Niedościgniona złodziejka serc polskiej sceny. Kora. Boska w Teatrze Nowym Proxima.

Obejrzane 29.06.2022 w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie.

Fragment imponującej ściany plakatów z Teatru Nowego Proxima.

Moja wiedza o życiu Kory jest znikoma. Wiem, że nazywała się Olga Jackowska, że była głosem Maanamu, sędziowała w popularnym muzycznym show, malowała figurki Maryjek, a jej piosenka, Zabawa w chowanego, użyczyła tytułu trudnemu dokumentowi Tomasza Sekielskiego. Wiem też, że odeszła, walcząc z rakiem, zbyt wcześnie. I tyle wystarczyło mi, by wejść w świat wykreowany głosem i charyzmą Katarzyny Chlebny, wcielającej się w Korę w autorskim spektaklu, Kora. Boska. Bo utworami Kory opowiedziała nie tylko o tej artystce, ale i o współczesnej kobiecie.

W poczekalni wyobraźni

Bardzo długo nie widziałam teatru na żywo. I choć chwilę wcześniej wróciłam na spektakl Papiny McQueen (Paweł Rupala), My Way, My Dream My Life – Moje Marzenie (który uwielbiam i bardzo polecam!), to zobaczenie Kora.Boska było jak powrót do domu. Jest to też pierwszy tekst pospektaklowy, z którym wracam na stronę. Mam nadzieję, że szybko nadrobię kolejne!

Oto stajemy z Korą w zawieszeniu między bramami piekielnymi i niebieskimi, w poczekalni bezczasu, wypełnionej na swój sposób uroczą trójcą Maryjek: Matki Boskiej Częstochowskiej, reprezentującej Wiarę; Matki Boskiej Fatimskiej, uosabiającej Nadzieję oraz Matki Boskiej z Guadalupe, będącej wcieleniem Miłości. To właśnie te trzy uosobienia cnót boskich nadają spektaklowi rytm.

Te Trzy

Zatrzymam się dłużej przy tych postaciach, bo zasługują na co najmniej pokaźny akapit. Wiele słyszałam o kontrowersjach wokół tego spektaklu i jako osoba, która na scenie jest w stanie zrozumieć wszystko, jeśli jest dobrze uzasadnione kontekstem, nie rozumiem skali tych kontrowersji i wynikających z nich konsekwencji (obcięcie dotacji dla teatru).

Patrząc w ten sposób, czy nie znajdziemy nic kontrowersyjnego w tej przaśnej, ludowej, popularnej religijności, która produkuje kolejne wcielenia Maryjek, każde traktując niemal jak osobną świętą? Gdybyśmy potraktowali ten wątek religijny jak punkt wyjścia do dyskusji o sytuacji kobiet w społeczeństwie, moglibyśmy uzyskać wiele cennych przemyśleń, niezależnie od wyznawanej wiary (lub jej braku). I myślę, że między innymi taką funkcję spełniają Trzy Maryjki w tym spektaklu. Z miejsca poczułam do nich ogromną sympatię. Nawet do marudnej Częstochowskiej.

Matka Boska Częstochowska, grana przez Piotra Siekluckiego, jest groteskową, naburmuszoną, ale wielbiącą system (jaki by nie był) Matką Polką. Nie brak jej w tym wszystkim trudnego uroku, czasem chciałoby się ją wręcz przytulić i pocieszyć. Wiara jest jej orężem, choć chyba brak jej czasem wiary we własne siły.

Matka Boska Fatimska to będzie chyba moje ulubione wcielenie sceniczne Pawła Rupali: bardzo delikatne, subtelne, czyste, w znaczeniu utrzymywania temperamentu postaci. Ta Maryjka jest pełna Nadziei, która składa obietnice i nie ze wszystkich się wywiązuje. Jest to postać współczująca i empatyczna

Matka Boska z Guadalupe, czyli Łukasz Błażejewski, jest zdecydowanie najweselszą z Maryjek. Nic dziwnego, w końcu uosabia Miłość: wolną, dziką, nieokiełznaną. Czasem bolesną. Miłość w pełnym wymiarze.

Te wszystkie cechy znakomicie oddane są w ruchu scenicznym i kostiumach. Piotr Sieklucki niemal tonie w obszernych, strojnych szatach, by w pewnym momencie z impetem się z nich uwolnić, jakby zrzucał z siebie wszystkie ciężary świata.

Paweł Rupala płynie nad powierzchnią w eleganckim, błękitno-białym, powłóczystym stroju wykonując senne akrobacje nad sceną. Wiedziałam, że Paweł potrafi nadać swoim postaciom charakter samym tańcem, ale nie, że potrafi być w tym tak delikatny. Zauroczyły mnie te oniryczne, pełne lekkości sceny, także czysto wizualnie.

Łukasz Błażejewski tańczy i skacze, poruszając elementami swojego indiańskiego stroju i wywołując już samym ruchem skrajne emocje, między którymi miota się jego postać w różnych momentach spektaklu. 

Kora

No i jest wreszcie Kora, zagrana w niezwykły, porywający sposób przez Kasię Chlebny. Kasia w czarnym czepku i okularach do złudzenia przypomina Korę. A to, co wyczynia z głosem, śpiewając jej utwory, jest niewyobrażalne. Warto zobaczyć ten spektakl już tylko dla samych interpretacji. Piosenki osadzone w kontekście spektaklu, z zarysowaną biograficzną linią fabularną, nawet te dobrze znane, zaczynają opowiadać historię kobiety, jej życia, jej relacji z matką, jej sztuki i choroby, jej wiary, nadziei i miłości.

Kora wychodzi z plakatów, okładek i ekranu telewizora, wyciągając do nas dłoń. Dużo w tej biografii trudnych wątków, ale rozładowanych czarnym humorem i mrugnięciem w stronę widza oraz fantastyczną warstwą muzyczną (sprawdźcie bisy ze spektaklu, kilka nagrań krąży w sieci).

W czasie tego jednego spektaklu doświadczyłam tylu emocji, że chyba przeszłam przyspieszone katharsis. Określiłabym to byciem na pospektaklowym haju. I przyznaję, że bardzo mi tego uczucia brakowało. Takich wrażeń doświadcza się tylko na dobrych, mocnych spektaklach, oglądanych w teatrze na żywo. Dym, światła, muzyka, ruch sceniczny, wszystko to przenosi widza w baśniowy świat, zawieszony między orbitami.

Mogłabym pisać o tym spektaklu jeszcze długo, ale już przekroczyłam stronę w edytorze i nie chciałabym rozwadniać tych kilku myśli. Skończę więc tutaj, zostawiając Wam serdeczne polecenie zweryfikowania tych wszystkich ochów i achów na własną rękę, przy najbliższej okazji. Kora.Boska zaiste jest boska. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości.

O SPEKTAKLU:
KORA. BOSKA
Scenariusz i Reżyseria: Katarzyna Chlebny
Obsada:
Katarzyna Chlebny – Kora

Piotr Sieklucki – Matka Boska Częstochowska

Paweł Rupala – Matka Boska Fatimska

Łukasz Błażejewski – Matka Boska z Guadalupe

Scenografia i kostiumy: Łukasz Błażejewski

Aranże: Paweł Harańczyk

Ruch sceniczny: Karol Miękina

Charakteryzacja: Artur Świetny


Informacje na stronie Teatru Nowego Proxima: https://teatrnowy.com.pl/repertoire/kora-boska/

Lokalnie: Janusz Radek u hrabiny Zofii w Krzeszowicach

21 czerwca 2019 roku, pierwszego dnia trzydniowej Majówki Hrabiny Zofii, na krzeszowickim rynku wystąpił Janusz Radek z zespołem. To była najlepsza niespodzianka, jaką mogły zrobić mi Krzeszowice. Nie sądziłam, że doczekam koncertu Janusza Radka, jednej z moich muzycznych miłości, w tak bliskiej okolicy. Dobra robota, gmino!

Choć zaproszenie artysty zajmującego się tak skomplikowaną gatunkowo muzyką mogło okazać się ryzykowne, publiczność dopisała, a Janusz Radek po raz kolejny udowodnił, że nie ma to jak kontakt z muzyką na żywo.

Co ciekawe, zgromadzonej publiczności nie przeszkadzał fakt, że artysta, powszechnie kojarzony jednak najbardziej z repertuarem opartym na twórczości innych autorów, prezentował także muzykę autorską. A to chyba była moja największa obawa – czy publiczność nieprzyzwyczajona do takiej twórczości da się jej porwać?

Wszystko udało się znakomicie – ja bawiłam się równie dobrze, jak na koncercie w sali koncertowej, a pozostali dali się ponieść emocjom generowanym przez zespół i wokalistę. Obok utworów autorskich pojawiło się także kilka coverów. Bardzo ciepło przywitano piosenki z repertuaru Ewy Demarczyk i Czesława Niemena.

Dla mnie było to równie wielkie przeżycie jak każdy inny koncert Janusza Radka. Nie zauważyłam wielkich różnić między jakością koncertu Janusza i jego zespołu w wielkiej sali koncertowej a tego w krzeszowickim plenerze. Jedynie niewielkie modyfikacje repertuaru, co wydaje się całkowicie zrozumiałe.

Koncert był świetny, a sam artysta znakomicie utrzymywał całkowitą uwagę widzów. Biorąc pod uwagę zróżnicowny pod każdym względem skład publiczności, nie było to łatwe zadanie. Ja oczywiście jak urzeczona wsłuchiwałam się w kolejne interpretacje – to wręcz niewiarygodne, jakie dźwięki potrafi wyczarować Janusz Radek własnym głosem. Nigdy mi się to nie znudzi.

Od strony technicznej urzekła mnie świetnie wspólgrająca praca scenicznego oświetlenia. Światła były piękne, nie wiem, ile włożono wysiłku w ich przygotowanie, ale efekt był znakomity.

To była wspaniała majówka.

Spektrum kobiecości, czyli jak kobiety objaśniły mi świat [refleksja]

Obejrzane 26.05.2019 w Teatrze Nowym Proxima

Kobieta. Wystarczy pomyśleć jedynie o ewolucji samego słowa, by zrozumieć, że kobieta jest spektrum, ogromem przeżyć, odczuć i odczytań. Na stronie Słownika Języka Polskiego PWN znajdziemy artykuł dotyczący historii tego słowa, a w nim taki fragment: „Etymologowie proponują co najmniej 20 różnych wyjaśnień jego pochodzenia. Na początku było to określenie obelżywe lub co najmniej lekceważące”. Znaczenie słowa się zmieniło,  postrzeganie kobiet w znacznej części również, ale nadal jest o czym opowiadać i co objaśniać.

Spektakl „Kobiety objaśniają mi świat” odebrałam jako próbę ukazania spektrum kobiecości, zazwyczaj ograniczanej w ogólnym rozumieniu do seksualności. A kobiecość ma znacznie więcej odcieni. Kobieca praca to praca sekretarki, ale i praca szefa, kobiece wydanie łyżew to jazda figurowa na lodzie, ale i gra w hokeja, kobiece hobby to zakupy, ale i mecze piłki nożnej. Jest to również manifest wolności i nieskrępowanej społecznie dumy bycia sobą. W spektaklu Teatru Nowego Proxima pięć kobiet w różnym wieku staje na scenie w roli rzeczniczek wszystkich przedstawicielek swojej płci, bez względu na ich stosunek do świata.

W opisie spektaklu czytamy: „My, kobiety-autorki i aktorki, opierając się na tekstach innych kobiet – współczesnych pisarek, dziennikarek, badaczek, artystek – będziemy opowiadać o sytuacji kobiet w dzisiejszym świecie kultury zachodniej, świecie ideałów wolności, równości i braterstwa oraz dominującej religii Ojca i Syna. Chcemy usłyszeć kobiecy głos w sprawach, które dotyczą połowy ludzkości – wyłącznie kobiet, a o których mówi się wciąż niewiele, choć od ponad stu lat coraz głośniej i odważniej”. Kilka lat temu jedna z moich znajomych w rozmowie wspomniała, że kult Marii w katolicyzmie jest najlepszą częścią tej religii – wynosi kobietę ponad światem, stawia ją na piedestale, podkreśla jej ważność. I choć faktycznie jest to religia „Ojca i Syna”, trudno nie zgodzić się, że i Matka odgrywa w niej sporą rolę. Jednak kobiecych ról do obsadzenia w świecie jest o wiele więcej. Nie zawsze będzie to obsada dobrowolna, nie zawsze jawna, nie zawsze wyartykułowane zostaną potrzeby i prawa.

Z moich obserwacji wynikało, że kobiety bawiły się w czasie spektaklu dużo lepiej niż nieliczni obecni na sali panowie. Obok dokumentalnego podejścia do faktów, refleksyjnych uwag i krytycznego spojrzenia na poruszane sprawy, pojawiła się mocna, rockowa, muzyczna oprawa i fantastyczne interpretacje utworów z repertuaru PJ Harvey, Patti Smith, Lesley Gore, 4 Non Blondes i Niny Simone. Być może nie jest to prosta tematyka, jednak ubranie jej w formę rockowego performansu było strzałem w dziesiątkę. Muzyka zabiera nas w świat wypełniony emocjami, które wyzwalają w kobietach krzyk – uzewnętrzniony w tym spektaklu, często powstrzymywany w życiu codziennym.

Wszystkie panie, które objaśniały nam świat swoją grą, były wspaniałe. Anna Tomaszewska, Martyna Krzysztofik, Katarzyna Zawiślak-Dolny, Katarzyna Galica, Alina Szczegielniak – piękne, utalentowane aktorki, wspomagane przez równie wspaniałe akompaniatorki: Kingę Piekarz (gitara) i Lilianę Zieniawę (perkusja). W tym miejscu chciałabym zaznaczyć, że zobaczenie w spektaklu teatralnym Martyny Krzysztofik (znanej mi z roli pani Basi z filmów Grupy Filmowej Darwin), było spełnieniem jednego z moich scenicznych marzeń i jej obecność w obsadzie niezmiernie mnie uradowała. A była to obecność wyrazista i energetyczna.

Nie jest to na pewno spektakl dla widzów spodziewających się typowego przedstawienia teatralnego. Forma spektaklu jest dość fragmentaryczna, choć mimo wszystko spójna w swojej różnorodności dzięki tematowi szeroko rozumianego pojęcia kobiecości. To spektakl z elementami kontrowersji, ale i zabawy, autoironii i dystansu. Jednocześnie bawi, daje dużą energię i wali młotem w wygodę ignorancji i konwenansów. Nie jest to też spektakl, który można drobiazgowo opowiedzieć tak, żeby ta opowieść była pełna. Jasne, można go streścić, powiedzieć coś o scenografii, formie oraz innych składowych, ale to nie odda istoty. „Kobiety objaśniają mi świat” to spektakl, który trzeba przeżyć. Cieszę się, że miałam ku temu okazję.

PS L., dziękuję, że mnie ostatecznie przekonałaś.

O SPEKTAKLU:
KOBIETY OBJAŚNIAJĄ MI ŚWIAT
Reżyseria: Iwona Kempa
Scenariusz: Iwona Kempa, Anna Bas

Obsada:
Anna Tomaszewska, Martyna Krzysztofik, Katarzyna Zawiślak-Dolny, Katarzyna Galica, Alina Szczegielniak, Kinga Piekarz (gitara), Liliana Zienawa (perkusja)

Muzyka:
Piosenki PJ Harvey, Patti Smith, Lesley Gore, 4 Non Blondes i Niny Simone; w opracowaniu Iwony Kempy; w aranżacji Kingi Piekarz
Scenografia: Joanna Zemanek
Światło: Wojciech Kiwac
Dźwięk: Tadeusz Sawka
Informacje na stronie Teatru Nowego Proxima: Kobiety Objaśniają Mi Świat