Granice wytrzymałości. Recenzja filmu Na Granicy

Obejrzany 13 lipca 2016 roku.

Oficjalny plakat reklamowy filmu "Na granicy"
Oficjalny plakat reklamowy filmu “Na granicy”

Przyznaję, niewiele filmów recenzuję, ale przy niektórych nie potrafię się oprzeć. Takim filmem jest Na Granicy. Zwłaszcza, że jedną z głównych ról zagrał Bartosz Bielenia, który należy do grupy moich ulubionych aktorów teatralnych.

Niebezpieczne Bieszczady

Przede wszystkim podoba mi się wizualny minimalizm tego filmu. Paleta barw ograniczyła się tutaj do chłodnych odcieni błękitu, bieli i szarości, szkicujących niejako nastrój całej opowieści. Jak gdyby zdjęcia stopniowały niepokojącą atmosferę. Dużo tych zimnych, niebieskawych cieni w większości scen, co sugeruje, że było to zamierzone. I to z jakim efektem!

Przypadło mi do gustu przełamanie sztampowego obrazu Bieszczad jako oazy spokoju, wiecznej świeżości i ścieżek, po których chadzają zielone anioły. Krajobrazy były nadal piękne, ale bardzo surowe, ich spokój był złudny. Miałam wrażenie, jakbym zanurzała się w baśniowy świat Narnii, ale dużo bardziej niebezpieczny . Ta myląca baśniowość była ucinana brutalnymi wtargnięciami ponurej rzeczywistości.

Odczarować amanta

Drugi plus filmu to idealnie obsadzone role główne. Nie było w tej obsadzie żadnej przypadkowości. Marcin Dorociński, jako niebezpieczny nieznajomy, zamieszany w brudne sprawki przygraniczne, po raz kolejny udowodnił, że poza urodą dysponuje prawdziwym talentem aktorskim. W filmie zresztą nie prezentował się zbyt pięknie. Sprawił za to, że jego postaci z miejsca nie polubiłam. A w tym przypadku świadczy to o jego wiarygodności.

Szczerze mówiąc, nie polubiłam też na początku lekko bezbarwnej postaci Janka, choć bardzo lubię wspaniale odnajdującego się w tej roli Bartosza Bielenię. W miarę rozwoju akcji zmienia się i zachowanie Janka. Musi pokonać wiele barier, wewnętrznych i zewnętrznych. Tego aktora pokochałam na wieki w roli efemerycznej Saszy z Płatonowa Teatru Starego i demonicznego Edmunda w Królu Learze. Aktor o delikatniej, chłopięcej urodzie nieraz pokazał na scenie, że stać go na wiele. Zaszufladkowanie mu nie grozi.

Dodatkowo to wprost fenomenalne, jak jego jasno błękitne oczy idealnie wpasowują się w lodowo- śnieżną krainę, w której Janek wraz z bratem Tomkiem musieli zmierzyć się z groźnym przeciwnikiem. W roli Tomka wystąpił wcale nie gorszy Kuba Henriksen. O ile jednak Janek pokrywa swoją delikatność zewnętrzną szorstkością i hardością, o tyle Tomek jest uosobieniem ugodowego, łagodnego chłopaka. Obydwu jednak łatwo zranić, dosłownie i w przenośni. W tej parze to Janek przejmuje rolę obrońcy i mściciela, ale nie dąży do takiej postawy samodzielnie. W tej przykuwa uwagę właśnie ta jej mocna kontrastowość, którą tak świetnie wydobył Bartosz Bielenia.

Jest jeszcze Andrzej Chyra, który gra ojca Janka i Tomka, Mateusza. Jego twardy charakter stanowi idealne tło dla chłopców. To Mateusz sprowadza synów do osamotnionej bazy w Bieszczadach, by poukładać sobie stosunki z nimi. Niewątpliwie, jest ojcem kochającym, choć nie do końca sobie z tym uczuciem radzi. Jego zachowanie przejawia pewne cechy patologiczne. Na pewno nie jest postacią oczywistą. Andrzej Chyra również świetnie wpasował się w rolę, wydobywając z niej wiele odcieni, tych ciemnych, i tych jaśniejszych.

Autentyczna groza

W opisie filmu czytamy, że fabuła została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Tym bardziej nasila to grozę tej historii, której nie powstydziłby się ani Hitchcock, ani King. Wiele tu odcieni szarości. Wiele przekroczonych granic: fizycznych i psychicznych, własnych ograniczeń. Dla bohaterów to przede wszystkim prawdziwa próba wytrzymałości.

Choć spodziewałam się pewnych rozwiązań fabularnych, i tak czułam niepokój w chwili ich realizacji na ekranie. Na pewno bez reszty utonęłam w tej fabule, w tych obrazach i idealnie uzupełniającej całość muzyce. Polecam ten obraz, zwłaszcza ze względu na znakomitych aktorów i przepiękne, choć surowe, zdjęcia.

O filmie

NA GRANICY
Premiera: 19.02.2016 r.

SCENARIUSZ I REŻYSERIA: Wojciech Kasperski
ZDJĘCIA: Łukasz Żal
MUZYKA: Bartłomiej Gliniak

OBSADA:
Marcin Dorociński – Konrad
Andrzej Chyra – Mateusz
Andrzej Grabowski – Lechu
Bartosz Bielenia – Janek, syn Mateusza
Kuba Henriksen – Tomek, syn Mateusza
Severina Špakovska – Alicja
Janusz Chabior – Dzidek
Adam Papliński – pan z harmonijką

Więcej szczegółów na temat filmu przeczytacie na stronie Film Polski.

Trailer

Poświatowska / Radek [refleksja / archiwalia]

Kontynuuję publikację archiwalnych tekstów. Ten napisałam we wrześniu 2015 roku, po recitalu Janusza Radka, Poświatowska / Radek, w krakowskiej Alchemii. Pierwotnie opublikowałam go w notatkach na Facebooku.

Poswiatowska_Radekplakat
Plakat recitalu Poświatowska / Radek (źródło: januszradek.pl)

Obejrzany 24.09.2015 roku.

Zamierzchłe czasy. Studia z kulturoznawstwa. Praca zaliczeniowa z socjologii kultury, na temat „Czy portret kobiety, wyłaniający się z poezji H. Poświatowskiej, jej tęsknota za miłością jest współcześnie do zaakceptowania przez mężczyznę?”, którą oparłam w dużej mierze na interpretacjach wierszy Haliny Poświatowskiej z płyty Janusza Radka, Dziękuję za miłość. Teraz, kilka lat później miałabym o wiele szerszy materiał porównawczy. Recital Poświatowska/Radek był wspaniałym doświadczeniem.

Nie tylko dlatego, że już byłam spragniona pana Janusza R. na żywo, jakkolwiek to brzmi. Ale połączenie takich elementów jak poezja jednej z moich ulubionych autorek i głos (a także gra na klawiszach!) mojego ulubionego polskiego wokalisty, nie mogło wypaść źle, ani nijako. Nie można pominąć również roli Adama Drzewieckiego, który wyczarował wszystkie dodatkowe efekty dźwiękowe. Przyznaję, nie przepadam za elektroniką w muzyce, jednak jest kilka wyjątków, do których od czwartku zalicza się także wspomniany recital.

Z ciekawości sięgnęłam również do tamtego tekstu ze studiów. Nie wszystko, co wtedy pisałam, napisałabym dzisiaj, ale kilka fragmentów mogę zacytować z czystym sumieniem (choć dziwnie cytuje się samą siebie, ale niech tam).

Na przykład ten o poezji Haliny Poświatowskiej:

„Poezja Haliny Poświatowskiej proponuje nam pewnego rodzaju autoportret artystyczny pisarki, autoportret malowany piórem kobiety bezustannie poszukującej miłości, przepełnionej autoerotyzmem, świadomej własnej kruchości i przemijania. Grażyna Borkowska w swojej książce Nierozważna i nieromantyczna… przytacza słowa Stanisława Grochowiaka, w których stwierdza on, iż Poświatowska jako pierwsza nie bała się mówić o miłości, także fizycznej, za pomocą nowoczesnego języka miłosnego, pozwalającego na pewien brak pruderii, ale i nie wykluczającego bardziej refleksyjnego podejścia do życia.”

Taka jest Poświatowska przetworzona przez męską wrażliwość Janusza Radka. O swojej ówczesnej płycie artysta mówił wielokrotnie w kontekście pisarstwa Poświatowskiej:

„Artysta przyznaje w jednym z wywiadów, że pisarstwo Poświatowskiej „to niezwykle wiarygodna i nośna twórczość”, możemy więc przypuszczać, że do pewnego stopnia utożsamia on swoje poglądy zawarte w tekstach na płycie z poglądami poetki. Wyrażają one potrzebę miłości i jej wartość w życiu. W innym wywiadzie Janusz Radek mówi o samej miłości, że jest to „trudna pasja i choroba (…), która trapi człowieka”. Trapi, a więc zajmuje w jego życiu ważne miejsce. Swoją twórczość zaś autor określa jako bardzo osobistą chwilę liryki, w czym możemy się dopatrywać podobieństwa z liryką Poświatowskiej, która również była bardzo osobista, wręcz autobiograficzna. „Cała płyta (…) – mówi artysta we wspomnianym wcześniej wywiadzie – jest jakimś wnikliwym podziękowaniem, jakąś taką satysfakcjonującą każdego człowieka myślą, że ktoś cię kocha.” I dalej jeszcze w tym samym wywiadzie Janusz Radek stwierdza, że dzięki tej płycie każdy będzie mógł nie tylko się wzruszyć, czy nawet uśmiechnąć, ale i odnaleźć w sobie „trochę miłości, refleksji, wrażliwości”. Czy nie tego właśnie szukamy w twórczości Poświatowskiej? To właśnie ta twórczość zainspirowała Janusza Radka do stworzenia tekstów mówiących o „potrzebie kochania i bycia kochanym”. I dalej: „Ja chciałem napisać o miłości prawdziwej – dziękując za to, że ktoś mnie kocha. (…) Trudniej śpiewa mi się o tym, że ja kogoś kocham. Bo jestem tylko słabym człowiekiem. Czy potrafię więc naprawdę kochać?” W jeszcze innym wywiadzie artysta wspomina Poświatowską jako poetkę, która potrafi mówić o „skomplikowanych sprawach prostymi słowami, prostą metaforą”. Stwierdza on także, iż ludzie, zwłaszcza młodzi, nie zdają sobie sprawy z bliskości wartości, o których tak naprawdę dużo się mówi nie dostrzegając ich. Jego płyta ma pomóc w zmianie tego stanu rzeczy.”

To tyle, jeśli idzie o auto-cytowanie. Na szczęście było tam także sporo nawiązań do wypowiedzi samego wykonawcy. Nie chciałabym zamienić tej notatki w pracę naukową, więc odpuszczę sobie analizy literackie warstwy tekstowej recitalu (a potrafię analizować długo i wnikliwie ;)). Myślę jednak, że zasadniczo można by opisać go w podobnym tonie, w którym Janusz Radek wypowiadał się o płycie Dziękuję za miłość. Warto także spojrzeć na twórczość Poświatowskiej w szerszym kontekście, nie spłycając jej do erotyków, ewentualnie zabarwionych widmem śmierci. To wszystko prawda, ale oprócz tego jest w tych tekstach jeszcze kolor, pasja życia, pamięć… I słowa. Słowo – uniwersalny przekaźnik, bez względu na płeć, słowo jest jedno. Może jedynie zyskać inny odcień w procesie interpretacji. Stworzone przez poetkę, przetworzone twórczo przez wokalistę, zespolone z muzyką.

Wyrosłam już trochę z Poświatowskiej, ale nadal lubię jej metafory, jej poetykę, rytm jej wersów, powolny, jakby trochę leniwy, ale przeradzający się często w żywe pulsowanie krwi. Wrzucenie jej treści w formę narzuconą przez elektroniczne wariacje muzyczne, daje zadziwiająco dobry efekt końcowy. Są to po prostu dobre piosenki, takie, których mogłabym posłuchać w radiu nie zmieniając kanału. Nie potrafiłabym sklasyfikować gatunku, ale według mnie oscylowałby on pomiędzy poezją śpiewaną a tzw. muzyką rozrywkową. Serdecznie polecam ten recital każdemu, kto ceni sobie dobrą muzykę.

O recitalu:

Więcej informacji o koncercie znajdziecie na stronie projektu, w witrynie Janusza Radka: januszradek.pl/poswiatowska-radek.

Wywiady przytaczane w cytowanym tekście:

P. Gzyl, Dziękuję za miłość, „Miasto kobiet”, nr 6/2007, na stronie: www.miastokobiet.pl;
Ja nie lubię papki śpiewać, 03.12.2007, na stronie: muzyka.interia.pl/wywiady;
A. Romanowska, Janusz Radek: Kocham wszystkie swoje dziewczyny, 09.10.2008, na stronie: orientacja.wm.pl/wywiady;
M. Sarnacka, Sam siebie nakręcam, „Gazeta Studencka”, GS 11/2007, na stronie: www.studencka.pl.

Konstrukcja prosta i nieskomplikowana. Nie-Boska komedia. Wszystko powiem Bogu [recenzja]

Obejrzane 2 czerwca 2016 roku.

nie-boskakomedia.wszystkopowiembogu!

„Świat jest konstrukcją prostą i nieskomplikowaną” – powtarzają bohaterowie Nie-Boskiej komedii. Wszystko powiem Bogu Teatru Starego. Przewrotna ta prostota świata Strzępki i Demirskiego. Piekielnie przewrotna. Przejawia się głównie w wydestylowanych poglądach przedstawicieli różnych klas społecznych. Takich do bólu polskich cechach narodowej malkontencji.

Autorzy rozliczają nas z przeszłością, teraźniejszością, a być może i przyszłością, przy pomocy pozbawionej patosu parodii mitów polskości. Miałam wrażenie, że śledzę rozwój sarmackich resentymentów na przestrzeni wieków. Była to podróż w czasie, oferta last minute do piekiełka prawdziwych Polaków, cokolwiek miałoby to znaczyć.

Ale skoro jesteśmy już przy podróżowaniu w rejonach podziemnych, wejdźmy głębiej w te piekielne kręgi. Scenografia nie pozostawiała wątpliwości – oglądaliśmy kwiatki… tzn. drzewa, od spodu. Konkretnie od korzeni. Bo też i o korzenie polskiej natury tam szło najbardziej.

Weszliśmy więc, siedząc na widowni, w senną marę Nie-Boskiej, prosto do piekła, jak bohater Alighieriego zanurzając się w kolejne jego kręgi. Nie pokuszę się o ich gradację, bo żaden ze mnie Dante, ale co najmniej dziewięć tych piekiełek potrafię wskazać w przestrzeni sztuki Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego.

Piekiełko szlachetczyzny

Zakorzenione w umysłach szlachciców przekonanie o władzy nadanej przez Boga nie powstrzymywało działań przeczących tego typu powiązaniom. Niewielu było szlachetnie urodzonych o kryształowej osobowości.

Na pewno nie hrabia Henryk / Zygmunt Krasiński, zagrany równocześnie (i ku swemu niezadowoleniu) przez ludzi o TAKICH nazwiskach (wspaniałych): Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik i Marcina Czarnika. Wiara w przekonania przodków nie powstrzymała upadku klasy wyższej. Ani przegrywania kolejnych walk wewnętrznych między dwoma Henrykami. Mydlenie oczu zasadami i posiadanym majątkiem niewiele przyniosło pożytku w konfrontacji z rzeczywistością. Ideały szlacheckie nie zdały egzaminu w starciu z prawdziwym życiem.

Piekiełko naiwności

Podobnie jak naiwne przekonania Barbary Niechcic (świetna Dorota Segda) o stałości raz ustalonego porządku. Uwięziona w klatce własnych marzeń, nigdy nie opuściła stawu ze wodnym kwieciem. Wychowana do życia na salonach, do prowadzenia konwersacji o niczym, nie umiała dyskutować. Jej zdania i opinie były zbudowane w jej idealnym świecie i dla takiego świata przeznaczone. Niemniej jednak w wydaniu spektaklowym była to postać budząca wiele sympatii swą nieporadnością.

Piekiełko antysemityzmu

Papa Wincenty (Adam Nawojczyk) traktował Żydów jak zło konieczne i okazję do kpin. Gardził nimi, ale gardził też własnym synem i całym otoczeniem. Taka natura. Polski gbur. Robotnicy bali się ich, pozostali akceptowali wprawdzie, ale bardziej jako jedną z salonowych rozrywek i kłopotliwego gościa. Rotschild (Szymon Czacki) bawi ich parodią antysemickich ciągotek Henryka (w bardzo charakterystycznym i zabawnym monologu), jednak w tych relacjach zwycięża onieśmielenie i niechęć ze względu na jego bogactwo. Stąd tylko krok do zranionej dumy i nienawiści.

Piekiełko kapitalizmu

Kapitał stal się nowym Bogiem. Pieniądz i władza nadana przez niego w miejsce władzy od Najwyższego, opanował serca i umysły obrotnych fabrykantów i przedsiębiorców, deklasując szlachetnie urodzonych.

Piekiełko komunizmu

Powstanie silnej klasy robotniczej było jak wpychanie stopy w zbyt ciasny but. Przerost ambicji skłaniał klasę pracującą do przejmowania przekonań i zachowań klas wyższych, co wiązało się z wiecznym rozczarowaniem zetknięcia ideału z brukiem rzeczywistości. I zgorzknieniem. Leonard (Radomir Rospondek)i jego córka (Monika Frajczyk), są tego najlepszymi przykładami. Osiągnęli już coś, co miało być spełnieniem marzeń, a okazało się więzieniem codzienności. Równość i sprawiedliwość okazały się mitem. Prawdziwa była tylko rutyną.

Powyższe „piekiełka” są bardzo polskie w swej naturze. Takie bardzo nasze. Jest jednak i kilka takich mocno uniwersalnych.

Piekiełko wojny

Wojna klasowa. Wojna o byt. Wojna o własne zdanie, o konkretne ideały. Wojna nerwów. Wojna płci. Wojna światowa, wojna lokalna. Zimna wojna. W spektaklu zetkniemy się niemal z każdym rodzajem wojny, jaki tylko możemy sobie wyobrazić. I tą bardziej, i mniej metaforyczną.

Diabeł (Michał Majnicz) nie próżnuje. Podsyca i rozpala konflikty. Wzbudza niepewność. Ale i sam wpada we własne sidła i ulega panice.

Wojna jest obecna zawsze. Nie tylko pod konkretnymi datami, choć to one pozostaną jej śladami w historii.

Piekiełko konformizmu

Brak własnego zdania popycha nas w kierunku konkretnych, narzuconych przez społeczeństwo, pewne osoby, lub grupy osób zachowań. Wygodniej jest trwać w podanej na tacy roli. Małgorzata Zawadzka jako Auschwitz Tour zostaje wtłoczona w rolę ofiary. To trudny temat, bo słuszne poniekąd założenia uczczenia pamięci pomordowanych, przesłaniają nieco postrzeganie Żydów jako żywej, istniejącej kultury, z bogatymi tradycjami.

Postać Moniki Frajczyk godzi się na pracę, której nie znosi, bo tak sobie wyobraził jej życie ojciec. Henryk jest nieszczęśliwy, próbując sprostać wygórowanym ambicjom ojca.

Tylko Orcio (Juliusz Chrząstowski) zdaje się przeć pod prąd, nic sobie nie robiąc ze swojego kalectwa i „Widzieć rzeczy, jakie są”. Przy okazji „widzi” o wiele więcej, nikt jednak nie słucha jego przepowiedni.

Piekiełko zdrady

Jedyny wątek damsko-męski osadzony jest silnie w motywie zdrady. I braku umiejętności rozwiązania problemu. Henryk unika rozmowy, aż do granic wytrzymałości. Kłamie i oszukuje. Żona (Anna Radwan) oszukuje i okłamuje siebie, próbując go tłumaczyć. Dziewica / Melancholia (Marta Nieradkiewicz i Dorota Pomykała) kusi, nie zważając na konsekwencje.

W każdej z tych konfiguracji brakuje rozmowy.

Piekiełko codzienności

W świecie Nie-Boskiej komedii… wszystko urasta do rangi tragedii. Nawet brak filiżanki do herbaty. Nawet obwieszona porożami ściana. Dramatyzm zwyczajnych czynności jest równie silny jak ten związany z wybuchem wojny. Na koniec i tak zostajemy z kluczami, które nie otwierają już żadnych drzwi.

Raj odzyskany

Ale nie wszystko stracone. Nie musimy tracić nadziei, my, którzy w ten świat wchodzimy dobrowolnie. Nie mają jej już bohaterowie sztuki.

Co innego widzowie. My możemy czuć się rozpieszczeni dbałością o szczegóły: światło, scenografię, dopiętą na ostatni guzik dramaturgię. Możemy śmiać się z nieporadności bohaterów, lub z odbicia nas samych w krzywym zwierciadle. Możemy spróbować odpowiedzieć sobie na te wszystkie trudne pytania, kryjące się w poszczególnych scenach. Możemy chłonąć bardzo dobre interpretacje popularnych piosenek, wplecionych w fabułę. Możemy czerpać z energii znakomitych aktorów. Bo Nie-Boska komedia jest po prostu boska.

PS: Wreszcie się udało! Bardzo długo przymierzałam się do obejrzenia tego spektaklu.Zwłaszcza po wysłuchaniu spektaklu w Radiu Kraków. Pierwsze podejście skończyło się u mnie na jednym akcie (siła wyższa), a bilety znikają jak świeże bułeczki. W ogóle mnie to nie dziwi. To będzie jedna z moich ulubionych sztuk Teatru Starego.

O SPEKTAKLU:

NIE-BOSKA KOMEDIA. WSZYSTKO POWIEM BOGU
Premiera: 20.12.2012 r., Teatr Stary im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, Scena Kameralna,
ul. Starowiślna 21

SCENARIUSZ: Paweł Demirski
REŻYSERIA: Monika Strzępka

DRAMATURGIA: Paweł Demirski

SCENOGRAFIA, KOSTIUMY: Michał Korchowiec

MUZYKA: Jan Suświłło

NAGRANIE MUZYKI: Bogdan Długosz

INSPICJENTKA / SUFLERKA / ASYSTENTKA REŻYSERKI: Hanna Nowak

OBSADA:
AUSCHWITZ TOUR / LĘKI HRABIEGO HENRYKA – Małgorzata Zawadzka
BARBARA NIECHCIC / PROZAC – Dorota Segda
LEONARD / PRZECHRZTA – Radomir Rospondek
ORCIO / LĘKI PORANNE CODZIENNE – Juliusz Chrząstowski
PANKRACY / DIABEŁ – Michał Majnicz
PAPA WINCENTY / ARCYDRAMAT – Adam Nawojczyk
WILK Z WALL STREET / ROTSCHILD –Szymon Czacki
ŻONA / PANKRACY – Anna Radwan
DZIEWICA / MELANCHOLIA – Marta Nieradkiewicz
KRASIŃSKI / HRABIA HENRYK – Marcin Czarnik
KRASIŃSKI / HRABIA HENRYK – Małgorzata Hajewska-Krzysztofik
DZIEWICA / MELANCHOLIA – Dorota Pomykała
PRZECHRZTA / CEPELIA WINY –** Marta Ojrzyńska / Monika Frajczyk

** – rola dublowana

TRAILER