumiałam, jak dobre są te utwory, jak są jednocześnie proste i bogate. Teksty napisane niemal potocznym językiem, zaadaptowanym do piosenek, operujące interesującymi metaforami, sięgającymi do codzienności. Bardzo współczesne, bardzo osobiste i równocześnie uniwersalne. Tak mogłaby dziś pisać Halina Poświatowska. Ze względu na to nieoczekiwane podobieństwo stylu „Popołudniowe przejażdżki” stanowią pewne dopełnienie recitalu „Poświatowska / Radek”, zwłaszcza w świetle dalszej części wieczoru.

Zostawcie chwile

W drugiej części koncertu Janusz Radek i jego znakomity zespół zaprezentowali piosenki, które fani artysty mogli usłyszeć na wspomnianych wcześniej Domówkach.

Tutaj pokuszę się znów o małą dygresję, bo ta forma interakcji z fanami warta jest szerszego opisania. Janusz Radek wykorzystuje możliwość przeprowadzania transmisji na żywo na swoim profilu facebookwym do kreatywnego przebywania z miłośnikami jego twórczości w czasie domowych prób, które nazywa Domówkami. Dodatkowo każde z tych spotkań można później odtworzyć wielokrotnie. To cudowne, że technologia pozwala nam zachować te chwile na dłużej nie tylko w naszej ulotnej pamięci. W podobny sposób transmitowane są także fragmenty koncertów artysty, także z tego wieczoru, w którym miałam przyjemność brać udział.

Każde z takich spotkań ma przynajmniej kilkuset widzów, którzy mogą na bieżąco komentować to, co widzą i słyszą. Janusz Radek oczywiście często reaguje na te komentarze, a dowodem na to jest chociażby piosenka „Szczęście”, która powstała z inspiracji jednym z takich komentarzy. Obserwowałam powstawanie tego utworu i czuję się, jakbym została dopuszczona do pracowni alchemika. To niezwykłe, móc śledzić proces powstawania takiego utworu od pomysłu do realizacji na scenie.

Bo w czasie niedzielnego spotkania usłyszałam ten utwór na żywo. Ten i wiele innych, które powstawały na oczach moich i pozostałych „domówkowiczów”. Wśród nich znalazł się także duet z Zuzanną Radek, którą to piosenkę artysta napisał specjalnie dla córki. Jest to piosenka z gatunku tych, co to uczepiają się na długo, domagając się ciągłego podśpiewywania.

Wiele takich utworów pojawiło się w Auditorium Maximum. To również zasługa wspaniałego zespołu. Janusz Radek zawsze starannie dobiera oprawę muzyczną. Między nim i jego muzykami wyczuwalna jest pewna symbioza, chemia. Pełne porozumienie.

Było też kilka piosenek z tekstami Haliny Poświatowskiej. Także tych już klasycznych. Zachwyciły mnie nowe wersje „Kiedy u… kochanie” i „Czekam wytrwale”, choć już od dawna uważam te utwory za jedne z najpiękniejszych w repertuarze wokalisty. Jak nikt inny rozumie poezję Poświatowskiej i przekłada ją na język współczesnego świata.

Kim ty jesteś dla mnie

Z tą częścią wieczoru związane są także plany wydawnicze Janusza Radka na nowy rok. W 2017 roku artysta planuje wydanie płyty CD z piosenkami opartymi na twórczości Haliny Poświatowskiej, które od dawna kolekcjonuje w recitalu „Poświatowska / Radek” i ćwiczy na Domówkach. Niedawno została uruchomiona strona „Kim ty jesteś dla mnie”, na której można zapisać się na subskrypcję newslettera, dotyczącą tego materiału. Polecam serdecznie, dzięki temu doświadczycie zupełnie wyjątkowego kontaktu z artystą i będziecie mieć realny wpływ na kształt planowanej płyty.

Projekt wydaje się być ważny dla Janusza Radka, bo w czasie krakowskiego koncertu opowiadał o nim dużo i z odczuwalną pasją. To zaangażowanie w twórczość, w chęć dzielenia się ze światem swoim odczuwaniem, wytworzyło niepowtarzalną atmosferę, pełną dobrej energii. Takie wieczory pozwalają zapomnieć o wszystkim, zanurzyć się na dwie godziny w zupełnie inny, piękny świat, którego granice określa zetknięcie wrażliwości artysty z wrażliwością widza.

Janusz Radek od lat kształtuje moją wrażliwość. Poprzez swoją twórczość ma realny wpływ na kształtowanie się mojego odczuwania świata, poszerzania mojego gustu muzycznego o nowe brzmienia, o nowe podejścia do muzyki i tekstu. To na pewno wpływa też na mnie jako osobę piszącą własne teksty, zmienia mój sposób myślenia o piosence.

Przede wszystkim  jednak Janusz Radek od lat dostarcza mi silne emocje i radość z odczuwania muzyki jak najpełniej tylko potrafię. Ostatni koncert przypomniał mi, jak tęsknię do muzyki granej na żywo, do tego przebywania tu i teraz w koncertowej rzeczywistości, chłonięcia wrażeń. I za te wrażenia Januszowi Radkowi należą się podziękowania. Dziękuję za piękne współodczuwanie.