Elegancka groza. O “Eleganckim Mordercy” Cezarego Łazarkiewicza [recenzja]

Cezary Łazarkiewicz, Elegancki Morderca, W.A.B., 2015 r.

Trwała jeszcze II wojna światowa, gdy Piękny Władzio zabił po raz pierwszy. Wtedy nikt tego nie zauważył, lub nie chciał zauważyć. Czasem używał trucizny, najczęściej jednak strzelał do ofiar z bliskiej odległości. Jego proces stanowił pożywkę dla prasy i radia przez wiele lat. Tamtą sprawą żyła cała Polska.

Niewielką książkę o Władysławie Mazurkiewiczu znalazłam w księgozbiorze koleżanki przez przypadek. Był to Elegancji morderca autorstwa Cezarego Łazarkiewicza. Przerażające a równocześnie fascynujące studium krakowskiego seryjnego mordercy. Zanim w królewskim mieście pojawił się Karol Kot, to cień Mazurkiewicza krążył po ulicach, niosąc śmierć. I choć to dwie różne postaci, łączy je jakieś mroczne pokrewieństwo.

Autor wspomnianej książki zbiera fakty i niedomówienia, słowa świadków, oskarżycieli i obrońcy. I świadectwo samego Mazurkiewicza. Z tych zapisków dowiadujemy się o tym, jak widziano go w społeczności i  jaki był w rzeczywistości. Dlaczego wygodniej było roześmiać się niedoszłym ofiarom w twarz, niż zebrać niezbite dowody.

Piękny Władzio był sprytny. Przez ponad dziesięć lat niemal nie łączono jego osoby z żadnymi kryminalnymi sprawami. Ginęli ludzie, ale nikt nie podejrzewał miłego, eleganckiego pana o udział w tych zniknięciach. Mieszkańcy jego kamienicy wspominali, jak kupował dzieciom z sąsiedztwa cukierki. Było go na to stać.

Krążyły pogłoski, że dorobił się majątku, współpracując z gestapo i grabiąc żydowskie mienie. Mordował dla pieniędzy. Zabijał tych, którzy wzbogacili się na czarnym rynku i przejmował ich pieniądze. Udowodniono mu sześć zbrodni i dwa usiłowania zabójstwa, podejrzewa się jednak, że morderstw było ich co najmniej kilkanaście.

Przez przypadek omal nie wpadł. W 1946 roku jedna z jego niedoszłych ofiar, Stanisław Łopuszański, zgłosiła się do szpitala z bólem głowy, niewiadomego pochodzenia. Kula nie zdołała go zabić, zatrzymała się na kościach czaszki z tyłu głowy. Mazurkiewicz często zabijał pojedynczym strzałem w potylicę. Tym razem jednak, mimo oskarżenia i wszczęcia śledztwa, uszedł cało. Jego los miał się dokonać dopiero dekadę później.

Nie będę opisywać szczegółów: w sieci znajdziecie mnóstwo informacji na ten temat. Jednak książka Łazarkiewicza jest znakomicie napisana, a opisana w niej historia mrozi krew w żyłach jak niezły thriller, tyle, że tu mamy do czynienia z faktami. Z zimnym cynizmem ukrytym za sympatycznym obliczem. Autor Eleganckiego Mordercy zebrał rozległe materiały faktograficzne, przebadał zapiski z rozprawy, śledztwa i dziennika obrońcy (tzw. Pitavala), Zygmunta Hofmokla-Ostrowskiego. Przeprowadził własne śledztwo i rzetelnie wyłożył wszystko, czego się dowiedział. Przytoczył nawet balladę, którą śpiewano w pociągach i  na ulicach, jak kiedyś czynił to Aristide Bruant na chodnikach Paryża. Polecam tę lekturę, choć kiedy z tak bliska ujrzy się tak bardzo ludzką twarz zła, uczucie niepokoju pozostaje z nami na dłużej.

 

Teatr bogaty prostotą. „Edward II” w Starym [recenzja]

Obejrzany 31 maja 2017 r.

Nie widziałam dotąd żadnej sztuki napisanej przez Christophera Marlowe’a. Cieszę się, że pierwszą jest ta w reżyserii Anny Augustynowicz. W sam raz na pierwsze spotkanie widza z tekstem. Temu spektaklowi właściwie bliżej do próby czytanej: brak w nim bogatych dekoracji, królewskiego przepychu strojów i przerysowania gry. Ale to spektakl, w którym się trwa, i w który zanurza się od pierwszych minut.

Co więcej, jego prosta forma pozwala na umieszczenie go w szerszym kontekście, wyjście poza nawias królewskiego dworu. I na uważność. Dialog, rozmowa, słowa…  To one wysuwają się tutaj na pierwszy plan. Aktor staje przed widzem i mówi tekst. Tekst wyzwala emocje. Jest nam bliski.

Z pewnością jest to również najprzystojniejszy spektakl Starego Teatru (lub jeden z najprzystojniejszych), ze względu na wyłącznie męską obsadę: Bartosz Bielenia (znakomity Gaveston!), Juliusz Chrząstowski, Szymon Czacki (Mortimer w typie bad boya), Michał Majnicz, Błażej Peszek (zjawiskowa Izabela), Jan Peszek (wspaniała rola tytułowa), Jacek Romanowski, Krzysztof Zawadzki, i Mieczysław Mejza, który współtworzy warstwę muzyczną. Teatralna wersja Men in black. Czy zatem jest to spektakl o mężczyznach? Myślę, że jednak ogólnie o człowieku, bez względu na płeć czy rolę społeczną.

Każdy z nas spotyka przecież na swej drodze przejawy nietolerancji, hipokryzji, społecznego ostracyzmu. A czasem sam je generuje. W tej historii nikt nie jest bez winy. Edward II zdradza żonę z faworytem, Gaveston szuka zemsty na lordach, Izabela spiskuje z Mortimerem, rada chce  przejąć władzę, wplątując w knowania królewskiego syna i brata… Nienawiść rodzi nienawiść, nietolerancja – agresję, brak zrozumienia – przemoc. Trudno jednak nie współczuć królowi i jego kochankowi, którzy zdają się darzyć wzajem szczerym uczuciem. Edward II płaci ogromną cenę za bycie szczerym we wszystkich przejawach życia. To nie przystoi królowi – nie tak się robi politykę. Król nie chce grać w swoim teatrze – podaje tekst, rozgrywa dialogi, ale wydaje się obserwować scenę zza kulis, jak gdyby myślał didaskaliami.

Największym bogactwem tego spektaklu jest jego prostota: czarne stroje lordów, czerwona bluza króla, korale Izabeli… Kostiumy wtapiające się w tło, kilka rekwizytów. Korona, leżąca samotnie na scenie – i to o nią walczą nie tylko narody, ale i krajanie? Kawałek metalu, który można rzucić na deski. Symbol upadku władzy.

Jak ostro brzmią słowa dramatu w ciszy teatru. Gorzki to spektakl, mimo kilku powodów do uśmiechu. Ironiczny i bez skrupułów opowiadający o ludzkich słabościach, ograniczeniach, błędnych wyborach. O ulotności szczęścia.

Trudne to musi być zadanie dla zespołu tak znakomitych aktorów grać taką sztukę w sposób powściągliwy, a równocześnie tak naładowany znaczeniem. Wymaga to samokontroli ekspresji i oszczędności formy. Otrzymujemy pięknie oprawiony tekst, który bez reszty skupia uwagę i zmusza nas do zastanowienia się nad nim w kontekście naszej codzienności.

 

O SPEKTAKLU

EDWARD II

Premiera: 31 maja 2014 r., Scena Kameralna Starego Teatru przy ulicy Starowiślnej

 

TEKST: CHRSTOPHER MARLOWE

PRZEKŁAD: JULIUSZ KYDRYŃSKI

REŻYSERIA, OPRACOWANIE TEKSTU: ANNA AUGUSTYNOWICZ

DRAMATURGIA: MICHAŁ BUSZEWICZ

 

SCENOGRAFIA: MAREK BRAUN

KOSTIUMY: WANDA KOWALSKA

REŻYSERIA ŚWIATEŁ: KRZYSZTOF SENDKE

OPRACOWANIE MUZYKI: MIECZYSŁAW MEJZA

INSPICJENTKA / SUFLERKA: IWONA GOŁĘBIOWSKA

 

OBSADA

BARTOSZ BIELENIA: GAVESTON / KRÓL EDWARD III

MICHAŁ MAJNICZ:  JOKER: ARCYBISKUP, BISKUP, ARUNDEL, LIGHBORN

JACEK ROMANOWSKI: KENT

JAN PESZEK: KRÓL EDWARD II

BŁAŻEJ PESZEK: KRÓLOWA IZABELA

KRZYSZTOF ZAWADKI: LANCASTER / LEICESTER

SZYMON CZACKI: MORTIMER

JULIUSZ CHRZĄSTOWSKI: WARWICK / MATREVIS

MIECZYSŁAW MEJZA / BOGDAN DŁUGOSZ:  PEMBROKE (rola dublowana)

 

TEASER

Bogu i inni. „Neo-nówka. Schody do nieba” [recenzja]

Krzysztof Pyzia, Radosław Bielecki, Michał Gawliński, Roman Żurek, Neo-Nówka. Schody do nieba, Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

Źródło: http://sklep.neonowka.pl/glowna/16-schody-do-nieba.html

 

Zastawiałam się, gdzie opublikować recenzję tego wywiadu, bo niezbyt pasuje on profilem do bloga Verbum Na Polu, a z drugiej strony, na tej stronie chciałam ograniczyć wątki kabaretowe. Mimo wszystko uważam, że książka jest na tyle interesująca, że warto o niej wspomnieć, więc ostatecznie dodaję jej recenzję do tekstów nawiasowych.

Kiedy pożyczałam tę książkę od Anety (dziękuję), byłam do niej nastawiona dość sceptycznie (do książki, nie do A.). Neo-Nówka nie znajduje się wśród grup kabaretowych, po których twórczość sięgam najczęściej. Nie do końca przemawia do mnie kabaret polityczny, a twórczość Neo-Nówki należy raczej do tego nurtu. Jednak uważam, że technicznie panowie są bardzo dobrzy, poza tym mają w swoim repertuarze świetne piosenki, a kilka ich skeczów naprawdę bardzo lubię. Ponadto interesuje mnie ogół sceny kabaretowej, nawet jeśli nie do końca zgadzam się z konkretnymi twórcami.

Nie jest to może najlepsza książka o tematyce kabaretowej, jaką miałam w swoich rękach, ale jest to całkiem przyjemna lektura. Prowadzący zna swoich rozmówców i zadaje im pytania w taki sposób, by stopniowo zbudować obraz grupy w oczach czytelników. Poza wywiadem, przeprowadzonym przez Krzysztofa Pyzię, w publikacji znajdziemy teksty kabaretowe i zdjęcia. Tytuł nawiązuje oczywiście do słynnego skeczu Niebo, w którym Bogu dyskutuje z Lucjanem o sytuacji Polaków. Otrzymujemy bardzo przyjemną lekturę, wbrew pozorom wcale nie o tylnej części ciała pewnej Maryni, ale o kabarecie widzianym od kuchni..

I byłaby ona jeszcze przyjemniejsza, gdyby nie przegadane fragmenty i nadmiar sucharów, które może i na początku tekstu bawią, ale później wywołują już jedynie lekkie uniesienie kącika ust, by następnie przejść w brak reakcji. W niektórych miejscach lektura zdaje się być nieco przegadana i można pogubić się między tym, co jest żartem, a tym, co już nim nie jest.

Jednak zasadniczo bohaterowie tego wydawnictwa jawią się jako zgrana grupa dobrych kolegów, może nawet przyjaciół, z ogromnym doświadczeniem scenicznym i sporymi planami na przyszłość. Dodatkowo po przeczytaniu wywiadu moja niechęć do politycznego profilu Neo-Nówki znacznie się zmniejszyła, bo panowie bardzo dobrze potrafią uzasadnić to, co robią i wykazać, że robią to w pełni świadomie. Ich profesjonalizm przejawia się w dbaniu o szczegóły techniczne występów i obracanie błędów na swoją korzyść. Wiedzą, do kogo chcą dotrzeć, jak chcą to zrobić i czego nigdy nie zrobią, a wiedza ta oparta jest na wieloletnim doświadczeniu.

I dla tych momentów polecam książkę Neo-Nówka. Schody do nieba. Bez względu na kształt twórczości kabaretu, na pewno można się od niego wiele nauczyć. A przy okazji czasem się uśmiechnąć: nawet jeśli tylko kącikiem ust.