Teatromania postępująca. Część III, czyli kim jest aktor

Teatromania

Właściwie powinnam zapytać: kim aktor jest dla mnie? Aktor nie jest tylko realizatorem wizji reżysera. Jest współtwórcą swojej roli. Wkłada w nią własne emocje i własną myśl. Dobry aktor jest przygotowany na wszystko: na walącą się scenografię i na burzę braw. Dobry aktor jest wsparciem dla zespołu, jest filarem, na którym inni mogą oprzeć się w razie potrzeby.

Vis dramatica

Oczywiście, dobry aktor to również ten, który potrafi wejść w graną przez siebie postać tak bardzo, że i my przenosimy się wraz z nim w świat wyobrażony. Aktor jest więc kimś w rodzaju Charona – przewoźnika… Zabiera nas na drugi brzeg rzeczywistości, z tą różnicą, że z tej podróży będziemy mogli wrócić. Bogatsi o nowe doświadczenia.

Aktor – twórca

Bez aktora sztuka nie mogłaby zostać wystawiona na scenie. Umożliwia nam więc kontakt z dziełem, sam tworząc osobne dzieło, o innym, bo bardziej ulotnym, charakterze. Co więcej, sztuka może zostać zagrana wiele razy, przez różnych aktorów, i dopiero n-te wykonanie może okazać się tym właściwym, tym, które otworzy nasz umysł na dany tekst, utwór, ideę. Aktor ma więc wielką władzę nad ostatecznym kształtem sztuki, być może nawet decydującą o jej sukcesie, lub porażce. Po spektaklu Tango Gombrowicz pokochałam styl Gombrowicza. Dzięki spektaklom Teatru Starego sięgam po oryginały tekstów. A wszystko to m.in. przez wspaniałą grę aktorów, którzy zafascynowali mnie od pierwszych scen.

Aktor – wizytówka

To trochę jak z zakochaniem. Najpierw ktoś fascynuje nas swoim wyglądem, potem, przy bliższym poznaniu, zyskuje głębię. Aktor jest wizytówką spektaklu. To jego widzimy najpierw, nie jego rolę. Jeszcze zanim wypowie pierwsze słowa. Intryguje widza: strojem, miejscem zajmowanym na scenie, swoim zachowaniem, błyskiem w oku. A potem fascynacja rośnie. I ani się człowiek spostrzeże, a wpada po uszy i wraca po więcej. Ot, związek z teatrem rozpoczęty szczęśliwie.

Moim absolutnie ulubionym polskim aktorem teatralnym, filmowym zresztą również, jest Krzysztof Globisz, choć od jakiegoś czasu, zaraz obok niego na moim podium stoi Piotr Fronczewski.. Miłością zbiorową pałam do zespołu aktorskiego Teatru Starego, z fenomenalnymi Marcinem Czarnikiem, Juliuszem Chrząstowskim, Anną Radwan, Anną Dymną, Adamem Nawojczykiem, i tyloma innymi, że samo ich wypisanie zajęłoby kilka linijek. Lubię bardzo Bartosza Porczyka z Wrocławia. Uwielbiam ekspresję Kingi Preis, choć nie miałam okazji podziwiać jej na żywo. Tylu wspaniałych aktorów świetnie interpretuje piosenki. Tylu poukrywanych w serialach i filmach tworzy mini arcydzieła sztuki aktorskiej, a potencjału tylu innych te media nigdy nie wykorzystają.

Aktor jest dla mnie kluczem do innego świata, do świata emocji. Jego ekspresja jest moim sposobem na odkrycie własnych uczuć w danym temacie. Prowokuje przemyślenia. Przez to aktor w teatrze staje się dla mnie kimś bardzo bliskim.

Mroczny kabaret, czyli jak odkryłam w sobie mordercę

Thomas_Theodor_Heine_Marya_Delvard_1911
Plakat Kabaretu Jedenastu Katów z Maryą Delvard, miejscową femme fatale. Autor: Thomas Theodor Heine.

Okazuje się, że bardzo długo żyłam w pisarskiej nieświadomości, tworząc teksty piosenek w nurcie, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. To znaczy nie do końca, bo znałam utwory z tego nurtu się wywodzące. Nie przepadam za szufladkowaniem, ale określenie Dark Cabaret przypadło mi do gustu.

Trafiłam na nie, gdy na prośbę A. bawiłam się tłumaczeniem jednej z piosenek zespołu The Dresden Dolls, utrzymanej w takim dosyć ciemnym, wymagającym dobrej interpretacji klimacie. Od razu skojarzyło mi się to wszystko z The Tiger Lillies. I dobrze mi się skojarzyło, bo obydwa te zespoły wymieniane są jako reprezentanci tego właśnie muzycznego nurtu, jakim jest Dark Cabaret. Zastanawiałam się, jak można by przełożyć to na język polski i myślę, że przymiotnik „mroczny” pasuje tutaj najlepiej. Ale to taka uwaga na marginesie.

Czym zabić czas?

Zmierzam do tego, że i mnie samej uzbierało się trochę takich mrocznych tekstów. Czy też „mrocznych”. I co gorsza, ja je bardzo lubię. Zaczęło się całkiem niewinnie. Kiedy jeszcze nie myślałam o pisaniu piosenek, za to zaczynałam jako poetka (czy też „poetka”), powstał wiersz o dosyć bezkrwawej zbrodni, Zabić czas. Swoje przeleżał, razem z innymi tekstami grzecznie czekając na ujrzenie światła dziennego, aż tu nagle nadarzyła się okazja. Kabaret Od Jutra. Wiersz trafił do tej efemerycznej formacji (która miała kilka naprawdę dobrych momentów), ale grupa się rozwiązała a wiersz pozostał nietknięty.

Zaczęłam pisywać teksty dla Grupy Profanum Sacrum i wiersz zmienił właściciela. PS dopisali mu bardzo pokrętną muzykę. I tak oto powstała idealna całość o kreatywnym zabijaniu czasu:

Czas nas goni, czas nas ściga,
Od bury się nie wymiga!
Złapać go za kołnierz fraka,
Poprzyduszać, kopnąć w krzakach!
Stłamsić drania i powiesić!
Czas się dawno nam już zbiesił.
Mamy czasu już w nadmiarze,
Czas pomyśleć by o karze!

Biedna cioteczka

W międzyczasie narastała moja fascynacja kabaretami historycznymi, w tym Kabaretem Jedenastu Katów, który częściowo znałam już z działalności scenicznej Łukasza Czuja, Janusza Radka i innych. Zapadła decyzja – muszę nauczyć się niemieckiego, żeby m.in. rozumieć oryginalne teksty z Die Elf Scharfrichter i innych kabaretów niemieckich. Poduczyłam się podstaw i pomyślałam: „A może by tak…”. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.

Nie było to łatwe, dotrzeć do oryginałów nie znając języka. Szukałam tych tekstów jeszcze zanim w ogóle wiedziałam jak jest „piosenka” po niemiecku. Ale udało się, dotarłam do oryginalnej treści. Pierwszym tekstem, z jakim się mierzyłam, był Hymn Jedenastu Katów. Drugim – song Tantenmörder, i to ten utwór uznałam za zdatny do użytku jako pierwszy. Tu było prościej – piosenka jest dosyć popularna i dorobiła się kilku nagrań krążących w sieci. Technicznie było mi więc łatwiej poskładać mniej więcej znajome słówka z rytmem i stworzyć, chyba dosyć zgrabną, adaptację tego tekstu, w oryginale napisanego przez Franka Wedekinda. W ten sposób do repertuaru Grupy PS trafił utwór Morderca ciotki, z muzyką Magdy Małek. Tutaj moje ukryte mordercze instynkty mogły się wyszumieć do woli. Od samego początku mamy do czynienia ze zbrodnią. Co więcej, morderca nie ma najmniejszych wyrzutów sumienia, za to potrafi się bardzo ładnie usprawiedliwiać:

Swą ciotkę zaciukałem nożem,
Starawa była, słaba tak!
W mieszkanku jej bywałem trochę
I przekopałem kilka szaf.
Znalazłem u niej sterty złota,
Pieniądze kryła kaset stal.
A słysząc ciotki ciężki oddech,
Tak bardzo mi jej było żal!

Winny Wszak

W programie PS ten utwór stanowił wstęp do sądowej części. Jej zwieńczeniem była zaś Ballada o Winnym Wszaku, czyli Litera Prawa. Przyszedł do mnie kiedyś taki wers: „Litera prawa jest po stronie ludzi prawych”. Zaczęłam zastanawiać się, jak go rozwinąć w pełny tekst. Pomyślałam, że zabawnie byłoby połączyć narzędzie zbrodni z literą prawa i tak zaznaczyć, że sprawiedliwości stało się zadość. I stało się. Prawie jak w The Cell Block Tango.

Nie ukrywam, że bardzo ten tekst lubię. Pani Kompozytor, Magda, zresztą również. Co więcej, przez dłuższy czas bardzo trafnie go wykonywała. Mam na koncie jeszcze kilka innych morderczych tekstów, ale ten jest wyjątkowy. Zaplanowałam go szczegółowo, ale napisałam naprawdę szybko. Dowody zatarłam, ale piosenka została. Przytoczę ją w całości. Nie mam nic do ukrycia. Na razie po prostu jeszcze nie zaopatrzyłam się w Kodeks Karny w porządnej oprawie.

LITERA PRAWA czyli BALLADA O WINNYM WSZAKU

Proszę Sądu, to naprawdę głupia sprawa.
Ja niewinna jestem, sam Sąd o tym wie!
Jego zabił brak szacunku dla liter prawa,
Sprawiedliwość pomsty domagała się.

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Ja tylko chciałam mu dogłębnie wytłumaczyć,
Że się nie igra z prawem i systemem władzy!
Ja miałam prawo wrócić wcześniej z pracy,
Lecz czy on miał prawo się łajdaczyć?

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Skoro nie dała rezultatu moja mówka
I nie dał złapać się na słówek moich lep,
Chwyciłam Kodeks Karny z jego biurka
I jak nie walnę go tym Kodeksem w łeb! [Wielokrotnie]

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Skąd mogłam wiedzieć, że jego czaszeczka
Nie zniesie takiej intensywnej lekcji,
Że mu się system zawiesi troszeczkę,
Że poróżnimy się w tej ważnej kwestii?

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych…
A bydlak stękał… i już nie stęka!

Nie mam pojęcia, skąd u mnie takie zainteresowania. Umysły zbrodniarzy są naprawdę fascynujące. Złe, ale fascynujące. Może dlatego tak dobrze słucha się Ballad morderców Nicka Cavea. Może dlatego Chicago wciąż przyciąga rzesze fanów. Może dlatego chętnie napiszę znów coś w tym klimacie. Może. A może po prostu wszyscy w moim otoczeniu powinni zamykać drzwi na klucz.

PS Nie no, przecież i tak otworzę.

PS 2 A tak naprawdę chyba jestem dosyć miła.

Poświatowska / Radek [refleksja / archiwalia]

Kontynuuję publikację archiwalnych tekstów. Ten napisałam we wrześniu 2015 roku, po recitalu Janusza Radka, Poświatowska / Radek, w krakowskiej Alchemii. Pierwotnie opublikowałam go w notatkach na Facebooku.

Poswiatowska_Radekplakat
Plakat recitalu Poświatowska / Radek (źródło: januszradek.pl)

Obejrzany 24.09.2015 roku.

Zamierzchłe czasy. Studia z kulturoznawstwa. Praca zaliczeniowa z socjologii kultury, na temat „Czy portret kobiety, wyłaniający się z poezji H. Poświatowskiej, jej tęsknota za miłością jest współcześnie do zaakceptowania przez mężczyznę?”, którą oparłam w dużej mierze na interpretacjach wierszy Haliny Poświatowskiej z płyty Janusza Radka, Dziękuję za miłość. Teraz, kilka lat później miałabym o wiele szerszy materiał porównawczy. Recital Poświatowska/Radek był wspaniałym doświadczeniem.

Nie tylko dlatego, że już byłam spragniona pana Janusza R. na żywo, jakkolwiek to brzmi. Ale połączenie takich elementów jak poezja jednej z moich ulubionych autorek i głos (a także gra na klawiszach!) mojego ulubionego polskiego wokalisty, nie mogło wypaść źle, ani nijako. Nie można pominąć również roli Adama Drzewieckiego, który wyczarował wszystkie dodatkowe efekty dźwiękowe. Przyznaję, nie przepadam za elektroniką w muzyce, jednak jest kilka wyjątków, do których od czwartku zalicza się także wspomniany recital.

Z ciekawości sięgnęłam również do tamtego tekstu ze studiów. Nie wszystko, co wtedy pisałam, napisałabym dzisiaj, ale kilka fragmentów mogę zacytować z czystym sumieniem (choć dziwnie cytuje się samą siebie, ale niech tam).

Na przykład ten o poezji Haliny Poświatowskiej:

„Poezja Haliny Poświatowskiej proponuje nam pewnego rodzaju autoportret artystyczny pisarki, autoportret malowany piórem kobiety bezustannie poszukującej miłości, przepełnionej autoerotyzmem, świadomej własnej kruchości i przemijania. Grażyna Borkowska w swojej książce Nierozważna i nieromantyczna… przytacza słowa Stanisława Grochowiaka, w których stwierdza on, iż Poświatowska jako pierwsza nie bała się mówić o miłości, także fizycznej, za pomocą nowoczesnego języka miłosnego, pozwalającego na pewien brak pruderii, ale i nie wykluczającego bardziej refleksyjnego podejścia do życia.”

Taka jest Poświatowska przetworzona przez męską wrażliwość Janusza Radka. O swojej ówczesnej płycie artysta mówił wielokrotnie w kontekście pisarstwa Poświatowskiej:

„Artysta przyznaje w jednym z wywiadów, że pisarstwo Poświatowskiej „to niezwykle wiarygodna i nośna twórczość”, możemy więc przypuszczać, że do pewnego stopnia utożsamia on swoje poglądy zawarte w tekstach na płycie z poglądami poetki. Wyrażają one potrzebę miłości i jej wartość w życiu. W innym wywiadzie Janusz Radek mówi o samej miłości, że jest to „trudna pasja i choroba (…), która trapi człowieka”. Trapi, a więc zajmuje w jego życiu ważne miejsce. Swoją twórczość zaś autor określa jako bardzo osobistą chwilę liryki, w czym możemy się dopatrywać podobieństwa z liryką Poświatowskiej, która również była bardzo osobista, wręcz autobiograficzna. „Cała płyta (…) – mówi artysta we wspomnianym wcześniej wywiadzie – jest jakimś wnikliwym podziękowaniem, jakąś taką satysfakcjonującą każdego człowieka myślą, że ktoś cię kocha.” I dalej jeszcze w tym samym wywiadzie Janusz Radek stwierdza, że dzięki tej płycie każdy będzie mógł nie tylko się wzruszyć, czy nawet uśmiechnąć, ale i odnaleźć w sobie „trochę miłości, refleksji, wrażliwości”. Czy nie tego właśnie szukamy w twórczości Poświatowskiej? To właśnie ta twórczość zainspirowała Janusza Radka do stworzenia tekstów mówiących o „potrzebie kochania i bycia kochanym”. I dalej: „Ja chciałem napisać o miłości prawdziwej – dziękując za to, że ktoś mnie kocha. (…) Trudniej śpiewa mi się o tym, że ja kogoś kocham. Bo jestem tylko słabym człowiekiem. Czy potrafię więc naprawdę kochać?” W jeszcze innym wywiadzie artysta wspomina Poświatowską jako poetkę, która potrafi mówić o „skomplikowanych sprawach prostymi słowami, prostą metaforą”. Stwierdza on także, iż ludzie, zwłaszcza młodzi, nie zdają sobie sprawy z bliskości wartości, o których tak naprawdę dużo się mówi nie dostrzegając ich. Jego płyta ma pomóc w zmianie tego stanu rzeczy.”

To tyle, jeśli idzie o auto-cytowanie. Na szczęście było tam także sporo nawiązań do wypowiedzi samego wykonawcy. Nie chciałabym zamienić tej notatki w pracę naukową, więc odpuszczę sobie analizy literackie warstwy tekstowej recitalu (a potrafię analizować długo i wnikliwie ;)). Myślę jednak, że zasadniczo można by opisać go w podobnym tonie, w którym Janusz Radek wypowiadał się o płycie Dziękuję za miłość. Warto także spojrzeć na twórczość Poświatowskiej w szerszym kontekście, nie spłycając jej do erotyków, ewentualnie zabarwionych widmem śmierci. To wszystko prawda, ale oprócz tego jest w tych tekstach jeszcze kolor, pasja życia, pamięć… I słowa. Słowo – uniwersalny przekaźnik, bez względu na płeć, słowo jest jedno. Może jedynie zyskać inny odcień w procesie interpretacji. Stworzone przez poetkę, przetworzone twórczo przez wokalistę, zespolone z muzyką.

Wyrosłam już trochę z Poświatowskiej, ale nadal lubię jej metafory, jej poetykę, rytm jej wersów, powolny, jakby trochę leniwy, ale przeradzający się często w żywe pulsowanie krwi. Wrzucenie jej treści w formę narzuconą przez elektroniczne wariacje muzyczne, daje zadziwiająco dobry efekt końcowy. Są to po prostu dobre piosenki, takie, których mogłabym posłuchać w radiu nie zmieniając kanału. Nie potrafiłabym sklasyfikować gatunku, ale według mnie oscylowałby on pomiędzy poezją śpiewaną a tzw. muzyką rozrywkową. Serdecznie polecam ten recital każdemu, kto ceni sobie dobrą muzykę.

O recitalu:

Więcej informacji o koncercie znajdziecie na stronie projektu, w witrynie Janusza Radka: januszradek.pl/poswiatowska-radek.

Wywiady przytaczane w cytowanym tekście:

P. Gzyl, Dziękuję za miłość, „Miasto kobiet”, nr 6/2007, na stronie: www.miastokobiet.pl;
Ja nie lubię papki śpiewać, 03.12.2007, na stronie: muzyka.interia.pl/wywiady;
A. Romanowska, Janusz Radek: Kocham wszystkie swoje dziewczyny, 09.10.2008, na stronie: orientacja.wm.pl/wywiady;
M. Sarnacka, Sam siebie nakręcam, „Gazeta Studencka”, GS 11/2007, na stronie: www.studencka.pl.