„Dziady” na kilka sposobów [zestawienie]

Wczoraj obchodziliśmy Dzień Wszystkich Świętych. Dzisiaj świętujemy Święto Zmarłych, czyli Zaduszki. W czasach przedchrześcijańskich, a i później, w kulturze ludowej, w tym okresie obchodzono Dziady, którą to tradycję uwiecznił w swoim dziele Adam Mickiewicz. Jest to mój ulubiony dramat tego autora. Powstało wiele adaptacji, ekranizacji i inscenizacji tego tekstu. Niestety żadnej z nich nie widziałam na żywo. Poniżej przedstawiam listę tych, które widziałam za pośrednictwem telewizji, lub chciałabym obejrzeć.

dziady_autumn-deslauries
fot. Autumn DesLauries, (źródło: unsplash.com)

Lawa, reż. Tadeusz Konwicki, filmowa adaptacja Dziadów, 1989 r.

Znakomita adaptacja. Poza wątkami zaczerpniętymi bezpośrednio od autora sztuki, Tadeusz Konwicki wprowadził elementy historii Polski XX wieku (II wojna światowa, wizyta Jana Pawła II). Podobało mi się rozpisanie roli Gustawa-Konrada na Gustawa Holoubka i Artura Żmijewskiego, co dodatkowo poszerzyło pole interpretacyjne o wiek bohaterów. W obasadzie filmu znalazło się wielu wspaniałych aktorów: Maja Komorowska, Piotr Fronczewski, Grażyna Szapołowska, Jan Nowicki.

Dziady, reż. Konrad Swinarski, Teatr Stary w Krakowie, 1973 r.

Konrada zagrał Jerzy Trela. Czwartą ścianę przełamano wprowadzając pomost łączący widownię ze sceną. W ten sposób także publiczność mogła stać się aktorem. Telewizyjna wersja spektaklu powstała we współpracy z zespołem Teatru Starego.

W 1983 roku, już po śmierci reżysera, powstała telewizyjna wersja spektaklu.

Dziady, reż. Krzysztof Babicki, Teatr Śląski w Katowicach, 2011 r.

Krzysztof  Babicki uwspółcześnił dramat Mickiewicza, osadzając go w bliskiej nam rzeczywistości. W opisie spektaklu na stronie Teatru Śląskiego czytamy: „Spektakl ma swój początek w przytułku dla ludzi odrzuconych, tych, którym w życiu nie wyszło, którzy odpadli z tzw. wyścigu szczurów, znaleźli się na marginesie społecznym, dla „umarłych za życia”. Wśród nich znajduje się Guślarz, niegdyś artysta-malarz, marzyciel, który pewnego jesiennego wieczoru urządza w przytułku seans spirytystyczny. Podczas owej „nocy Dziadów” pojawiają się wszystkie mickiewiczowskie duchy.”

Spektakl został zarejestrowany dla Telewizji Polonia. Bardzo jestem ciekawa tej wersji dramatu. Współczesne odczytania klasyki zazwyczaj mi się podobają.

Dziady, reż. Kazimierz Dejmek, Teatr Narodowy, 1967 r.

To słynne wystawienie pozostaje  w sferze moich marzeń. Gustawa-Konrada zagrał Gustaw Holoubek. Scenografię do tej inscenizacji wykonał Andrzej Stopka, który pomieszkiwał kiedyś w mojej rodzinnej miejscowości.

Władze radzieckie nakazały zdjęcie spektaklu z afiszu, co doprowadziło do zamieszek i w efekcie do wydarzeń z Marca 1968 roku.

Dziady według Kabaretu Moralnego Niepokoju

Żeby nie było tak ponuro, na zakończenie proponuję Dziady w wersji Kabaretu Moralnego Niepokoju z programu Historia literatury według  Kabaretu Moralnego Niepokoju. By docenić obecność Anzelma Bohatyrowicza, zalecam obejrzenie całego programu. Warto.

Dziady to bardzo nośny tekst. Świetnie napisany dramat, o różnorodnej stylistyce, dający wiele możliwości interpretacyjnych. To dobrze, że po tylu latach wciąż jesteśmy w stanie odczytać Dziady na nowo, nie zapominając o kontekście ich powstania.

Łąka Cafe, odc. 15: Cukierek albo… cukierek [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU

Gołąb Bob opowiedział Stefanowi o Halloween i ślimak bardzo chciał zorganizować taką imprezę u siebie. Niestety, Stenia i Klara były zajęte rozmową o jakimś nowym zespole, i nawet nie zwróciły uwagi na jego entuzjazm. Stefania również nie wydawała się tym zainteresowana, zwłaszcza, że była w trakcie ważnych obliczeń. Fuknęła tylko na Stefana, który potulnie zaszył się w kąt z wierszami Poświatowskiej, przy okazji uświadamiając sobie, jak bardzo brakuje mu Stefanii. Na szczęście ślimaczyca podjęła z nim rozmowę, jak tylko skończyła swoją pracę. Oboje zaczęli planować łąkowe Halloween.

 lakowyserial_15

ŁĄKA CAFE

ODC. 15: Cukierek… albo cukierek

 – Troszeczkę w prawo… Nie, jednak w lewo… Jednak w prawo – motyl Eustachy był w swoim żywiole. Stefan poprosił go, żeby pomógł przy organizacji zabawy halloweenowej w Łąka Cafe i teraz, gdy po raz szósty przesuwali z Klarą udekorowaną przez niego dynię, zaczynał się zastanawiać, czy dobrze zrobił. Na szczęście Eustachy zamilkł, co oznaczało, że akceptuje położenie dyni i że mogą przejść dalej.

Oczywiście, Stefan, zanim zabrał się przy pomocy Stefanii do organizacji tej imprezy, najpierw przeczytał wiele stron o tym, jak urządzają ją ludzie (łącznie z Dziadami Mickiewicza, ale tego to się trochę przestraszył). Potem stwierdził, że kilka pomysłów zachowa, ale ogólnie to wolałby coś mniej przerażającego, a bardziej kolorowego. Stefania wyprosiła więc współpracę motyla Eustachego, mistrza malarstwa owocowego. I tak powstało kilka dyń w różnym stylu.

Ta, którą teraz przestawiali, miała oczy z suszonych bławatków i uśmiech z głogu. Ale były też takie, które powycinali, przy pomocy zawsze chętnych mrówek, i teraz w kątach płonęły dyniowe lampiony z oczami w kształcie serc i kwiatów.

Z łąkowego sufitu zwieszały się kwiatowe girlandy, a do występu przygotowywało się kilku artystów, których zaprosiła Stefania.

Stefan pozapraszał wszystkich swoich stałych klientów i teraz, upchnąwszy ostatnią dynię według wskazówek Eustachego, czekał na swoich gości. Miał na głowie piracki kapelusz. Eustachy zastąpił swój biały szal hawajskimi girlandami kwiatowymi, podobnymi do tych, które wieszał pod sufitem.

Stenia od rana przygotowywała dyniowe napoje i układała stosy ciastek. Teraz zaczęła wykładać je na stoły. Nosiła maskę z liści. Wkrótce w kawiarni zaczęli pojawiać się pierwsi goście: mrówki, które przebrały się za mrówkojada, motyle w kolorowych koronach i wiankach, żuki, z pancerzami przyozdobionymi namalowanymi oczami i innymi wzorkami.

Część z nich należała do zespołu, który właśnie zaczynał grać. Stefan omawiał ze Stefanią punkty programu, między innymi straszne opowieści, które mieli snuć goście za kilka godzin, gdy do lokalu wpadł zadyszany Bob.

– Spóźniłeś się – przywitał go z uśmiechem ślimak.

– Tak, wiem… Ale to przez Wielkiego Boba. – Ledwo wypowiedział te słowa, a cała Łąka zamarła w oczekiwaniu.

– Widziałeś go? – zapytała z niepokojem Stefania.

– Tak, spotkaliśmy się przypadkiem… – skrzywił się z niesmakiem Bob. – Koniecznie chciał wiedzieć, dokąd lecę o tej porze.

– Oj… – Klara zerknęła z niepokojem na stoły, zastawione smakołykami.

– Spokojnie, Klaro. Powiedziałem mu, że przez przypadek dowiedziałem się, że na wysypisku przybyło jadalnych odpadów, bo był długi weekend i ludzie wyrzucili więcej jedzenia. Nafukał na mnie, poleciał po swoich ochroniarzy i pofrunęli grzebać w śmieciach. Oczywiście zmyśliłem to. Ale póki co on i jego świta będą bardzo zajęci przez długie godziny – zachichotał Bob a zabawa w Łące wróciła do poprzedniego rytmu.

– No, Bob, za to masz u mnie dodatkowe ciasteczka co weekend – powiedziała Stenia, cmokając go w czubek głowy.

– Dzięki! – uśmiechnął się Bob i skierował się do najbliższego stołu z dyniowymi specjałami.

– Choć ogólnie nie powinno się kłamać, zgadzam się ze Stenią. Bardzo nam pomogłeś – powiedziała Klara i zerknęła z niepokojem na stół, przy którym stał Bob.

– Spokojnie, nie zjem wszystkiego – gołąb puścił do niej oko i wybrał sobie spore ciastko.

– No, nieźle – Stefania była zdenerwowana, ale przykrywała to przepięknym uśmiechem, który podkreślały korale z głogu. – W obecnej sytuacji, Stefan, uważam, że twoja wersja Halloween jest o wiele bardziej nam potrzebna. Strachów, jak widać, dostarcza nam codzienność.

Stefan znów zagapił się na ślimaczycę z głupim uśmiechem. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej.

– Co, mam coś na czułkach? – zapytała Stefania, gdy spostrzegła wzrok ślimaka.

Klara westchnęła cicho, pokręciła głową i postanowiła interweniować. Wybrała dwa czerwone serca z misy ze słodyczami, podeszła do parki przyjaciół, wyciągnęła zaciśnięte skrzydełka przed nimi i zwróciła się do nich:

– To co, moi kochani. Cukierek, albo cukierek? – Ślimaki roześmiały się i każde z nich spojrzało na serca, spoczywające w jej skrzydełkach. Stefan zamrugał, jakby przebudzony z długiego snu, po czym oboje ze Stefanią odpełzli w kąt kawiarni, by porozmawiać. – Jak dzieci – westchnęła Klara, i obrzuciwszy ich szybkim spojrzeniem, wtopiła się w rozbawiony tłumek halloweenowych gości. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi.

W NASTĘPNYM ODCINKU:

Po halloweenowym szaleństwie zostało mnóstwo słodyczy a goście kawiarni jeszcze długo wspominali tę zabawę. Dzięki temu informacja o niej obiegła całą okolicę. Czy Wielki Bob mógłby przepuścić taką okazję?

POPRZEDNIE ODCINKI:

ODC. 1: Dzień jak nie co dzień

ODC. 2: Stenia

ODC. 3: Stefania

ODC. 4: Węzły i supły

ODC. 5: Nieszczęście w szczęściu

ODC. 6: Samoobrona sztuki

ODC. 7: Akcja Mole Książkowe [część I]

ODC. 8: Akcja Mole Książkowe [część II]

ODC. 9: Akcja Mole Książkowe [część III]

ODC. 10: Mamy kreta!

ODC. 11: Bob. Wielki Bob

ODC. 12: Mrówcza robota

ODC. 13: Gołąb marnotrawny

ODC. 14: Uśmiech gratis

Kawiarnie na jesienne chłody

kawa-i-ciacho

Jesień czerwienieje i złoci się opadającymi liśćmi, ale tym fantastycznym kolorom towarzyszą coraz większe chłody. Jednym z moich sposobów na wpasowanie się w jesienną aurę (poza zawinięciem się w koc i zatopieniem w książce), jest odwiedzanie krakowskich kawiarni, które swoją atmosferą odczarowują tę za oknami. (Kliknięcie w nazwę przeniesie Was do strony kawiarni.)

Cafe Botanica

Zielona kawiarnia w centrum Krakowa, ale umiejscowiona tak, jak lubię – w bocznej uliczce, dokładniej przy ulicy Brackiej. Jeśli chodzi o ścisłe centrum miasta, to jest to zazwyczaj mój pierwszy wybór. Obsługa jest miła, kawa dobra i można dostać kanapki na ciepło.

Dla mnie to takie neutralne wnętrze, w którym czuję się dobrze, ale równocześnie mogę pozostać anonimowa. Odwiedzam ten lokal od czasu studiów. Kiedyś pisywałam tutaj moje pierwsze wiersze.

Magia Cafe

Kolejna kawiarnia w centrum, której atmosfera mi odpowiada. Usytuowana w Kamienicy Hipolitów, z eklektycznie skomponowanym wnętrzem, przytulnymi zakątkami i kotem Hipolitem, który wygrzewa siedziska. Jedynym jej minusem jest oblężenie przez turystów, dlatego wolę ją odwiedzać poza sezonem.

Cukiernia Jagiellońska

Najstarsza cukiernia rodzinna w Krakowie. Założona w 1933 roku, dzielnie trwa przy ulicy Jagiellońskiej 5. Jej wystrój nawiązuje do Teatru Starego, który znajduje się tuż obok, a także do dawnych kawiarni krakowskich. We wnętrzu znajdują się między innymi piękne, witrażowe lampy, wykonane przez właścicielkę. Wypieki wykonywane są metodami tradycyjnymi, przekazywanymi z pokolenia na pokolenie. Jeden z moich najczęstszych przystanków przed spektaklami w Starym.

Sweet Life

Czyli American Bakery przy ulicy Warszawskiej, naprzeciw Galerii Krakowskiej. Znakomite miejsce z amerykańskimi frykasami i przemiłymi ludźmi. Mają pyszną kawę, podawaną w prześlicznych, turkusowych filiżankach, i prawdziwe, amerykańskie cupcakes. Można także zjeść coś na lunch. Trafiłam tam przypadkiem i chętnie wracam.

Kocia Kawiarnia Kociarnia

Znajduje się nieco na uboczu, przy ulicy Krowoderskiej. Zadowoli wszystkich miłośników kociego piękna. Lokal jest spokojny, ze względu na swoich futrzastych lokatorów, a zbiorowe mruczenie może działać terapeutycznie. Poza tym można np. dorzucić się do karmy dla potrzebujących kociaków. Byłam tam tylko raz, ale wiem, że wrócę.

Cafe Cinema Paradiso

Kawiarnia-pub, gdzie można zjeść tortille i napić się kawy, albo piwa. Spędziłam tam wiele czasu na rozmowach. Także z Miguelem, właścicielem tego lokalu. W Cafe można codziennie obejrzeć film, organizowane są także wydarzenia na żywo i wspólne oglądanie wydarzeń sportowych.

Łąka Cafe

Urocza, kolorowa kawiarenka, obecnie działająca jeszcze do 18 grudnia w budynku Kinoteatru Wrzos, przy ulicy Zamoyskiego 50. Tutaj rządzi ślimak Stefan. Agnieszka Tobijasiewicz chciała stworzyć miejsce spotkań i wspólnych działań, w którym można nawiązywać znajomości, bawić się i rozmawiać. A przy okazji wypić kawę. Udało się.