Teatromania postępująca. Część IV, czyli teatr na ekranie

Teatromania

Czekałam na serial Artyści, odkąd dowiedziałam o jego realizacji. Nie dość, że scenariusz napisał Paweł Demirski a za reżyserię odpowiada Monika Strzępka, to obsada jest jak ze snu teatromaniaka. Bardzo żałowałam, że nie mogłam być na pokazie pierwszego odcinka w Teatrze Starym. Na szczęście wczoraj, 2 września, miała miejsce premiera telewizyjna. Dawno tak na nic nie czekałam. Oczekiwania zostały wynagrodzone – serial jest wspaniały, pod każdym względem, ale dzięki obsadzie czułam się niemal tak, jakbym siedziała na teatralnej widowni.

Marcin Czarnik, Krzysztof Dracz, Michał Majnicz, Adam Nawojczyk, Marta Ojrzyński, Dorota Segda… Warto oglądać nawet tylko dla tych aktorów. Znam ich z ról teatralnych w Teatrze Starym i widzę, że grają w taki sposób, jakby te serialowe były dla nich uszyte na miarę. Co nie powinno dziwić, zważywszy na to, kto jest autorem scenariusza i mistrzem reżyserskiej ceremonii. Chętnie poznaję także postacie grane przez innych wspaniałych. Na pewno zapamiętam postać portiera granego przez Edwarda Linde-Lubaszenko.

Chętnie wyławiam z propozycji telewizyjnych fabuły opowiadające o trupach teatralnych (choć nie tak dosłownie, jak pierwsze sceny Artystów).  W moim przypadku zaczęło się od poszukiwań filmów o świecie kabaretu i część z tych fabuł dotyczy zjawisk artystycznych z pogranicza teatru, kabaretu i szerzej pojętej sztuki estradowej. O teatrze od kulis mówi na przykład znakomity film Garderobiany, który znam w wersji z 1983 roku (wiem, że powstała też druga wersja, z Anthonym Hopkinsem w roli trudnego aktora). Król Lear wystawiany w wojennych czasach staje się pretekstem do opowieści o dwóch mężczyznach, którzy całe swoje życie związali z teatrem. Scenariusz oparto na sztuce teatralnej  Ronalda Harwooda.  Bardzo lubię też francuski film, Paris 36, którego akcja dzieje się w paryskim teatrzyku rewiowym, również w czasach wojennych.

Wiem, że jakiś czas temu powstał serial o podobnej tematyce. Jego fabuła skupiała się wokół życia aktorek  w tytułowej Garderobie Damskiej. Twórczyni serii, Joanna Szczepkowska, nazywała odcinki miniaturami, celowo nie używając w opisie słowa serial. Bardzo chciałabym go obejrzeć, ale dotąd nie udało mi się na niego trafić.

Jednak  w tak złożony sposób o współczesnym teatrze na ekranie nie opowiadał jeszcze nikt. W artystach poznajemy cały personel teatralny. Nie tylko zespół artystyczny, ale także portiera, technicznych, panią sprzątaczkę (Ewa Dałkowska). I bardzo szybko biegającą księgową.

Chyba nie potrafię znaleźć żadnego słabego punktu w tym serialu. Każdy, kto kocha teatr, obejrzałby go z przyjemnością, nawet gdyby zdarzyłyby się w nim jakieś potknięcia. Ale nawet czołówka jest piękna. Premierowy odcinek obejrzałam w zachwycie od pierwszych do ostatnich scen.

Nie jest łatwo przełożyć język teatru na język ekranu, obojętne, czy szklanego, czy srebrnego. To jednak zupełnie różne środki przekazu, co można zaobserwować w sposobie gry aktorów grywających zarówno na scenie, jak i w filmie. A jednak twórcom Artystów udało się to bezbłędnie, prawdopodobnie dlatego, że wszyscy w jakimś stopniu związali swoje życie z teatrem. Poza tym jest to naprawdę znakomity serial. Miłośnicy tej formy  telewizyjnej będą usatysfakcjonowani. Teatr wyciąga do nas dłonie prosto z ekranu. Dajcie się wciągnąć.

TRAILER ARTYSTÓW

Przedsionek piekła. Kabaret śmierci [recenzja]

KabaretŚmierci_plakat
Plakat promujący film Kabaret Śmierci (źródło: filmweb.pl)

Kilka lat temu przeczytałam książkę, o której myślę zawsze, gdy ktoś wspomina drugą wojnę światową. Była to Proca Dawida – kabaret w przedsionku piekła Ryszarda Marka Grońskiego. Opowiadała o żydowskich teatrzykach warszawskich międzywojnia, które walczyły z nadchodzącą katastrofą tak, jak umiały – śmiechem. Mała, wielka broń w obliczu nieuniknionego. Tymczasem TVP Kultura zaproponowała widzom dokument, którego tytuł natychmiast przypomniał mi o wyżej wspomnianej pozycji.

Kabaret śmierci to film dokumentalny Andrzeja Celińskiego z 2014 roku. Może nie powinnam w ten sposób pisać o filmie podejmującym taką tematykę, ale dawno nie widziałam tak urokliwego dokumentu. I równocześnie budzącego tyle grozy. Po obejrzeniu tego świadectwa czasów apokalipsy przemysł rozrywkowy zyskuje drugie dno, a ocalająca moc śmiechu również przeraźliwie dosłowne znaczenie. Kiedy gra na scenie staje się grą o życie, oczyszczająca umowność zabawy traci ostrość granicy zapewniającej znany nam, widzom, komfort. Teatr ludzi żywych zamienia się w teatr marionetek. A  jednak grają i dają z siebie wszystko. Bo zarówno profesjonalni artyści, jak i amatorzy, tylko w ten sposób mogli podjąć walkę o przetrwanie.

Wypowiedzi  Volkera Kühna (reżyser teatralny), Jana Szurmieja (reżyser, aktor), Roy’a Kifta (dramaturg, pisarz), Anny Hanusovej-Flachovej (świadek, więźniarka obozu Theresienstadt), Evy Herrmannovej (świadek, więźniarka obozu Theresienstadt), Leopolda Kozłowskiego (świadek, więzień obozów Kurowice i Jaktorów) uzupełniono fabularyzowaną ilustracją. Są tam obrazy z getta, w którym rzeczywistość wyśmiewał komediant Rubinstein (Rafał Gąsowski), jest wspomnienie o Wierze Gran (Magdalena Wojnarowska), znanej nie tylko w żydowskich teatrzykach i kabaretach. Jest wreszcie przejmująca opowieść Leopolda Kozłowskiego, którego w fabularnej retrospekcji zagrał Miłosz Pietruski. Jest kabaret obozowy na cześć Fritza Grünbauma (Feliks Szajnert) i zmagania filmowca Kurta Gerrona (Rafał Jędrzejczyk) z polityką propagandy Trzeciej Rzeszy.  Jest także wspomnienie pokazowego obozu Theresienstadt, którym naziści mydlili oczy opinii publicznej.

Muzyczną oprawę filmu zapewnił zespół Kroke. Szmonces przeplata się z czarnym humorem, piosenka polska (czy też w innych językach) z tą w jidysz. Śmiech staje się bronią, która wzmacnia resztki oporu wobec rzeczywistości, a sztuka niszą, w której na chwilę można schronić się przed ciosem. Wypowiedzi ocalałych przyprawiają o gęsią skórkę, wspomnienia o żydowskich artystach, kochających przecież swoje ojczyzny, które się ich wyparły ze względu na ich pochodzenie, zwyczajnie bolą. I w kontekście tych opowieści zupełnie inaczej brzmi pytanie pobrzmiewające w Nie-Boskiej Komedii. Wszystko powiem Bogu Teatru Starego: „Przyszły do ciebie te tory?”. Przyszły. Z całą swoją potwornością, zerwanymi nadziejami i grozą chwil, z którą walczono zakazanym śmiechem.

Napisy końcowe pozostawiły mnie bez słów, choć w zupełnie inny sposób, niż okrutny Syn Szawła. Kabaret śmierci jest najpiękniejszym dokumentem o drugiej wojnie światowej, jaki widziałam. Dzięki takim filmom może nie całkiem przeminie postać tamtego świata, pogrzebanego pod skorupą bezmyślnego zła.

WIĘCEJ NA TEMAT FILMU

Wpis na stronie FilmPolski.pl – KABARET ŚMIERCI.

ZAPOWIEDŹ TELEWIZYJNA

Łąka Cafe, odc. 6: Samoobrona Sztuki [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU:

W Łąka Cafe pojawia się zespół Kamień Żuka, który zostaje bardzo dobrze przyjęty przez gości. Oraz przez Stenię. A to nie bardzo podoba się Stefanowi. Zachęcony przez Klarę ślimak szuka sobie problemu zastępczego. Okazuje się nim Stefania, zabawiająca lokalnego artystę, motyla Eustachego, ożywioną rozmową. Co również nie podoba się Stefanowi. Mimo wszystko akceptuje pomysł warsztatów owocowego malarstwa, które ma poprowadzić popularny wśród bywalców kawiarni motyl.

 ŁąkowySerial_6

ŁĄKA CAFE

ODC. 6: Samoobrona sztuki

Eustachy unosił się dzisiaj od samego rana. I to w podwójnym znaczeniu: po pierwsze nadzwyczajnie unosił się dumą, gdy ktoś próbował zbyt mocno zindywidualizować swój styl w stosunku do jego owocowych dzieł sztuki. Po drugie zaś unosił się całkiem zwyczajnie, nad stolikami, przy których w skupieniu pracowali uczestnicy warsztatów plastycznych, które zgodził się poprowadzić.

Stefan obserwował wydarzenia w Łąka Cafe i myślał, że gdyby miał włosy, to dawno by już je sobie powyrywał. Eustachy był nieznośny! Arogancki i wciąż niezadowolony. Niestety, miał także całkiem liczne grono wielbicieli wśród stałych bywalców kawiarni.

Stefania zdawała sobie całkiem nieźle radzić  z tym całym chaosem artystycznym.  I chyba tylko ona. Kawka Klara z trudem tłumiła krzyk, gdy ktoś po raz setny dopytywał o wolny pędzel,  a Stenia, choć zwinna, jak zwykle, nie  nadążała z wydawaniem miseczek na wodę dla malarzy-amatorów.

Ślimaczyca Stefania była zadowolona. Pokrzykując i kierując tym całym chaosem, czuła się w swoim żywiole. Stefan przyglądał się jej uważnie, nie potrafiąc oderwać wzroku (chyba, że akurat wlepiał go w Stenię za barem). Imponowała mu. No kto by pomyślał, że jej zdolności organizatorskie sięgają tak daleko! Żeby aż Eustachego temperować! No, no!

Klara dostrzegła jego wzmożone zainteresowanie i postanowiła zachęcić go do bliższego kontaktu ze Stefanią. Przecież to ona miała być remedium na nie najlepiej ulokowane uczucie do Stenii.

– Stefan, spójrz. Stefania jakoś tak samotnie wygląda, nie uważasz? – Klara wskazała ślimaczycę, która skupiała się właśnie na kolejnym konflikcie między warsztatowiczem, a Eustachym.

– Tak myślisz? Powinienem to sprawdzić? – zapytał Stefan. Niepotrzebnie, bo i tak sam miał ochotę do niej podpełznąć.

– Na twoim miejscu bym sprawdziła. Jesteś gospodarzem. Dbaj o swoich.

– No i ten Eustachy! Jak ona go znosi! Jest niemiły! Przecież chyba powinien zrozumieć, że tak się nie traktuje współpracownika!

Wtedy Klara pomyślałam, że może to jednak nie najlepszy pomysł, żeby Stefan rozmawiał ze Stefanią właśnie w tej chwili. Było już jednak za późno. Ślimak właśnie zagadywał Stefanię.

– Potrzebujesz pomocy? Widzę, że panuje tutaj odrobinę przyciężka atmosfera – powiedział dobitnie do ślimaczycy, spoglądając wymownie na Eustachego, choć Stefania próbowała na migi go powstrzymać. No i zaczęło się.

– Co proszę?! – warknął Eustachy, odrywając się od ożywionej dyskusji z jedną z mrówek, której właśnie tłumaczył, że mieszać barwnik jagodowy z malinowym, to znaczy popełnić zbrodnię na sztuce.

– Eustachy, wszyscy wiemy, że jesteś wielkim artystą. Ale sztuka broni się sama. Nie każdy musi malować tak, jak ty! Może dla tej mrówki połączenie tych barwników jest idealne dla jej ekspresji.

– Przepraszam bardzo, kto prowadzi te warsztaty, ja czy ty? – odpowiedział wzburzony motyl. A Stefania złapałaby się za głowę, gdyby miała czym. Tak długo pracowała nad uzyskaniem kompromisu artystycznego z Eustachym. Była zła na Stefana.

– Stefan, proszę, daj spokój! Radzimy sobie – syknęła, ale było już za późno. Duma Eustachego pokonała kruche porozumienie zawarte ze Stefanią.

– Jeśli nie podobają ci się moje metody nauczania sztuki, to proszę bardzo! – Eustachy rzucił Stefanowi paletę i płótno, a barwniki utworzyły kolorową plamę. – Wykaż się sam! – powiedział i wyfrunął.

– Ale… – osłupiały ślimak próbował protestować i nawet podpełzł kawałek, usiłując dogonić obrażonego artystę, jednak Stefania go powstrzymała.

– Dość już nabroiłeś! – powiedziała i posunęła w ślad za motylem, próbując go udobruchać. – Eustachy! Twoje metody są wspaniałe!

Klara otworzyła dzióbek i długo go nie zamykała, obserwując to, co się przed chwilą wydarzyło. „Chyba powinnam skończyć z tym wtrącaniem się” – pomyślała i mimo wszystko podfrunęła do Stefana, by go pocieszyć.

Porzucona w trakcie dyskusji z Eustachym mrówka, wpatrywała się tymczasem w podłogę, na której leżało płótno z plamami barwników. Po tym, jak Stefan, ścigając motyla, przepełzł przez jego środek, z mieszanki kolorów utworzyła się bardzo interesująca kompozycja.

– No i niech mi ktoś teraz powie, że jagodowy nie pasuje do malinowego! – krzyknęła triumfalnie mrówka. Pozostali przyznali jej rację. Płotno wyglądało pięknie. Sztuka jednak potrafi obronić się sama!

 

W NASTĘPNYM ODCINKU:

Stefania dąsa się na Stefana za ostatnią sprawę z Eustachym. Stefan chce jej to jakoś wynagrodzić. Okazuje się ponadto, że ludzie mają pełne półki książek, z których można wynieść wiele ciekawych informacji. Stefan nigdy nie próbował czytać, ale słyszał o Molach Książkowych, które szerzą tę pasję. Czy uda mu się namówić Stefanię, żeby sprowadziła tę organizację do jego kawiarenki? No i co na to Klara?


POPRZEDNIE ODCINKI:

ODC. 1: Dzień jak nie co dzień

ODC. 2: Stenia

ODC. 3: Stefania

ODC. 4: Węzły i supły

ODC. 5: Nieszczęście w szczęściu