Po drugiej stronie rzęs. „Przybory Wasowskiego. Dom Wyobraźni” w Teatrze STU

Obejrzane 20 marca 2018 r. o 19:00.

Kogo zabrać na urlop? Jaki jest zawód przyszłości? Jak można poszerzyć wyobraźnię i pogłębić płytki umysł? Teatr STU odpowiada na te i wiele innych pytań w spektaklu „Przybory Wasowskiego. Dom Wyobraźni”.

Niełatwo jest przenieść twórczość Starszych Panów na scenę w taki sposób, aby zachować ich klimat bez zbytniego kopiowania. Łukasz Fijał połączył piosenki Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego nicią fabularną zaczerpniętą z Wieczorów Kabaretu Starszych Panów. I chociaż oglądając spektakl czułam się zaproszona do tego czarownego świata z tamtych dawnych realizacji telewizyjnych, to jednak był to świat wyobrażony na nowo. Naznaczony nie tylko duchem Starszych Panów, ale i indywidualną interpretacją aktorów oraz twórców.

Podobała mi się elegancka, prosta scenografia, z pawiem samoobsługowym przy schodach (kto widział ten wie – pewnie niejednemu widzowi przemknęło przez myśl, żeby sobie takie cudo zainstalować przy własnej klatce schodowej). Kostiumy również były dobrane idealnie: koronki, tiule, kapelusze, szelki, kaszkiety. Ach. „Przybory Wasowskiego” to spektakl wypełniony lekkim humorem, absurdem, poetyckością, garściami czerpiący z pierwowzoru, bawiący się skojarzeniami i powiązaniami.

Obsada jest wspaniała. Idealnie uzupełniają się tutaj dwa pokolenia aktorów, dorzucając do granych postaci swoje doświadczenia. W Domu Wyobraźni poznajemy oto dwie pary: Damę z Kluczem i Teoretyka, do których to miejsce należy, oraz Dziewczynę Samotną i Chłopca Lakonicznego, którzy wpadają z wizytą celem poszerzenia wyobraźni tego ostatniego. Początek zapowiada się intrygująco. Tym bardziej, że ostatnio mam ochotę powtarzać za Nohavicą: „Chcę poezji!”, a tutaj dostaję właśnie poezję, i to jeszcze z uśmiechem w bonusie.

Tajemnicza Dama z Kluczem grana przez Beatę Rybotcką, ma w sobie coś z Hrabiny Tyłbaczewskiej. Jest w tej kreacji pewna umowność, tak dobrze znana ze świata Starszych Panów. Elegancja ruchu, przemyślane gesty, arystokratyczna pewność siebie. Piosenki wykonuje jak operowa diva, kwestie wygłasza jak Sarah Bernard. Zabawne przerysowanie pewnego kobiecego typu. Chętnie zobaczyłabym w tej roli także Ewę Kaim, którą bardzo lubię oglądać na deskach Starego Teatru, a która wydaje mi się, że stworzyłaby tę postać zupełnie inaczej.

Delikatna Dziewczyna Samotna w interpretacji Agaty Myśliwiec-Grząślewicz z pewnością mogłaby być Dziewczyną z Chryzantemami. Uśmiechnięta, prowadząca miłą konwersację, liryczna, niemal eteryczna, porusza się po scenie jakby błądziła w chmurach. Jej wykonania są takie same – lekkie, poetyckie, unoszące się ponad ziemią.

Postać Teoretyka, który wraz z Damą prowadzi tytułowy Dom Wyobraźni, to rola, którą Andrzej Róg gra powściągliwie, z gracją dżentelmena. Jego interpretacje są równie eleganckie. Z pewnością pasowałyby do cylindra i laseczki Starszych Panów.

I wreszcie Chłopiec Lakoniczny, grany przez Aleksandra Talkowskiego, którego w Krakowie można oglądać także w Teatrze Szczęście (na szczęście). Ta postać od strony ewolucyjnej wydaje mi się najbardziej złożona. Chłopca Lakonicznego poznajemy jako nonszalanckiego łobuza bez wyobraźni, a żegnamy jako przykład poetyckiej przemiany wewnętrznej. Niby ten sam, ale jednak z inną perspektywą na świat. Wobec głosu i interpretacji tego pana jestem zazwyczaj bezsilna – te wykonania również były świetne. Choć myślę, że interpretacja tego repertuaru narzuca wykonawcom pewną powściągliwość i nie pozwala na wykorzystanie pełni ich możliwości.

Tu jednak ta powściągliwość była bardzo uzasadniona – przy zachowaniu indywidualnego rysu spektaklu udało się ożywić na nowo świat Starszych Panów. Z przyjemnością wysłuchałam znanych mi dobrze i jeszcze mi nie znanych piosenek z repertuaru Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. A było czego posłuchać: „Jeżeli kochać”, „Albowiem prysły zmysły”, „Nie budźcie mnie” i wiele, wiele innych. Mogłabym zostać dłużej po tamtej stronie rzęs.

Więcej o spektaklu:

PRZYBORY WASOWSKIEGO. DOM WYOBRAŹNI

Teatr STU

Scenariusz i reżyseria: Łukasz Fijał

Scenografia: Anna Łapińska

Choreografia: Anita Podkowa

Kierownictwo muzyczne: Konrad Mastyło

Obsada:

Dama z kluczem: Beata Rybotycka / Ewa Kaim

Teoretyk: Andrzej Róg / Krzysztof Pluskota

Dziewczyna Samotna: Agata Myśliwiec-Grząślewicz / Joanna Pocica

Chłopiec Lakoniczny: Lukasz Szczepanowski / Aleksander Talkowskiego

Pianista: Konrad Mastyło

Kontrabasista: Michał Braszak / Szymon Frankowski

Pięć Autorek, jedna Reżyserka i dwie Artystki

Dzisiaj 8 marca. Chciałabym napisać co nieco o kobietach, które wyrażają siebie w różnych rodzajach twórczości. Kiedy myślę „Kobieta tworząca”, nasuwa mi się od razu kilka nazwisk. Spisałam te, które wniosły do mojego życia coś jeszcze poza pięknem, interesującą książką czy piosenką. Wśród nich jest pięć pisarek i poetek (Halina Poświatowska, Agnieszka Osiecka, Wisława Szymborska, Lucy Maud Montgomery, Margit Sandemo), jedna reżyserka (Monika Strzępka), oraz dwie artystki – rzeźbiarka Camille Claudel i malarka – Frida Kahlo. Oto, czego się od nich nauczyłam.

Lucy Maud Montgomery – Ania, nie Andzia

Najwcześniej była Lucy Maud Montgomery i jej „Ania z Zielonego Wzgórza”. Chciałam być Anią. No przynajmniej jeśli chodzi o charakter. Czego by nie mówić o Ani (nie Andzi) Shirley dzisiaj, dla mnie była symbolem tego, że warto być sobą. Mimo wszystko.

Margit Sandemo – niepokora popłaca?

„Saga o Ludziach Lodu” to seria książek, które wciągałam po kilka tygodniowo. Cała seria nie wystarczała mi na wakacje, więc bywało, że niektóre tomy czytałam podwójnie. Wiele tam było mądrych, silnych kobiet, które walczyły o swoje. Biła z nich duża pewność siebie. Też tak chciałam. No jak nie kochać Sol?

Halina Poświatowska – liryka codzienności

Halina Poświatowska i jej piękne frazy o przemijaniu i pasji, o życiu chwilą, o czerpaniu ze świata tego, co najlepsze, tu i teraz. To dzięki jej poezji zrozumiałam chyba wreszcie, że biały wiersz to nie przypadkowo zapisane wersy, w dowolnej kolejności w zestawie „miksuj i łącz”. To przemyślane struktury, nadające formę konkretnym myślom i odczuciom.

Agnieszka Osiecka – dusza kobiety

Kto lepiej odkryje kobiecą duszę, niż kobieta? Jedna z moich mistrzyń piosenki. Jej teksty bywają przewrotne, ironiczne, zabawne, a zaraz potem pełne zadumy. Przecież to definicja kobiecej sfery emocjonalnej, w której mieści się tak wiele odczuć, cała skala emocjonalnych uniesień. Tak bym chciała opowiadać o kobiecie.

Wisława Szymborska – lepiej…

Ciągły błysk w oku był chyba znakiem rozpoznawczym pani Wisławy. Dla mnie jest ona przede wszystkim autorką znakomitych lepiejów. Ta krótka forma poetyckiej rozrywki znakomicie poskramia rozwlekłość frazy. I pobudza do nieustannego wysiłku szare komórki. Nie tak łatwo wymyślić kilkadziesiąt wierszyków w dwóch wersach, o identycznej konstrukcji.

Monika Strzępka – teatr nieoczywisty

Monika Strzępka i Paweł Demirski, powinnam dodać. Wspaniały duet teatralny. Monika Strzępka reżyseruje sztuki przewrotne, nieoczywiste, które łączą porozumiewawcze mrugnięcia, wybuchy śmiechu i gorzką analizę świata. Jej „Bitwa Warszawska 1920” to obecnie jeden z moich ulubionych spektakli Teatru Starego. Wcześnie nie widziałam w teatrze tak trafnego połączenia historii i współczesności. Jest w tym coś więcej niż zabawa formą. Jest duże wyczucie aktora i znakomite obsadzenie ról, zwłaszcza tych kobiecych. Ten spektakl nauczył mnie na nowo miłości do żywego teatru.

Camille Claudel – wolność kamienia

Camille Claudel to francuska rzeźbiarka, siostra znanego pisarza, kochanka znanego rzeźbiarza, sama znana jeszcze zbyt mało. A jednak odkąd poznałam jej rzeźby, wyrywające się z brył surowca do życia, widzę wagę sztuki, jej znaczenie dla jednostki jeszcze dosadniej. Camille w rzeźbie była wolna. I moim zdaniem o wiele bardziej utalentowana niż mistrz Rodin. Jej twórczość pokazuje, że tworzenie własnej sztuki wyzwala. Choćby tylko na moment.

Frida Kahlo – wewnętrzna siła

Frida Kahlo wiele przeszła w swoim życiu. Choć pod jego koniec była kaleką, czerpała radość z każdej chwili. Stworzyła jedyną w swoim rodzaju kolekcję autoportretów, które opowiadają o jej życiu nie gorzej niż album pełen fotografii. I choć to jej twarz widnieje na obrazach, nie wyczuwam w tym niezdrowego egoizmu. Raczej próbę przekazania świadectwa – bądźcie szczęśliwi, przeżywajcie świat w pełni, ze wszystkimi odcieniami emocji, bądźcie sobą.

Wszystkiego dobrego, Dziewczyny. Bądźmy sobą!

Hipnotyczna moc teatru. „St. Nicholas” w Teatrze Szczęście [recenzja]

Obejrzany 24.02.2018 r, o 18:00, w Teatrze Szczęście.

Po spektaklu „St. Nicholas” zaczęłam się zastanawiać, czy aby Szymon Kuśmider sam nie jest wampirem. Wampiry posiadają moc hipnotycznego przyciągania – a monodram Kuśmidera zdecydowanie działa w ten sam sposób.

Ze sceny sączy się przytłumione światło. Nad sceną błyszczy staroświecki neon „St. Nicholas”. Sala pogrążona jest w ciemności, z półmroku wyłaniają się cienie, podsuwane przez wyobraźnię. I nagle pojawiają się słowa.

Znika sala, zaciera się granica sceny, aktor staje się postacią. Już nie mamy przed sobą Szymona Kuśmidera – aktora, tylko bohatera sztuki Conora McPhersona – krytyka teatralnego, przed którym drżał cały teatralny świat. I jego opowieść.

Opowieść, która wzrok przykuwa do twarzy mówiącego a całą uwagę słuchacza skupia na opowiadającym. Jak wtedy, kiedy w gronie znajomych ktoś nagle zaczyna niezwykle interesującą historię. Powoli wycisza się najbliższe otoczenie, tylko gdzieś z oddali, w tle, toczy się codzienność. Łapczywie chwyta się kolejne zdania, smakując chwilę.

Dzięki sztuce McPhersona doświadczamy teatru tu i teraz. Niezwykle namacalnie, intensywnie, zmysłowo. Bo ten monodram w wykonaniu Szymona Kuśmidera to teatr w niezwykle skondensowanej formie. Jego kwintesencja. Aktor koncentruje na sobie całą uwagę widza. Gęsto tutaj od zdarzeń, przeczuć i emocji, choć gesty są oszczędne, nie wykraczające poza gestykulację towarzyszącą rozmowie. Wciąż trwa stan oczekiwania, gotowości na nowe szczegóły. Koncentrujemy się na odbiorze. Wsłuchujemy się w głos

Potem przychodzi refleksja – co ja robię ze swoim życiem? Czy jest ok? Czy to kim jestem dla świata, zgadza się z tym, kim jestem dla siebie?

Ale to później. Na razie płyniemy z nurtem opowieści. Przeżywamy wraz z bohaterem znużenie codzienną rutyną, zmęczenie własną wielkością i nowe, ekscytujące uczucie zadurzenia w pięknej aktorce. I zastanawiamy się, czy z ciemności naprawdę wyłoniły się wampiry? Czy może sami je sobie wymyśliliśmy?

„St. Nicholas” to również niezwykle interesujące spojrzenie na teatr od drugiej strony – oczami krytyka. Bohater sztuki traktuje go dość instrumentalnie, jako trampolinę do własnego sukcesu. Nie zważając na konsekwencje bawi się w teatralnego bożka, który ma moc skazania spektaklu na wieczne potępienie, na pustą salę i złą opinię. Jest przy tym znudzony własną siłą, wyrachowany, nonszalancki. To znudzenie doprowadza go do skraju wytrzymałości psychicznej, do wypalenia zawodowego i życiowego. Dopiero spotkanie pięknej aktorki budzi w nim na nowo prawdziwą chęć przeżywania życia z pasją.

Jednak żeby uświadomić sobie w pełni swoje ludzkie ułomności, bohater sztuki potrzebował spotkania z istotami wyrachowanymi w sposób doskonalszy niż on. Pozbawionymi wyrzutów sumienia, kierowanymi wyłącznie egoizmem. To wampiry nauczyły go o jego słabościach, zapewniając mu nieograniczony dostęp do luksusu i blichtru w zamian za jego usługi.

„St. Nicholas” to bogata, pełnokrwista opowieść o człowieczeństwie, o ludzkiej stronie sztuki, o sile namiętności i własnych pragnień. Szymon Kuśmider opowiedział ją z pasją, talentem i zaangażowaniem, które nie pozwalały oderwać publiczności wzroku od mówiącego aż do ostatnich fraz.

WIĘCEJ O SPEKTKALU

Strona spektaklu St. Nicholas na Facebooku: www.facebook.com/monologueplay