Nie będziesz… „Dekalog” w Teatrze Starym [recenzja]

Obejrzany 18 października 2016 r.

Fotos ze spektaklu, autor: Magda Hueckel (źródło: stary.pl)
Fotos ze spektaklu, autor: Magda Hueckel (źródło: stary.pl)

Każdy, kto wychował się w Polsce, zetknął się z biblijnym Dekalogiem. Dziesięć przykazań moralnego życia. Oceniane przez pryzmat konkretnej kultury i religii, doczekały się wielu przywołań w filmie, literaturze, teatrze, muzyce i sztukach plastycznych. Spektakl Teatru Starego umożliwił poszerzenie tego wachlarza interpretacyjnego o spojrzenie spoza znanego nam kręgu kulturowego. Dekalog zaproponowany przez chińskiego reżysera może być trudny w odbiorze, ale także otwiera nowe drogi dla jego zrozumienia.

Cielesność myśli

W swoim spektaklu Tian Gebing położył nacisk na ruch sceniczny. Ta cecha Dekalogu wybija się na pierwszy plan. Nagle ujrzałam aktorów Teatru Starego w zupełnie innej formie. Zobaczyłam, że świetnie grają ciałem, że potrafią to zrobić naprawdę dobrze, wykorzystując swój talent aktorski. Myśli obleczone w ich ciała stały się rzeczywistością, sceniczną, ale sugestywną. Dzięki temu dopracowanemu w najdrobniejszych szczegółach ruchowi, kilka scen wprawiło mnie w zachwyt i, przy okazji, zdziwienie. A myślałam, że w Teatrze Starym nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć.

Dekalog w praktyce

Drugi aspekt spektaklu, który warto podkreślić, to jego współczesność. Dekalog przełożony na język paragrafów, reportażu, baśniowe odczytanie biblijnych opowieści. Pełno w nim intertekstów, ułożonych w kolaż skojarzeń i połączeń, jak synapsy tworzące nowy układ nerwowy. Takie rozwiązanie poszerza możliwości interpretacyjne nie tylko o punkt widzenia innej kultury, ale i otaczającej nas rzeczywistości. Przez takie wtłoczenie klasycznej treści w nową formę, następuje uwolnienie znaczeń i otwarcie pola do dyskusji na temat kondycji współczesnego człowieka. Odczytanie Dekalogu kluczem Tiana Gebinga pozwala na obserwowanie przykazań w działaniu. Dekalog z tego spektaklu jest dekalogiem zastosowanym w praktyce.

Wzorzec moralny

Atrakcyjność Dekalogu polega na jego nowoczesności. Na mieszaniu wątków, przestawianiu utartych schematów, dekonstrukcji znaczeń. Tak wygląda wcielony na scenie postmodernizm w sztuce. Audiowizualność oparta na ruchu scenicznym, prostych, ale sugestywnych dźwiękach, powtarzalności fraz i pudełkowej konstrukcji, zamykającej jedną klamrę w drugiej.

Te powracające refrenem frazy, recytowane ze sceny przy rytmie prostego akompaniamentu, przywodzą na myśl ponadczasową trwałość rzeczy niematerialnych: przekonań, tradycji, mitów, przykazań, moralności. Różnie interpretowanych przez różne kultury, ale w których można odnaleźć jednak wspólne korzenie człowieczeństwa, z jego dobrymi i złymi stronami. Bądź wierny swoim przekonaniom. Szanuj wartość słowa. Pozwól odpocząć pracownikom od ciężkiej pracy. Okazuj szacunek innym. Nie zabijaj. Nie zdradzaj. Nie kradnij. Nie oczerniaj. Nie zazdrość. Nie oszukuj. Dekalogowe „Nie będziesz…” wybrzmiewa na nowo.

Budowa spektaklu akcentuje taką właśnie powtarzalność, zapętlenie wartości, ich powracanie we współczesnym świecie, na granicy różnych kultur, dobra i zła. Ta powtarzalność sugeruje uniwersalność pewnych pojęć, nawet jeśli postrzeganych przez odmienne pryzmaty kulturowe.

To, co powraca

Wciąż do mnie wraca forma Dekalogu. Jego konstrukcja i struktura, rozkład środków ciężkości. Nigdy wcześniej nie widziałam podobnego spektaklu. Nie wszystkie wątki były dla mnie jasne. Chińskie wtrącenia językowe utrudniały nieco odbiór, ale dodawały egzotyki i uzupełniały tę specyficzną stylistykę, opartą na ruchu.

Z pozostałymi, znanymi mi spektaklami Teatru Starego, Dekalog łączy pewna nieoczywistość i zestawienie elementów tragicznych z komicznymi, sprawiająca, że trudno zaklasyfikować ten spektakl do konkretnego, klasycznego gatunku.

Przyznaję, że nie wszystkie fragmenty były dla mnie jasne, choć nie przeszkadza mi to w dostrzeganiu wartości całego Dekalogu. Trudno byłoby mi także wyróżnić któregoś z aktorów. Zespół stanowi jedność, uzupełnia się, jak fragmenty skomplikowanej układanki. Z pewnością jest to spektakl, który warto zobaczyć i przemyśleć, dodając własną interpretację.

O SPEKTAKLU

DEKALOG
Reżyseria: Tian Gebing
Premiera: maj 2016 r., Scena Kameralna Teatru Starego

Tłumaczenie tekstu literackiego: Tingting Zhang
Tłumaczenie prób: Tomasz Langer, Wojciech Jaworski
Przekład angielski: Sören Alberto Gauger

Dramaturgia: Michał Buszewicz
Scenografia, kostiumy: Justyna Łagowska
Muzyka: Piotr Kurek
Wideo: Bartek Zapart
Asystentki scenografki: Anna Durczok, Dominika Król

OBSADA
1 – Małgorzata Gałkowska
2 – Grzegorz Grabowski
3 – Szymon Czacki
4 – Marta Ścisłowicz
5 – ** Yanan Wang / Magdalena Herman-Urbańska / Katarzyna Gocał
6 – Paulina Puślednik
7 – Błażej Peszek
8 – Krzysztof Stawowy
9 – Katarzyna Krzanowska
10 – ** Yan Lei / Paulina Chyra / Kinga Duda

** rola dublowana

TRAILER

 

Łąka Cafe, odc. 13: Gołąb marnotrawny [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU
W Łąka Cafe pojawiły się mrówki, pod wodzą rezolutnej Adeli. Okazały się być świetnie zorganizowanym oddziałem pomocników, pomagając w usuwaniu szkód, wyrządzonych przez Wielkiego Boba i jego szajkę. Stefan poczuł się dobrze, wiedząc, że ma wśród przyjaciół takie pomocne i chętne do pracy stworzenia.

lakowyserial_13

ŁĄKA CAFE
ODC. 13: Gołąb marnotrawny

Po mrówczej interwencji, Łąka Cafe znów tętniła życiem, coraz bardziej jesiennym. Stefan postanowił zrezygnować z poszukiwań miejsca do przezimowania i poświęcić się swojej kawiarence. Uznał, że jakoś się ułoży, a nie może tracić cennego czasu, który chętnie spędzał na doglądaniu łąkowych gości.

A tych nie brakowało. Powracali dawni sympatycy, przyprowadzając wciąż nowych bywalców. Nawet motyl Eustachy wrócił do prowadzenia swoich warsztatów z owocowego malarstwa, udobruchany prośbą o pomoc przy naprawie ścian po ostatniej drace z Wielkim Bobem. Tym razem dawał podopiecznym nieco więcej swobody artystycznej.

Stefan właśnie podziwiał jego nowe malowidło, stojąc przy ladzie i omawiając je ze szczebioczącą Stenią, kiedy nagle biedronka zamarła i gwałtownie cofnęła się w głąb baru.

– Co się stało? – zapytał zdziwiony ślimak. W tej samej chwili usłyszał jednak krzyk Klary.

– Co ty tutaj robisz? Uciekaj! A kysz! – wrzeszczała kawka, aż goście przy stolikach zerkali na nią z przestrachem.

– Co się dzieje? – z małego biura w kącie sali wyłoniła się głowa Stefanii.

– Co to za krzyki? O nie! – ślimaczyca również krzyknęła i wypełzła na zewnątrz.

Wszystko działo się bardzo szybko. Stefan spojrzał w tym samym kierunku, w którym patrzyły jego towarzyszki. W drzwiach kawiarni stał szary gołąb. Wydawał się Stefanowi jakby znajomy, ale po ostatnim wtargnięciu czarnego gołębia, Wielkiego Boba, gdy trzeba było praktycznie wyremontować Łąka Cafe, jakoś nie bardzo ufał tym ptakom.

– No dajcie spokój! Przecież nie chcę wam zrobić nic złego! – zagruchał szary gołąb cicho, przestępując z łapki na łapkę.

– Dlaczego mielibyśmy ci uwierzyć? – wycedził Stefan, z trudem powstrzymując nagły przypływ złości.

– Chciałem przeprosić za… tamto. Serio. Jestem Bob, tak przy okazji, i już się spotkaliśmy. Pamiętacie mnie? – zwrócił się do ślimaka i kawki Klary. – Pytałem o jedzenie.

Stefan przypomniał sobie, jak pierwszy raz lecieli z Klarą na Wrzosowe Wzgórze i spotkali po drodze Boba. Tego Boba. Bo w końcu wszystkie gołębie mają na imię Bob. Rozchmurzył się nieco, i chociaż nadal był nieufny, postanowił jednak wysłuchać przybysza.

– Rozpoznaję go, moje drogie. Wpuśćmy go, niech powie, o co mu chodzi – odparł, po chwili milczenia.

– Jak chcesz, Stefan. Bylebyś później nie żałował – powiedziała Klara. Potem kawka i ślimaczyca odblokowały przejście, które do tej pory zastawiały i przepuściły gołębia do środka. Korzystając z okazji, kilka owadów, które sączyły drinki przy stolikach, cichaczem opuściło lokal. Na wszelki wypadek.

– Sorry – zamruczał Bob, spuszczając dziób. Gospodarze Łąki tylko westchnęli. Już prawie przyzwyczaili się do podobnych sytuacji.

– No dobra, gadaj, co masz do gadania. I do widzenia – zaskrzeczała zaczepnie Klara.

– Chciałem tylko powiedzieć, że nie podoba mi się to, co robi Wielki Bob, ale nie mam na to wpływu. On nie słucha nikogo.

– Do rzeczy! – Stefania zaczynała tracić cierpliwość. Ten Stefan! Zawsze tak bardzo wierzy, że w innych drzemie dobro.

– Spokojnie, Stefanio. Daj mu dokończyć – ślimak słuchał gołębia i próbował sobie uporządkować to, co on mówi.

– Dziękuję. Jak już wspomniałem, Wielki Bob nie słucha nikogo. Ale my, gołębie, nie wszystkie takie jesteśmy. Latające szczury… Tak o nas mówią. A to przykre.

– Wiesz, może i nawet bym ci uwierzył, ale jaką mam gwarancję, że nie kłamiesz? – zapytał podejrzliwie Stefan. Musiał jednak sam przed sobą przyznać, że zaczynało mu być żal tego ptaka.

– Poczekaj. Mam coś dla was. – Bob wyszedł a Klara, Stefan, Stefania i Stenia spoglądali na siebie zdziwieni i skołowani. Po chwili gołąb wrócił, taszcząc spory pakunek. – Tyle udało mi się odzyskać. Niestety, większość pożarli.

– Nasze zapasy! Jak to zrobiłeś? – zawołała Stenia, krążąc nad słoikami ciasteczek i resztkami herbat.

– Powiedzmy, że na dzielni jestem już spalony. Ale nie mogłem patrzeć na takie traktowanie. Wielki Bob to drań! Zrobi wszystko dla jedzenia! – Bob wzdrygnął się na wspomnienie swojego złowrogiego „szefa”. Albo raczej herszta. – Wy jesteście tacy fajni. Nie mogłem pozwolić, by… – zamilkł na chwilę, nie znajdując odpowiednich słów na okazanie swojej skruchy i poczucia winy. – A pani biedronka regularnie wyrzuca mi na zewnątrz dobre rzeczy – dodał i wszyscy spojrzeli na Stenię, która nagle się zarumieniła.

– No co? Czasem zostają spore kawałki ciastek, to wrzucam ptakom do pojemniczków na zewnątrz – odparła, spuszczając oczy.

– No, muszę powiedzieć, że mi zaimponowałeś, kolego! – uśmiechnęła się Klara.

– Mnie również – zawtórował jej Stefan a gołąb wreszcie się rozchmurzył, jakby pozbył się z serca wielkiego ciężaru.

– A mnie nie – wymamrotał motyl Eustachy, połykając ciastka z pakunku a Bobowi nieco zrzedła mina. – Ale szalenie lubię te ciastka, więc masz plusa – zakończył a wszyscy się roześmiali.

– No dobra, Bob. Siadaj z nami i opowiadaj, jakie fajne potrafią być gołębie – Stefania wskazała ptakowi miejsce przy jednym ze stołów. Pozostali usiedli obok i słuchali uważnie tego, co mówił gołąb.

Ślimak wyniósł od ludzi z drugiej części Łąka Cafe taką zasadę, żeby nie oceniać książki po okładce. Może gołębi nie powinno się zatem oceniać po pozorach? Ten Bob okazał się całkiem sympatyczny. Choć gdy już poczuł się swobodniej, oczywiście zapytał, czy mają dla niego jakieś jedzenie. Mieli.

W NASTĘPNYM ODCINKU
Stefan chce zorganizować w swojej kawiarni imprezę halloweenową, ale nie bardzo wie, jak się do tego zabrać. Do akcji wkroczy więc Stefania. Czy razem uda im się wymyślić jakiś interesujący scenariusz? I dlaczego Stefan coraz częściej myśli o Stefanii, gdy czyta wiersze?

POPRZEDNIE ODCINKI:
ODC. 1: Dzień jak nie co dzień
ODC. 2: Stenia
ODC. 3: Stefania
ODC. 4: Węzły i supły
ODC. 5: Nieszczęście w szczęściu
ODC. 6: Samoobrona sztuki
ODC. 7: Akcja Mole Książkowe [część I]
ODC. 8: Akcja Mole Książkowe [część II]
ODC. 9: Akcja Mole Książkowe [część III]
ODC. 10: Mamy kreta!
ODC. 11: Bob. Wielki Bob
ODC. 12: Mrówcza robota

Teatromania postępująca. Część V, czyli miejsce do kochania

Teatromania

Nad moim rokiem 2016 wisi jakieś tajemnicze fatum. „Los, przeznaczenie”, jak by to powiedziała Hermenegilda Kociubińska. Chociaż wydarzyło się tego roku także wiele dobrego, pełno w nim małych tragedyjek, niezauważalnych dla szerszego grona, dla mnie całkiem pokaźnych. A wśród nich dwa poważne rozstania:  z Kinoteatrem Wrzos, który już niebawem przejdzie do wieczności, i z Rotundą, na pewno na ładnych parę lat. Oba te miejsca są mi bardzo bliskie i już odczuwam ich brak. A gdzie w tym wszystkim teatr?

OlŚnienie

Nic nie jest w stanie zastąpić tych miejsc w moim życiu, bo są z nimi związane momenty, które były dla mnie punktami zwrotnymi. Jednak mam wrażenie, że może ten mój „los, przeznaczenie” postanowił mi jakoś zrekompensować braki. Otóż dzisiaj uświadomiłam sobie, że przecież mam takie miejsce, do którego chętnie wracam. I właśnie rozpoczynam swój kolejny sezon teatralny w Teatrze Starym.

Nie potrafię nawet ubrać w słowa tego, jak bardzo czekałam na pierwszy spektakl, w którym będę mogła wziąć  udział po przerwie wakacyjnej. Niestety, ze względu na problemy zdrowotne, musiałam zrezygnować z wrześniowego spotkania ze sceną, ale niecierpliwie czekałam na październik. To musi być miłość.

Honey, I’m home!

Wspaniale będzie otworzyć te drzwi, przy Jagiellońskiej, i z uśmiechem przywitać się z panią kasjerką. Miłą, trzeba dodać, bo nie jest to teraz takie oczywiste. Cudownie będzie odebrać bilety na Do Damaszku. (Wspominałam już, że lubię wracać na niektóre sztuki wielokrotnie? Na tę idę po raz drugi. Co nieco na jej temat przeczytać możecie w artykule Idol w trzech osobach. ) A najlepiej będzie usiąść wreszcie w pierwszym rzędzie i czekać na trzeci dzwonek, po którym zgasną światła na widowni, a scena rozpali się błyskiem reflektorów.

Taka miłość, w sam raz

Tamte miejsca znałam od podszewki. Widziałam scenę, kulisy, piwnice, magazyny, ciało, duszę i serce tych miejsc (a i tak nadal skrywają wiele tajemnic). Z Teatrem Starym jesteśmy na razie na etapie fascynacji, ale kto wie, jak to się dalej potoczy. Na pewno jest to miejsce do kochania, nawet jeśli dla mnie pozostanie niedostępne pod wieloma względami. Teatrze, spędźmy ten sezon razem!

 

Pisane 11 października 2016 r.