Hipnotyczna moc teatru. „St. Nicholas” w Teatrze Szczęście [recenzja]

Obejrzany 24.02.2018 r, o 18:00, w Teatrze Szczęście.

Po spektaklu „St. Nicholas” zaczęłam się zastanawiać, czy aby Szymon Kuśmider sam nie jest wampirem. Wampiry posiadają moc hipnotycznego przyciągania – a monodram Kuśmidera zdecydowanie działa w ten sam sposób.

Ze sceny sączy się przytłumione światło. Nad sceną błyszczy staroświecki neon „St. Nicholas”. Sala pogrążona jest w ciemności, z półmroku wyłaniają się cienie, podsuwane przez wyobraźnię. I nagle pojawiają się słowa.

Znika sala, zaciera się granica sceny, aktor staje się postacią. Już nie mamy przed sobą Szymona Kuśmidera – aktora, tylko bohatera sztuki Conora McPhersona – krytyka teatralnego, przed którym drżał cały teatralny świat. I jego opowieść.

Opowieść, która wzrok przykuwa do twarzy mówiącego a całą uwagę słuchacza skupia na opowiadającym. Jak wtedy, kiedy w gronie znajomych ktoś nagle zaczyna niezwykle interesującą historię. Powoli wycisza się najbliższe otoczenie, tylko gdzieś z oddali, w tle, toczy się codzienność. Łapczywie chwyta się kolejne zdania, smakując chwilę.

Dzięki sztuce McPhersona doświadczamy teatru tu i teraz. Niezwykle namacalnie, intensywnie, zmysłowo. Bo ten monodram w wykonaniu Szymona Kuśmidera to teatr w niezwykle skondensowanej formie. Jego kwintesencja. Aktor koncentruje na sobie całą uwagę widza. Gęsto tutaj od zdarzeń, przeczuć i emocji, choć gesty są oszczędne, nie wykraczające poza gestykulację towarzyszącą rozmowie. Wciąż trwa stan oczekiwania, gotowości na nowe szczegóły. Koncentrujemy się na odbiorze. Wsłuchujemy się w głos

Potem przychodzi refleksja – co ja robię ze swoim życiem? Czy jest ok? Czy to kim jestem dla świata, zgadza się z tym, kim jestem dla siebie?

Ale to później. Na razie płyniemy z nurtem opowieści. Przeżywamy wraz z bohaterem znużenie codzienną rutyną, zmęczenie własną wielkością i nowe, ekscytujące uczucie zadurzenia w pięknej aktorce. I zastanawiamy się, czy z ciemności naprawdę wyłoniły się wampiry? Czy może sami je sobie wymyśliliśmy?

„St. Nicholas” to również niezwykle interesujące spojrzenie na teatr od drugiej strony – oczami krytyka. Bohater sztuki traktuje go dość instrumentalnie, jako trampolinę do własnego sukcesu. Nie zważając na konsekwencje bawi się w teatralnego bożka, który ma moc skazania spektaklu na wieczne potępienie, na pustą salę i złą opinię. Jest przy tym znudzony własną siłą, wyrachowany, nonszalancki. To znudzenie doprowadza go do skraju wytrzymałości psychicznej, do wypalenia zawodowego i życiowego. Dopiero spotkanie pięknej aktorki budzi w nim na nowo prawdziwą chęć przeżywania życia z pasją.

Jednak żeby uświadomić sobie w pełni swoje ludzkie ułomności, bohater sztuki potrzebował spotkania z istotami wyrachowanymi w sposób doskonalszy niż on. Pozbawionymi wyrzutów sumienia, kierowanymi wyłącznie egoizmem. To wampiry nauczyły go o jego słabościach, zapewniając mu nieograniczony dostęp do luksusu i blichtru w zamian za jego usługi.

„St. Nicholas” to bogata, pełnokrwista opowieść o człowieczeństwie, o ludzkiej stronie sztuki, o sile namiętności i własnych pragnień. Szymon Kuśmider opowiedział ją z pasją, talentem i zaangażowaniem, które nie pozwalały oderwać publiczności wzroku od mówiącego aż do ostatnich fraz.

WIĘCEJ O SPEKTKALU

Strona spektaklu St. Nicholas na Facebooku: www.facebook.com/monologueplay

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *