Abonent na zawsze niedostępny, czyli co wyczytałam ze stuletniej książki telefonicznej

spis abonentów 1912

W znanym dowcipie blondynka (w innych wersjach pojawiał się też stary, dobry Kowalski, czy policjant) chwali się, że przeczytała książkę telefoniczną, a na pytanie, jak jej się podobała, odpowiada: akcja kiepska, ale ilu bohaterów! Popularne porzekadło na temat talentu aktorskiego mówi, że dobry aktor nawet książkę telefoniczną potrafi wyrecytować tak, żeby obudzić w publiczności emocje (co zresztą praktykowała z niezłym skutkiem Helena Modrzejewska, zwłaszcza w Stanach).

Tymczasem książka telefoniczna, a dokładniej Spis Abonentów c. k. sieci telefonicznych w Galicyi z 1912 roku, to coś dużo więcej, niż tylko lista dawno nieaktualnych telefonów. To fragment zatrzymanego w czasie świata, zastygłego w oparach XIX-wiecznej obyczajowości, tuż przed wtargnięciem XX wieku, z całym impetem wojennej i powojennej rzeczywistości. Tego świata, w którym Lwów był jednym z centralnych punktów polskiej kultury. Gdzie „pojechać do Lwowa” oznaczało podróż w obrębie tej samej linii granicznej, a z Krakowa jeździło się tam tak często, jak teraz podróżuje się do Warszawy.

O czym opowiada nam więc analiza Spisu Aabonentów?

Sprechen Sie Polnisch? czyli języki urzędowe w Galicji

Znalazłam tę książkę przypadkiem, w poznańskiej Wojewódzkiej Bibliotece Cyfrowej. Wydanie, na które trafiłam w sieci, było wydaniem lwowskim, ale przeznaczonym również dla Krakowian. W 1912 roku Kraków i Lwów znajdowały się w zaborze austriackim, pod panowaniem cesarza Franciszka Józefa. Pierwszym językiem urzędowym Galicji był niemiecki. Później, wraz z mniejszą germanizacją i większą liczbą swobód, językiem urzędowym został polski.

Oczywiste? Pewnie tak. Ale co innego o tym czytać, a co innego zobaczyć te dwa języki, właściwie jako równorzędne, obok siebie. A tak właśnie jest w tej książce. I tak było na co dzień. Polski i niemiecki istniały w Galicji obok siebie. Niemal każdy jako tako wyedukowany mieszkaniec Galicji i Lodomerii mówił i po polsku, i po niemiecku, nie miał problemów z czytaniem w tych językach. Było to powszechne, jak dzisiaj znajomość języka angielskiego. Dla mieszkańców Krakowa, czy Lwowa z tamtych lat, było to coś naturalnego. Dodatkowo wiele osób znało francuski (choć to wyczytałam akurat już z innego źródła). Znajomość języków obcych oznaczała wolność intelektualną.

Obrócić szybko korbką… czyli instrukcja obsługi stacyi abonentowych

Dzisiaj, żeby zadzwonić do kogoś, wystarczy wybrać nazwisko z listy kontaktów w naszym smartphonie, lub wystukać numer i zatwierdzić odpowiednim przyciskiem.

W 1912 roku to nie było takie proste. Można było dzwonić na trzy sposoby: „1. W stacyach abonentowych o osobnym przewodzie”, „2. W stacyach o przewodach wspólnych (towarzyskich)”, „3. W stacyach automatycznych (w Krakowie)”. No i były jeszcze międzymiastowe oraz telegramy. Do telegramów jeszcze wrócę, a teraz co nieco o telefonowaniu. Skupmy się na punkcie numer jeden:

„Celem uzyskania połączenia telefonicznego należy zadzwonić do stacyi centralnej, obracając szybko i jednym cięgiem kilka razy korbką induktora a następnie zdjąć słuchawkę z ruchomego haczyka i przyłożyć ją do ucha.”

Jak już się z tym uporaliśmy, należało czekać na zgłoszenie się owej stacji centralnej za pomocą słowa „Hallo!” i podać wybrany numer (wtedy czterocyfrowy). Dzwoniącego w instrukcji określano mianem „wołający”.

Urzędnik po drugiej stronie powtarzał numer, by uniknąć ewentualnej pomyłki, a wołający zatwierdzał go słowem „Tak” (albo podawał na nowo). Po tym wszystkim centrala łączyła dzwoniącego z wybraną stacją telefoniczną i używając specjalnego dzwonka, wzywała do rozmowy drugą stronę. A potem to już z górki: wezwana stacja zgłaszała się słowami „Hallo!” – „Tu N. N. – kto tam?”. I już można było rozpocząć pogawędkę.

W innych miejscach możemy przeczytać np. „Podczas rozmowy nie wolno kręcić korbką lub poruszać widełkami automatycznymi” albo o sygnale dzwonkowym, „który w dowód uskutecznionego połączenia, daje się słyszeć także w telefonie wołającego jako “przytłumione terczenie””.

telegraf

Warte odnotowania są także odpowiedniki dzisiejszych SMS-ów, czyli telegramy. Jeśli chcielibyśmy nadać telegram telefonicznie, musielibyśmy połączyć się ze stacja centralną, która przekierowałaby nas do „oddziału dla odbierania telegramów”, któremu moglibyśmy podyktować naszą wiadomość. Ważne było wolne i dokładne dyktowanie, a także literowanie nazw własnych, np. za pomocą alfabetu cyfrowego, w którym głoski miały przypisane konkretne liczby. Ewentualnie przy pomocy liter początkowych konkretnych słów. Dokładnie tak, jak w podanym przez Spis Abonentów przykładzie, exudat: e jak Ewa, x jak Xantyppa, s jak sowa, u jak ułan, d jak Dukla, a jak Adam, t jak Tatry. Łatwizna!

Literowanie

Obuwie bez konkurencyi, czyli wiekowe dźwignie handlu

W Spisie Abonentów znajdziemy także pokaźną liczbę reklam. Co więc reklamowano w stolicy Galicji, Lwowie? Pokrótce: wszystko. Wszystko, co dało ująć się w graficzną formę reklamy w książce telefonicznej. Analizując te ogłoszenia zdobędziemy informacje o dostępnych możliwościach przechowywania pieniędzy, ówczesnym stanie wiedzy o postępach techniki, czy modnej garderobie.

Moim absolutnym faworytem jest ogłoszenie sklepu z bardzo bogatym asortymentem, bo firma Tadeusza Górskiego ogłaszała się jako „Skład kapeluszy Habiga”, a zaraz pod tym jako „Skład gramofonów”. Pan Górski oferował swoim klientom m.in. „Obuwie ameryk. i wiedeńskie bez konkurencyi”, „Kufry, Torby, Necesairy”, „Nowości dla Pań jak Bluzki, Boa, Torebki, Parasolki”. Było w czym wybierać.

Obuwie_kamizelki_ogłoszenie 1912

A gdyby jakaś pani zechciała sobie sama przyszykować boa, to pan Zygmunt Fluss, w swojej „Pralni na sposób francuski”, mógł ufarbować strusie pióra na dowolny kolor.

Dżentelmen, określający się jako B. Królik, zapraszał do „Pierwszej krajowej fabryki wyrobów z marmuru”, w której ofercie znajdowały się np. „płyty firmowe pamiątkowe”. Miejmy nadzieję, że nie nagrobne.

Postęp techniczny zdecydowanie zwiastowała „Galicyjska Fabryka Akumulatorów systemu TUDOR”, przeznaczonych m.in. dla „oświetlenia powozów” i „automobilów”. Nowe technologie wkraczały także do literatury. Maszyna CONTINENTAL przez dziesiątki lat była uważana za najlepszą. Tutaj zachwalana przez Józefa Müntza, jako „niedościgniona pod względem konstrukcji, wykończenia, funkcyonowania i pięknej formy”. Intrygujące są również tajemnicze urządzenia, określane jako „chłodniki do mleka”. Podobno na lód.

Tych lat nie odda nikt, czyli doktor Żeleński nie odbiera

Przeglądanie tej książki dało mi przez chwilę poczucie bliskości z tamtym światem. Światem, który staje się dla mnie naprawdę ważny. Złudzenie, że wystarczy wyciągnąć rękę, by dotknąć dokładnie tego samego bruku, tych samych ścian i tej samej konfekcji damskiej z salonu pana Górskiego. Niby pod obcym panowaniem, ale jednak uroczo zapatrzony w siebie.

I naprawdę mi żal, że nawet jeśli przeszłabym tę całą drogę od wybrania w Krakowie numeru 1218, „Żeleński, dr. Tadeusz, lekarz chorób dzieci” przy Placu Mariackim 9, nie podniesie słuchawki, by powiedzieć „Hallo?”.

Teatromania postępująca. Część III, czyli kim jest aktor

Teatromania

Właściwie powinnam zapytać: kim aktor jest dla mnie? Aktor nie jest tylko realizatorem wizji reżysera. Jest współtwórcą swojej roli. Wkłada w nią własne emocje i własną myśl. Dobry aktor jest przygotowany na wszystko: na walącą się scenografię i na burzę braw. Dobry aktor jest wsparciem dla zespołu, jest filarem, na którym inni mogą oprzeć się w razie potrzeby.

Vis dramatica

Oczywiście, dobry aktor to również ten, który potrafi wejść w graną przez siebie postać tak bardzo, że i my przenosimy się wraz z nim w świat wyobrażony. Aktor jest więc kimś w rodzaju Charona – przewoźnika… Zabiera nas na drugi brzeg rzeczywistości, z tą różnicą, że z tej podróży będziemy mogli wrócić. Bogatsi o nowe doświadczenia.

Aktor – twórca

Bez aktora sztuka nie mogłaby zostać wystawiona na scenie. Umożliwia nam więc kontakt z dziełem, sam tworząc osobne dzieło, o innym, bo bardziej ulotnym, charakterze. Co więcej, sztuka może zostać zagrana wiele razy, przez różnych aktorów, i dopiero n-te wykonanie może okazać się tym właściwym, tym, które otworzy nasz umysł na dany tekst, utwór, ideę. Aktor ma więc wielką władzę nad ostatecznym kształtem sztuki, być może nawet decydującą o jej sukcesie, lub porażce. Po spektaklu Tango Gombrowicz pokochałam styl Gombrowicza. Dzięki spektaklom Teatru Starego sięgam po oryginały tekstów. A wszystko to m.in. przez wspaniałą grę aktorów, którzy zafascynowali mnie od pierwszych scen.

Aktor – wizytówka

To trochę jak z zakochaniem. Najpierw ktoś fascynuje nas swoim wyglądem, potem, przy bliższym poznaniu, zyskuje głębię. Aktor jest wizytówką spektaklu. To jego widzimy najpierw, nie jego rolę. Jeszcze zanim wypowie pierwsze słowa. Intryguje widza: strojem, miejscem zajmowanym na scenie, swoim zachowaniem, błyskiem w oku. A potem fascynacja rośnie. I ani się człowiek spostrzeże, a wpada po uszy i wraca po więcej. Ot, związek z teatrem rozpoczęty szczęśliwie.

Moim absolutnie ulubionym polskim aktorem teatralnym, filmowym zresztą również, jest Krzysztof Globisz, choć od jakiegoś czasu, zaraz obok niego na moim podium stoi Piotr Fronczewski.. Miłością zbiorową pałam do zespołu aktorskiego Teatru Starego, z fenomenalnymi Marcinem Czarnikiem, Juliuszem Chrząstowskim, Anną Radwan, Anną Dymną, Adamem Nawojczykiem, i tyloma innymi, że samo ich wypisanie zajęłoby kilka linijek. Lubię bardzo Bartosza Porczyka z Wrocławia. Uwielbiam ekspresję Kingi Preis, choć nie miałam okazji podziwiać jej na żywo. Tylu wspaniałych aktorów świetnie interpretuje piosenki. Tylu poukrywanych w serialach i filmach tworzy mini arcydzieła sztuki aktorskiej, a potencjału tylu innych te media nigdy nie wykorzystają.

Aktor jest dla mnie kluczem do innego świata, do świata emocji. Jego ekspresja jest moim sposobem na odkrycie własnych uczuć w danym temacie. Prowokuje przemyślenia. Przez to aktor w teatrze staje się dla mnie kimś bardzo bliskim.

Mroczny kabaret, czyli jak odkryłam w sobie mordercę

Thomas_Theodor_Heine_Marya_Delvard_1911
Plakat Kabaretu Jedenastu Katów z Maryą Delvard, miejscową femme fatale. Autor: Thomas Theodor Heine.

Okazuje się, że bardzo długo żyłam w pisarskiej nieświadomości, tworząc teksty piosenek w nurcie, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. To znaczy nie do końca, bo znałam utwory z tego nurtu się wywodzące. Nie przepadam za szufladkowaniem, ale określenie Dark Cabaret przypadło mi do gustu.

Trafiłam na nie, gdy na prośbę A. bawiłam się tłumaczeniem jednej z piosenek zespołu The Dresden Dolls, utrzymanej w takim dosyć ciemnym, wymagającym dobrej interpretacji klimacie. Od razu skojarzyło mi się to wszystko z The Tiger Lillies. I dobrze mi się skojarzyło, bo obydwa te zespoły wymieniane są jako reprezentanci tego właśnie muzycznego nurtu, jakim jest Dark Cabaret. Zastanawiałam się, jak można by przełożyć to na język polski i myślę, że przymiotnik „mroczny” pasuje tutaj najlepiej. Ale to taka uwaga na marginesie.

Czym zabić czas?

Zmierzam do tego, że i mnie samej uzbierało się trochę takich mrocznych tekstów. Czy też „mrocznych”. I co gorsza, ja je bardzo lubię. Zaczęło się całkiem niewinnie. Kiedy jeszcze nie myślałam o pisaniu piosenek, za to zaczynałam jako poetka (czy też „poetka”), powstał wiersz o dosyć bezkrwawej zbrodni, Zabić czas. Swoje przeleżał, razem z innymi tekstami grzecznie czekając na ujrzenie światła dziennego, aż tu nagle nadarzyła się okazja. Kabaret Od Jutra. Wiersz trafił do tej efemerycznej formacji (która miała kilka naprawdę dobrych momentów), ale grupa się rozwiązała a wiersz pozostał nietknięty.

Zaczęłam pisywać teksty dla Grupy Profanum Sacrum i wiersz zmienił właściciela. PS dopisali mu bardzo pokrętną muzykę. I tak oto powstała idealna całość o kreatywnym zabijaniu czasu:

Czas nas goni, czas nas ściga,
Od bury się nie wymiga!
Złapać go za kołnierz fraka,
Poprzyduszać, kopnąć w krzakach!
Stłamsić drania i powiesić!
Czas się dawno nam już zbiesił.
Mamy czasu już w nadmiarze,
Czas pomyśleć by o karze!

Biedna cioteczka

W międzyczasie narastała moja fascynacja kabaretami historycznymi, w tym Kabaretem Jedenastu Katów, który częściowo znałam już z działalności scenicznej Łukasza Czuja, Janusza Radka i innych. Zapadła decyzja – muszę nauczyć się niemieckiego, żeby m.in. rozumieć oryginalne teksty z Die Elf Scharfrichter i innych kabaretów niemieckich. Poduczyłam się podstaw i pomyślałam: „A może by tak…”. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.

Nie było to łatwe, dotrzeć do oryginałów nie znając języka. Szukałam tych tekstów jeszcze zanim w ogóle wiedziałam jak jest „piosenka” po niemiecku. Ale udało się, dotarłam do oryginalnej treści. Pierwszym tekstem, z jakim się mierzyłam, był Hymn Jedenastu Katów. Drugim – song Tantenmörder, i to ten utwór uznałam za zdatny do użytku jako pierwszy. Tu było prościej – piosenka jest dosyć popularna i dorobiła się kilku nagrań krążących w sieci. Technicznie było mi więc łatwiej poskładać mniej więcej znajome słówka z rytmem i stworzyć, chyba dosyć zgrabną, adaptację tego tekstu, w oryginale napisanego przez Franka Wedekinda. W ten sposób do repertuaru Grupy PS trafił utwór Morderca ciotki, z muzyką Magdy Małek. Tutaj moje ukryte mordercze instynkty mogły się wyszumieć do woli. Od samego początku mamy do czynienia ze zbrodnią. Co więcej, morderca nie ma najmniejszych wyrzutów sumienia, za to potrafi się bardzo ładnie usprawiedliwiać:

Swą ciotkę zaciukałem nożem,
Starawa była, słaba tak!
W mieszkanku jej bywałem trochę
I przekopałem kilka szaf.
Znalazłem u niej sterty złota,
Pieniądze kryła kaset stal.
A słysząc ciotki ciężki oddech,
Tak bardzo mi jej było żal!

Winny Wszak

W programie PS ten utwór stanowił wstęp do sądowej części. Jej zwieńczeniem była zaś Ballada o Winnym Wszaku, czyli Litera Prawa. Przyszedł do mnie kiedyś taki wers: „Litera prawa jest po stronie ludzi prawych”. Zaczęłam zastanawiać się, jak go rozwinąć w pełny tekst. Pomyślałam, że zabawnie byłoby połączyć narzędzie zbrodni z literą prawa i tak zaznaczyć, że sprawiedliwości stało się zadość. I stało się. Prawie jak w The Cell Block Tango.

Nie ukrywam, że bardzo ten tekst lubię. Pani Kompozytor, Magda, zresztą również. Co więcej, przez dłuższy czas bardzo trafnie go wykonywała. Mam na koncie jeszcze kilka innych morderczych tekstów, ale ten jest wyjątkowy. Zaplanowałam go szczegółowo, ale napisałam naprawdę szybko. Dowody zatarłam, ale piosenka została. Przytoczę ją w całości. Nie mam nic do ukrycia. Na razie po prostu jeszcze nie zaopatrzyłam się w Kodeks Karny w porządnej oprawie.

LITERA PRAWA czyli BALLADA O WINNYM WSZAKU

Proszę Sądu, to naprawdę głupia sprawa.
Ja niewinna jestem, sam Sąd o tym wie!
Jego zabił brak szacunku dla liter prawa,
Sprawiedliwość pomsty domagała się.

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Ja tylko chciałam mu dogłębnie wytłumaczyć,
Że się nie igra z prawem i systemem władzy!
Ja miałam prawo wrócić wcześniej z pracy,
Lecz czy on miał prawo się łajdaczyć?

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Skoro nie dała rezultatu moja mówka
I nie dał złapać się na słówek moich lep,
Chwyciłam Kodeks Karny z jego biurka
I jak nie walnę go tym Kodeksem w łeb! [Wielokrotnie]

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Skąd mogłam wiedzieć, że jego czaszeczka
Nie zniesie takiej intensywnej lekcji,
Że mu się system zawiesi troszeczkę,
Że poróżnimy się w tej ważnej kwestii?

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych,
Czy miałam tonąć w obłudy mękach?

Winny wszak już został ukarany!
Narzędziem tylko byłam w losu rękach.
Litera prawa jest po stronie ludzi prawych…
A bydlak stękał… i już nie stęka!

Nie mam pojęcia, skąd u mnie takie zainteresowania. Umysły zbrodniarzy są naprawdę fascynujące. Złe, ale fascynujące. Może dlatego tak dobrze słucha się Ballad morderców Nicka Cavea. Może dlatego Chicago wciąż przyciąga rzesze fanów. Może dlatego chętnie napiszę znów coś w tym klimacie. Może. A może po prostu wszyscy w moim otoczeniu powinni zamykać drzwi na klucz.

PS Nie no, przecież i tak otworzę.

PS 2 A tak naprawdę chyba jestem dosyć miła.