Łąka Cafe, odc. 23: Przy jednym stole [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU

Stefan usiłował oprzeć się przedświątecznej gorączce, żeby wydłużyć moment oczekiwania. Nie do końca mu się to udało, gdyż jego przyjaciele poczuli się w obowiązku przyspieszyć nadejście Świąt na własne sposoby. I tak oto w kawiarni stanęła choinka od kretów, pachniało świeżo pieczonymi piernikami, w kątach brzmiały kolędy, Bob błyszczał owinięty w migające lampki,  a Stefania wreszcie mogła zaplanować układ świątecznych dekoracji. Oczywiście, razem z Eustachym.

 

 lakowyserial_23

ŁĄKA CAFE

ODC. 23: Przy jednym stole

 

Niestety, groźby Wielkiego Boba sprzed kilku miesięcy, zaczynały się spełniać i u ludzi z Łąka Cafe już pojawiły się jakieś tajemnicze plany zamienienia Wrzosowego Wzgórza w inne miejsce. Podobno zostało im jeszcze kilka miesięcy.

– O nie, znowu – myślał Stefan. – Znów trzeba będzie szukać nowego miejsca – zamartwiał się. Ale potem postanowił, że nie będzie się tym teraz martwił. Było przecież tyle do zrobienia! Święta pukały już do łąkowych drzwi.

Choinka stanęła w rogu Łąka Cafe, idealnie zakrywając dziurę, którą ponownie przez przypadek przewiercił kret Łukasz. Dostarczając zresztą tę choinkę tydzień wcześniej. Była Wigilia. Łąka Cafe, w części zajmowanej przez ludzi, była cicha i spokojna, wszyscy byli w swoich domach z rodzinami. Ale u ślimaka Stefana trwał wesoły rozgardiasz.

W zeszłym tygodniu Stefan zgodził się na wszystko, czego sobie zażyczyli jego przyjaciele. Na wszystko – poza ubraniem choinki. Tę przyjemność zarezerwował na sam koniec. I właśnie teraz, w wigilijne popołudnie, przy największym stole w kawiarni, pochylały się głowy debatujących nad doborem dekoracji. Eustachy nie pozwalał zawiesić na drzewku żadnych plastikowych ozdób, i po raz pierwszy w życiu ślimak zgadzał się z nim całkowicie. Jedynym ustępstwem w tej kwestii było użycie migających lampek, które Bob zdecydował się ofiarować na wspólny cel, z ciężkim sercem ściągając je z własnych piórek.

Stół pokryty był więc różnego rodzaju ręcznie robionymi ozdobami, które Eustachy i Stefania wykonali przy pomocy śpiewających kolędy mrówek. Były tam gwiazdki ze słomy i patyczków, szyszki pomalowane na złoto i srebrno, łańcuchy z suszonych kwiatów i pajacyki z papieru. Stefan osobiście srebrzył orzechy włoskie. Na szczycie choinki miał znaleźć się anioł. Ślimak uparł się, by wyglądał on jak Stefania, więc oto po raz pierwszy można było zobaczyć anioła ze skrzydłami przyczepionymi do ślimaczej muszli. No i były też stosy polukrowanych pierników, zrobionych przez Stenię i Klarę. I tylko Klary nie było. Stefan nie wiedział, gdzie zniknęła, ale wyszła rano, mówiąc, że będzie na kolację, i żeby się nie martwić. Stefan zatem od razu zaczął się martwić.

Kiedy już uradzono, co ma gdzie wisieć, mrówki i motyle zaczęły dekorować drzewko, a pozostali rozwieszali na ścianach świąteczne girlandy. Zapachniało lasem. Po godzinie Łąka Cafe była pięknie przystrojona. A kawki Klary nadal nie było.

Ze stołu zniknęły już rozsypane dekoracje i zaczynały się na nim pojawiać różne pyszności, przewidziane na wigilijną kolację. Nakryć Stefan nie liczył, ale pilnował, by starczyło ich dla wszystkich nowych gości. A przyjaciół przybywało z każdą chwilą. Tylko kawki nadal nie było. Stefan zaczynał się niepokoić coraz mocniej, choć Klara przecież sama go uspokajała przed wyjściem, że trochę może jej to zająć.

Pod drzewkiem rosła sterta prezentów. Każdy dokładał nową paczuszkę. Stefan wyjrzał za okno. Jeszcze nie było widać Pierwszej Gwiazdki, a ludzie mówili, że właśnie wtedy zaczyna się kolację. Pomyślał, że to dobrze, bo kawki nadal nie było, a nie chciał bez niej zaczynać.

Jednak już wkrótce, gdy wyjrzał przez okno, zobaczył na niebie migający punkt. Jest. Pierwsza Gwiazdka. Westchnął i postanowił zacząć, żeby inni nie musieli zbyt długo czekać. Jeszcze z Klarą wymyślił, że zaczną od czytania Opowieści Wigilijnej. W kawiarni zebrał się już niezły tłumek, wszyscy zasłuchali się w jego głos, gdy opowiadał historię o trzech duchach świątecznych. Gdy doszedł do miejsca, w którym pojawia się pierwszy duch, drzwi kawiarni otworzyły się głośno. Wszyscy podskoczyli i zachichotali, gdy ujrzeli, że hałas spowodowała Klara.

– No, jestem! – zaświergotała od progu, bardzo wesoła.

– Cześć, Stefan – przywitała się Laura, siostra Klary, wchodząc do środka.

– Spójrz, kogo przyprowadziłam, Stefan! – powiedziała radośnie Klara. Zza kawki wychyliła się pani ślimak o czułkach bardzo podobnych do tych stefanowych.

– Mama! – krzyknął Stefan. – Co ty tutaj robisz? – zawołał uradowany.

– Witaj, Stefanku! – odparła uśmiechnięta ślimaczyca. – Klara odszukała mnie dzisiaj rano i zapytała, czy chcę się z tobą zobaczyć. Nie mogła zabrać też taty, bo dołączyłby do mnie, ale wpadnie do was później.

– Odszukałam też twoje rodzeństwo, ale spotkanie z nimi zorganizujemy później. Muszę pomyśleć, jak przetransportować dzieci. Pozdrawiają cię. Nie mam dla ciebie prezentu. Nie zdążyłam niczego poszukać.

– Żartujesz? – śmiał się ślimak. – To najlepszy prezent!

– A to kto? – zapytała mama Stefana, wpatrując się w zerkającą na nich Stefanię w czapce Mikołaja.

– A to… – Stefan przysiągłby, że właśnie się zaczerwienił. – To jest Stefania. Moja Stefania – dodał.

– Wspaniale! To przedstaw mnie wszystkim i wracajmy do świętowania.

Wtedy każdy zgromadzony w Łąka Cafe zrozumiał, skąd u Stefana taki wrodzony optymizm i życzliwość. Stefan usadowił się między dwiema kobietami swego życia (w zasadzie to trzema, jeśli liczyć wsparcie Klary) i wrócił do czytania Opowieści Wigilijnej.

Drugi raz przerwało mu intensywne pukanie do drzwi. Klara poszła zobaczyć, kto tak się dobija. Za drzwiami stał dysząc ogromny gołąb Bob z obstawy Wielkiego Boba. Ten sam, który tyle razy wynosił ich jedzenie. Wszyscy spojrzeli na niego niepewnie, gotowi do odparcia ataku. Ale na jego dziobie nie było wrogości. Tylko strach i bezradność.

– No, no… kogo my tu mamy? – rzuciła kpiąco Klara.

– Pomóżcie, proszę – powiedział przybysz. – Ściga mnie jakiś jastrząb.

– O! Pewnie ten, co mnie kiedyś dziabnął – Laura pokiwała ze zrozumieniem głową.

– Ale… – zaczęła Klara ostrym tonem.

– Klaro… – szepnął Stefan.

– A niech tam! Dobra, właź, jest Wigilia – Klara przepuściła niespodziewanego gościa. – Miejsca starczy dla każdego. Tylko grzecznie!

– Dzięki, dzięki, dzięki! – gołąb wtoczył się do sali i opadł na wskazaną mu poduchę. – Tak mi głupio, że byłem wobec was niemiły! Jesteście fajni.

– No mówiłem ci, stary! – zaprzyjaźniony Bob szturchnął go skrzydełkiem.

Stefan dokończył Opowieść Wigilijną i wszyscy zaczęli łamać się opłatkiem, wymieniając życzenia. Potem zasiedli do stołu i jedli, rozmawiając. Nowoprzybyły Bob faktycznie był grzeczny.

W tym momencie nic nie miało znaczenia, poza tym poczuciem wspólnoty. Ani przeszłość, ani przyszłość. Była to absolutnie doskonała chwila obecna. Stefan czuł się u siebie, jak nigdy przedtem. Nawet te prezenty pod choinką nie miały większego znaczenia. Znowu udało mu się podarować prostą radość wszystkim przyjaciołom. I to przy jednym stole.

W NASTĘPNYM ODCINKU

Przełom nowego i Starego roku skłania Stefana do dalszych refleksji nad przyszłością.

Łąka Cafe, odc. 22: W oparach przedświątecznego absurdu [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU

W Łąka Cafe pojawia się grupa teatralna, Zwierzęta Sceniczne, która wystawia spektakl Romeo i Julia. Dla Stefana to okazja, by zastanowić się nad stosowaniem masek teatralnych w prawdziwym życiu.

 lakowyserial_22

 

ŁĄKA CAFE

ODC. 22: W oparach przedświątecznego absurdu

 

Była zima. Taka prawdziwa, mroźna i biała. Całkiem ładna. Stefan zazwyczaj zimy przesypiał, i te, które mógł podziwiać do tej pory, zawsze wprawiały go w zachwyt. Chociaż czasami też przerażały, bo jednak chłodne dni nie działały korzystnie na jego nastrój. Poza tym Stefania się przeziębiła i teraz co chwilę kichała, pochylona nad swoimi papierami. Biedna.

Wszyscy wokół mówili o Świętach. Stefan nie rozumiał, czemu rozmawiają o nich od listopada, przecież tak szczególny czas wymaga szczególnego traktowania i nie spłycania go do gonitwy po sklepach, choćby nawet przystrojonych najpiękniejszymi choinkami. I chociaż Stefania powoli nalegała na wprowadzenie świątecznych dekoracji już na początku grudnia, Stefan chciał z tym poczekać jeszcze trochę, aż atmosfera świąt stanie się wyczuwalna w każdym powiewie wiatru. Tak więc w Łąka Cafe jeszcze nie było choinki, ale już wkrótce miała tam zagościć. Już niedługo. Przecież chyba jeszcze tydzień wytrzymają? Tymczasem ślimak napawał się pięknem białego puchu za oknem.

Jego błogą kontemplację zaśnieżonych drzew przerwało głośne pacnięcie o ścianę pod oknem. Potem nastąpiła seria dziwnych zdarzeń, które ślimak obserwował z nieelegancko rozdziawioną buzią.

 Stefan spojrzał w dół i ujrzał szarą, pierzastą kulę, otrzepującą się ze śniegu. I dziwnie migającą w zapadającym półmroku zimowego popołudnia.

– Ja cię kręcę, ale lądowanie! – wyjęczał gołąb Bob, gdy już udało mu się wtoczyć do środka kawiarni. Jego piórka oplątane były sznurem migających lampek. – Przez te światełka nic nie widzę.

– Za to ciebie widać doskonale! – zachichotała Klara, która siedziała przy barze. W skrzydełku trzymała ogromny piernik, który lukrowała pieczołowicie.

– Ładne, co? Moja kuzynka dostała kilka takich od jakiejś szalonej kawki w zamian za okruchy.

– Klaro, mamy już sto! Myślisz, że potrzebujemy więcej? – krzyknęła biedronka Stenia, wyłaniając się z zaplecza z wielką foremką w kształcie gwiazdki.

– Widzę, że Laura znowu nie mogła się oprzeć tym błyskotkom – westchnęła Klara. – Pierników nigdy za wiele – rzuciła w kierunku Stenii.

– Nie pojmuję – kontynuował Bob.

– Ja też nie. Co ona widzi w tych światełkach – ciągnęła Klara, mając na myśli zapewne swoją siostrę.

– Nie. Nie pojmuję, jak moja kuzynka mogła oddać okruchy – dokończył myśl Bob. – Ale przynajmniej dała mi takie lampki. Żebym się poczuł świątecznie. Tak powiedziała.

Kawka Klara tylko przewróciła oczami.

– Stefan, ja już nie mam ochoty czekać! – Stefania wpełzła w środek rozmowy, przystrojona w ogromną czapkę Świętego Mikołaja.

Podłoga w kącie sali zadrżała gwałtownie. Stefan pamiętał, że podobnie było w czasie wizyty kreta, Łukasza. Ale to by oznaczało…

– Cześć, wszystkim! – z dziury w rogu kawiarni wyłoniła się głowa Łukasza. Jego uśmiech przyblakł nieco, gdy zobaczył, że znów przebił się bezpośrednio do kawiarni. – O kurczę… Przepraszam. Chciałem wam tylko to zostawić – zniknął w dziurze i po chwili wypchnął przez nią czubek choinki. – Wykopałem w lesie. Spokojnie! – dodał szybko, widząc minę Stefana. – Ma korzenie. Będzie żyć i po świętach. Jeszcze raz przepraszam za tę małą katastrofę. Naprawię to wkrótce – powiedział i zniknął.

Ledwie zniknął, do lokalu wkroczył motyl Eustachy, owinięty szalem z wizerunkiem renifera.

– O choinka! Ależ oczywiście, chętnie pomogę wam w jej dekorowaniu – rzucił łaskawie i od razu zaczął planować układ bombek na drzewku.

– Stefan, widzisz! Wszyscy czują te święta, tylko ty nie! Ja chcę już wprowadzić u nas taki świąteczny nastrój! – Stefania stawała się coraz bardziej natarczywa w swojej walce o świąteczne dekoracje.

Nagle w Łące zaroiło się od małych mrówek, które domagały się gorącej czekolady. Stenia fruwała od ciastek w piekarniku, do baru, Stefania w swojej czapce Mikołaja domagała się wprowadzenia świątecznych dekoracji, co chwilę kichając, Bob popisywał się  błyskiem światełek przed małymi mrówkami, które też chciały takie mieć, Eustachy głośno komentował najodpowiedniejsze według niego błyskotki na choinkę, Klara lukrowała sto pierwszego piernika, a Stefan usiłując zasłonić dziurę po wizycie kreta fotelem, próbował zrozumieć, co właściwie się dzieje. Co za dzień! Ślimak czytał kiedyś Alicję w Krainie Czarów i miał wrażenie, jakby właśnie doświadczał zetknięcia z rzeczywistością Szalonego Kapelusznika. I to wszystko w mniej niż pięć minut. Wokół krążyły pytania bez odpowiedzi, a każdy zwracał się do niego.

– Ładnie błyszczą, co? – dopytywał się Bob.

– Możemy w końcu wprowadzić te ozdoby? – naciskała Stefania.

– Czy chcesz, abym pomógł ubrać ci choinkę ze smakiem? – dopytywał motyl Eustachy.

– Sto pierników to nic, prawda? – pytała retorycznie Klara.

– Czy na święta zamówić więcej czekolady? – niepokoiła się Stenia.

– A możemy pośpiewać kolędy? – krzyczały mrówki, jedna przez drugą.

Stefan gorączkowo zastanawiał się, co ma zrobić. Odetchnął głęboko, spojrzał po sali roztargnionym wzrokiem i udzielił jedynej odpowiedzi, na jaką udało mu się wpaść.

-Tak – szmery na sali natychmiast ucichły a po chwili dał się słyszeć zbiorowy szept zadowolenia: „No!”. Każdy rzucił się do realizacji własnego projektu. Od grupki mrówek popłynęły kolędy, do których wkrótce przyłączyli się pozostali. Stefania natychmiast dołączyła do zadowolonego Eustachego. Stenia zanurzała część pierników w czekoladowej polewie, a Klara nadal cierpliwie lukrowała.

Cóż, widocznie inni muszą świętować już teraz. Jeśli sprawia im to radość, Stefan jakoś to wytrzyma. Już nawet wiedział, gdzie postawi choinkę od Łukasza. Tam w rogu, na tej zasypanej dziurze po tunelu, będzie w sam raz. Ale i tak nie mógł się doczekać Wigilii.

 

W NASTĘPNYM ODCINKU

Stefan dowie się, że Wielki Bob nadal pracuje nad przejęciem  Łąki i to z niejakimi sukcesami. Na szczęście wigilijny okres i świąteczne już nastroje zrekompensują ponurą perspektywę. W Łąka Cafe wreszcie zagoszczą prawdziwe Święta!

Łąka Cafe, odc. 21: Teatr to dziwny [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU

Stefan poznał Laurę, dumną siostrę Klary. Laura została zraniona przez jastrzębia, jednak była zbyt uparta by prosić o pomoc. Klara przy pomocy Stefana zaciągnęła ją jednak do Łąki, w której ranna kawka została otoczona opieką. Stefan zrozumiał, że prawdziwe szczęście oznacza istnienie dla innych.

 lakowyserial_21

ŁĄKA CAFE

ODC. 21: Teatr to dziwny

Stefania po raz kolejny postanowiła spróbować czegoś nowego i w Łąka Cafe rozgościła się objazdowa grupa teatralna, Zwierzęta Sceniczne. Oczywiście, ślimaczyca zakochała się w tej formie sztuki u ludzkich przyjaciół z Łąki, i tak długo szukała, aż znalazła coś dla siebie.

Zwierzęta Sceniczne tworzyło kilka owadów i dwie myszy. Na ich repertuar składały się głównie sztuki podpatrzone przez członków grupy w różnych teatrach w mieście. W Łące miał się odbyć spektakl Romeo i Julia, w którym mysz Romeo zakochuje się w ćmie Julii. Stefan wiedział, że oryginalną sztukę napisał William Shakespeare, bo już zdążył ją przeczytać i teraz, gdy grupa aktorów próbowała na zaimprowizowanej scenie, ustawionej pod jedną ze ścian, cytował z pamięci całe fragmenty tekstu.

– Julio, moja Julio – powiedział, zbliżając się z uśmiechem do Stefanii, zapatrzonej w scenę, na której trwała próba.

– Ciiiii – uciszyła go ślimaczyca. Stefan westchnął i udał się do baru, za którym uwijała się Stenia.

– No dobra, czy ja coś znów zrobiłem nie tak? – zapytał biedronki, gdy podawała mu ulubioną herbatę.

– Nie. Po prostu daj jej czas na kontemplację. Patrz, jak ją to fascynuje – wskazała na scenę i wpatrzoną w nią Stefanię.

– No rzeczywiście. Masz rację, gapa ze mnie – postanowił poczekać do końca próby i dopiero wtedy podjął ponownie rozmowę ze ślimaczycą. Tym razem wszystko przebiegło sprawnie i uciął sobie z nią miłą pogawędkę. Po kwadransie do ich stolika zaczęły przyłączać się żuki (tak, znowu żuki!), ćmy i myszy ze Scenicznych zwierząt.

– Zazwyczaj, jak tak podróżujemy sobie po różnych miejscach, to zauważamy coraz większe podobieństwo życia do teatru – ciągnął Anzelm, mysz grająca Romea. Reszta trupy natychmiast potwierdziła.

– Naprawdę? Bo ja też zaczynam to dostrzegać! – podjęła rozradowana Stefania.

– Serio? – zdziwił się uprzejmie Stefan. Klara dyskretnie trąciła go skrzydełkiem, gdy Stefania spojrzała na niego z lekkim wyrzutem.

– Prawda? – ćma Joanna, odtwórczyni roli Julii, podskoczyła uradowana. – Zauważyłaś, Stefanio, jak idealnie pasują na nas teatralne maski?

– Co masz na myśli? – spytała ślimaczyca.

– Na przykład w takim Romeo i Julia – kontynuowała Joanna – jest i śmiech, i łzy.

– Jak w życiu – Klara pokiwała głową.

– Otóż to – zgodziła się Joanna. – W sztuce teatralnej te stany i emocje odgrywamy, możemy je przywołać na scenie, gdy są nam potrzebne. Symbolizują to maski teatralne, których podobno kiedyś używano w Grecji.

– Tak, słyszałem kiedyś wykład o tym na jednej z uczelni – potwierdził Anzelm.

– Jedna maska jest uśmiechnięta, a druga smutna. Jedna jest komiczna, a druga tragiczna. Oczywiście to tylko przykłady,  bo takich masek symbolicznie możemy wytworzyć na scenie więcej.

– Jak w życiu – ponownie wtrąciła się Klara.

– No dokładnie! – przyklasnęła ćma. – I teraz pomyślcie, że jak spotykacie kogoś po raz pierwszy, to chcecie mu się zaprezentować z jakiejś strony. I co wtedy robicie?

– Zakładamy maskę? – zapytał Stefan niepewnie.

– Tak! Tylko ty wiesz, jaki jesteś naprawdę – Anzelm kontynuował wywody przyjaciółki. – Reszta widzi w tobie to, co chcesz pokazać. Oczywiście, możesz chcieć pokazać jak najwięcej z tej swojej prawdy. Ale nie musisz. Bo masz maski do wyboru.

– Ach, rozumiem – odparła Stefania. – Czyli kiedy rozmawiamy sobie tutaj tak przy stole i padają żarty np. z mojej strony, to jest jakby moja maska komiczna.

– A jak ja idę do ciebie, powiedzieć, że mi smutno i robię taką niewyraźną minę – Stefan zaprezentował – to to jest maska tragiczna?

– Nie, to dramat – uśmiechnęła się Klara.

Wszyscy zaczęli się śmiać. Ale Stefan już wiedział. Każdy widzi na scenie to, co pragnie ujrzeć. Dla każdego historia Romea i Julii ma inne znaczenie. Każdy ma także własny teatr. Teatr swojego życia, w którym rozgrywa sztukę według własnego scenariusza. Jego mu się nawet podobała, bo zaprosił do współpracy wielu przyjaciół. Może to dziwny teatr, ale nie zamieniłby go na nic innego.

W NASTĘPNYM ODCINKU

Stefan ma wrażenie, jakby świat wokół niego zwariował. Jak to się dzieje, że niektóre dni wydają się być wycięte ze środka snu szalonego kapelusznika? Jak Stefan i jego łąkowi przyjaciele radzą sobie z takimi dniami?