Poświatowska / Radek [refleksja / archiwalia]

Kontynuuję publikację archiwalnych tekstów. Ten napisałam we wrześniu 2015 roku, po recitalu Janusza Radka, Poświatowska / Radek, w krakowskiej Alchemii. Pierwotnie opublikowałam go w notatkach na Facebooku.

Poswiatowska_Radekplakat
Plakat recitalu Poświatowska / Radek (źródło: januszradek.pl)

Obejrzany 24.09.2015 roku.

Zamierzchłe czasy. Studia z kulturoznawstwa. Praca zaliczeniowa z socjologii kultury, na temat „Czy portret kobiety, wyłaniający się z poezji H. Poświatowskiej, jej tęsknota za miłością jest współcześnie do zaakceptowania przez mężczyznę?”, którą oparłam w dużej mierze na interpretacjach wierszy Haliny Poświatowskiej z płyty Janusza Radka, Dziękuję za miłość. Teraz, kilka lat później miałabym o wiele szerszy materiał porównawczy. Recital Poświatowska/Radek był wspaniałym doświadczeniem.

Nie tylko dlatego, że już byłam spragniona pana Janusza R. na żywo, jakkolwiek to brzmi. Ale połączenie takich elementów jak poezja jednej z moich ulubionych autorek i głos (a także gra na klawiszach!) mojego ulubionego polskiego wokalisty, nie mogło wypaść źle, ani nijako. Nie można pominąć również roli Adama Drzewieckiego, który wyczarował wszystkie dodatkowe efekty dźwiękowe. Przyznaję, nie przepadam za elektroniką w muzyce, jednak jest kilka wyjątków, do których od czwartku zalicza się także wspomniany recital.

Z ciekawości sięgnęłam również do tamtego tekstu ze studiów. Nie wszystko, co wtedy pisałam, napisałabym dzisiaj, ale kilka fragmentów mogę zacytować z czystym sumieniem (choć dziwnie cytuje się samą siebie, ale niech tam).

Na przykład ten o poezji Haliny Poświatowskiej:

„Poezja Haliny Poświatowskiej proponuje nam pewnego rodzaju autoportret artystyczny pisarki, autoportret malowany piórem kobiety bezustannie poszukującej miłości, przepełnionej autoerotyzmem, świadomej własnej kruchości i przemijania. Grażyna Borkowska w swojej książce Nierozważna i nieromantyczna… przytacza słowa Stanisława Grochowiaka, w których stwierdza on, iż Poświatowska jako pierwsza nie bała się mówić o miłości, także fizycznej, za pomocą nowoczesnego języka miłosnego, pozwalającego na pewien brak pruderii, ale i nie wykluczającego bardziej refleksyjnego podejścia do życia.”

Taka jest Poświatowska przetworzona przez męską wrażliwość Janusza Radka. O swojej ówczesnej płycie artysta mówił wielokrotnie w kontekście pisarstwa Poświatowskiej:

„Artysta przyznaje w jednym z wywiadów, że pisarstwo Poświatowskiej „to niezwykle wiarygodna i nośna twórczość”, możemy więc przypuszczać, że do pewnego stopnia utożsamia on swoje poglądy zawarte w tekstach na płycie z poglądami poetki. Wyrażają one potrzebę miłości i jej wartość w życiu. W innym wywiadzie Janusz Radek mówi o samej miłości, że jest to „trudna pasja i choroba (…), która trapi człowieka”. Trapi, a więc zajmuje w jego życiu ważne miejsce. Swoją twórczość zaś autor określa jako bardzo osobistą chwilę liryki, w czym możemy się dopatrywać podobieństwa z liryką Poświatowskiej, która również była bardzo osobista, wręcz autobiograficzna. „Cała płyta (…) – mówi artysta we wspomnianym wcześniej wywiadzie – jest jakimś wnikliwym podziękowaniem, jakąś taką satysfakcjonującą każdego człowieka myślą, że ktoś cię kocha.” I dalej jeszcze w tym samym wywiadzie Janusz Radek stwierdza, że dzięki tej płycie każdy będzie mógł nie tylko się wzruszyć, czy nawet uśmiechnąć, ale i odnaleźć w sobie „trochę miłości, refleksji, wrażliwości”. Czy nie tego właśnie szukamy w twórczości Poświatowskiej? To właśnie ta twórczość zainspirowała Janusza Radka do stworzenia tekstów mówiących o „potrzebie kochania i bycia kochanym”. I dalej: „Ja chciałem napisać o miłości prawdziwej – dziękując za to, że ktoś mnie kocha. (…) Trudniej śpiewa mi się o tym, że ja kogoś kocham. Bo jestem tylko słabym człowiekiem. Czy potrafię więc naprawdę kochać?” W jeszcze innym wywiadzie artysta wspomina Poświatowską jako poetkę, która potrafi mówić o „skomplikowanych sprawach prostymi słowami, prostą metaforą”. Stwierdza on także, iż ludzie, zwłaszcza młodzi, nie zdają sobie sprawy z bliskości wartości, o których tak naprawdę dużo się mówi nie dostrzegając ich. Jego płyta ma pomóc w zmianie tego stanu rzeczy.”

To tyle, jeśli idzie o auto-cytowanie. Na szczęście było tam także sporo nawiązań do wypowiedzi samego wykonawcy. Nie chciałabym zamienić tej notatki w pracę naukową, więc odpuszczę sobie analizy literackie warstwy tekstowej recitalu (a potrafię analizować długo i wnikliwie ;)). Myślę jednak, że zasadniczo można by opisać go w podobnym tonie, w którym Janusz Radek wypowiadał się o płycie Dziękuję za miłość. Warto także spojrzeć na twórczość Poświatowskiej w szerszym kontekście, nie spłycając jej do erotyków, ewentualnie zabarwionych widmem śmierci. To wszystko prawda, ale oprócz tego jest w tych tekstach jeszcze kolor, pasja życia, pamięć… I słowa. Słowo – uniwersalny przekaźnik, bez względu na płeć, słowo jest jedno. Może jedynie zyskać inny odcień w procesie interpretacji. Stworzone przez poetkę, przetworzone twórczo przez wokalistę, zespolone z muzyką.

Wyrosłam już trochę z Poświatowskiej, ale nadal lubię jej metafory, jej poetykę, rytm jej wersów, powolny, jakby trochę leniwy, ale przeradzający się często w żywe pulsowanie krwi. Wrzucenie jej treści w formę narzuconą przez elektroniczne wariacje muzyczne, daje zadziwiająco dobry efekt końcowy. Są to po prostu dobre piosenki, takie, których mogłabym posłuchać w radiu nie zmieniając kanału. Nie potrafiłabym sklasyfikować gatunku, ale według mnie oscylowałby on pomiędzy poezją śpiewaną a tzw. muzyką rozrywkową. Serdecznie polecam ten recital każdemu, kto ceni sobie dobrą muzykę.

O recitalu:

Więcej informacji o koncercie znajdziecie na stronie projektu, w witrynie Janusza Radka: januszradek.pl/poswiatowska-radek.

Wywiady przytaczane w cytowanym tekście:

P. Gzyl, Dziękuję za miłość, „Miasto kobiet”, nr 6/2007, na stronie: www.miastokobiet.pl;
Ja nie lubię papki śpiewać, 03.12.2007, na stronie: muzyka.interia.pl/wywiady;
A. Romanowska, Janusz Radek: Kocham wszystkie swoje dziewczyny, 09.10.2008, na stronie: orientacja.wm.pl/wywiady;
M. Sarnacka, Sam siebie nakręcam, „Gazeta Studencka”, GS 11/2007, na stronie: www.studencka.pl.

7 wcieleń Judasza. Przegląd wersji Jesus Christ Superstar

Grafika promująca spektakl Jesus Christ Superstar w Teatrze Rozrywki (źródło: www.januszradek.pl)
Grafika promująca spektakl Jesus Christ Superstar w chorzowskim Teatrze Rozrywki (źródło: www.januszradek.pl). Na zdjęciu: Janusz Radek (Judasz) i Maciej Balcar (Jezus).

Zbliża się Wielkanoc, więc pewnie któraś z telewizji zaproponuje widzom filmową wersję tego broadwayowskiego musicalu. Oby tę pierwszą, bo miałam nieszczęście trafić i na nowszą adaptację. Ale po kolei.

Postanowiłam skupić się na piosence tytułowej, którą śpiewa Judasz Iskariota. Jest to moja ulubiona postać z tego musicalu, uważam, że całkiem sprawnie zarysowana przez twórców. Taki Judasz wydaje mi się najbardziej prawdopodobny. Nie zimny, wyrachowany zdrajca, tylko bardziej narzędzie w dłoniach siły wyższej. Człowiek, który chcąc chronić przyjaciela, wystawia go na śmiertelne niebezpieczeństwo i nie może żyć z takim ciężarem. Postać tragiczna, ale ludzka. Nie wyidealizowana i nie okrojona z uczuć. Człowiek z krwi i kości, skazany na dylematy i błądzenie po omacku. Tak wynika z mojej interpretacji wersji filmowej z 1973 roku, oraz tej z Teatru Rozrywki w Chorzowie, którą miałam okazję dwukrotnie zobaczyć.

 Superstar

Przeprowadziłam małe poszukiwania i dokopałam się do kilku różnych nagrań, mniej lub bardziej oficjalnych, piosenki Superstar. W musicalu jest to moment, w którym duch Judasza wraca na ziemię, by zadać jedno ważne pytanie: Dlaczego? Poniżej pięć interpretacji tego utworu, które spodobały mi się najbardziej.

1. Janusz Radek – Teatr Rozrywki w Chorzowie
  -> Posłuchajcie: https://youtu.be/eZpt09HBRx8

Wiem, nie każdemu podchodzi to wykonanie. Ale ja po prostu od wielu lat jestem wielbicielką wokalu Janusza Radka, więc naturalnie ta wersja jest mi bardzo bliska. Zwłaszcza, że mogłam posłuchać tego w wystąpieniu na żywo, w Chorzowie, kilka lat temu i byłam pod wielkim wrażeniem. Podoba mi się też polskie tłumaczenie, choć przyznam, że nie wszystkich utworów. Ten akurat jest w porządku.

To jest taki Judasz, którego ja chcę w tej postaci widzieć: nie cwaniak w złocie, tylko chłopak z przedmieścia. Taki, co rozumie bardziej i widzi więcej.

Polecam gorąco obejrzenie spektaklu na żywo, choćby dla tej jednej roli. Żadne nagranie tego nie odda.

2. Murray Head – pierwsza wersja z albumu koncepcyjnego z 1970 roku
  -> Nagranie: https://youtu.be/YOn1ILgE4Qw

Tej wersji nie znałam wcześniej, ale bardzo mi się podoba. Zwłaszcza opracowanie muzyczne. Nic dziwnego, że z tak dobrej muzyki powstał tak dobry musical. Chętnie przesłucham cały album.

3. Carl Anderson – wersja filmowa z 1973
  -> Zobaczcie tę scenę: https://youtu.be/IvVr2uks0C8

Widziałam tę filmową wersję Jesus Christ Superstar już jakiś czas temu i sięgam czasem po fragmenty. Wokalnie bez zarzutu. Wizualnie już trochę mniej. Co wygląda dobrze na scenie, niekoniecznie sprawdzi się w filmie. Jednak warto zobaczyć film, dla samej muzyki. I po to, by porównać sobie stylistykę musicalu filmowego z lat 70. XX wieku z tym współczesnym. Chyba jednak na korzyść tego pierwszego. A i postać Judasza jest tutaj poprowadzona odpowiednio, wielowymiarowo.

4. Josh Young – wznowienie broadwayowskie z 2010 roku, wersja z Tony Awards 2012
  -> Obejrzyjcie występ:  https://youtu.be/fcyqIrxy4Y4

Najciekawiej brzmiący Judasz. Wyróżnia go barwa głosu. W tym wykonaniu drażnią mnie odrobinę cekiny, w które przyodziany jest interpretator, ale to drobiazg. Zważywszy na charakter wystąpienia (Tony Awards) i dynamikę utworu, nie będę się czepiać.

Samo wykonanie jest bardzo dobre. Pewnie i na scenie teatralnej się sprawdza, skoro wznowienie musicalu zdobyło tak prestiżową nagrodę. Ciekawa jestem, jak wypadła interpretacja postaci Judasza w całości tego broadwayowskiego spektaklu.

5. Dayde – francuska wersja z 1972 roku
  -> Nagranie wersji: https://youtu.be/ymPKkhA2zBo

Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła także wykonania francuskiego. W tej wersji w interpretacji Dayde. Bardzo podobne do oryginalnego wykonania anglojęzycznego.

Podoba mi się. Można słuchać bez obaw o poranienie uszu. Nie wiem, jak to wyglądało na scenie, ale z takim brzmieniem wiele ujdzie na sucho.

Judaszowe cuda

W tytule artykułu była mowa o siedmiu wcieleniach. Wymieniona powyżej piątka jest według mnie najlepsza brzmieniowo. Ale w dziedzinie adaptacji musicali można znaleźć naprawdę cuda na kiju. Konwencja musicalu zakłada pewien poziom kiczu. Kiedy do tego pakietu podstawowego dodamy drzemiącego w adaptatorach Andy’ego Warhala, skrzyżowanego z gustem modowym Lady Gaga, otrzymamy…

1. Wersja koreańska
-> Występ „na żywo”: https://youtu.be/B2o-P0WLQL8

Niestety nie dokopałam się do nazwiska aktora. Nie brzmi to źle, pomijając dziwną mieszankę koreańskiego i angielskiego. Ale chyba wolałabym nie widzieć całości na scenie. Zwłaszcza, że wyczuwam ogólną tendencję interpretacyjną tej postaci i nie podoba mi się ona za bardzo.

2. Jerome Pradon kinowa wariacja na temat, czyli wersja filmowa z 2000 roku
  -> Sami oceńcie: https://youtu.be/R1MB3348rLQ

W skrócie: lateksy i SS-mani. Dlaczego myślę o niemieckim porno, gdy na to patrzę? (Zwłaszcza, że nigdy nie widziałam niemieckiego porno. Choć to chyba nawet bardziej stylistyka NRD.)

Po obejrzeniu tego fragmentu w ocenie nie pomaga nawet to, że wokal do najgorszych nie należy. Podany w ten sposób, brzmi dużo gorzej.

Uff! Koniec. Zestawienie tych wszystkich interpretacji było bardzo interesujące. Uwielbiam musicale, czego nie ukrywam. Jednak nawet tutaj można przekroczyć granicę, poza którą kicz przestaje być zabawą, a staje się torturą dla oczu i uszu.

Na szczęście Jesus Chris Superstar broni się muzycznie, w niemal każdej sytuacji. A to jest w zasadzie najważniejsze. Oglądajcie dobre musicale!

 BONUS

Jest jeszcze taka bardzo ładna wersja niemieckojęzyczna Heaven on their minds, której możecie posłuchać klikając tutaj. Nie mogłam znaleźć wykonania Superstar w tym języku, jeśli na nie wpadniecie, dajcie znać.