„Czarodziejska lekcja” sztuki iluzji z Victorem Febo w Teatrze Szczęście

W dzieciństwie musiałam chyba albo nigdy nie uczestniczyć w żadnym pokazie iluzji, albo musiał być on wyjątkowy słaby, bo moje najwcześniejsze wspomnienie sztuczek magicznych to telewizyjne show Davida Coperfielda. Potem był Magik Bardzo Dobry, czyli Andrzej Talkowski w wydaniu ze Spektaklu Bardzo Dobrego. Ale moim pierwszym prawdziwym pokazem iluzji „na żywo” był… spektakl dla dzieci, przygotowany przez iluzjonistę Victora Febo. Niczego nie żałuję, było świetnie!

Obawiam się, że mój wiek duchowy jest mocno niedojrzały. Bawią mnie spektakle dla dzieci, uwielbiam Klauna Feliksa a cyrkowe sztuczki wywołują na mojej twarzy wielki uśmiech. Więc zasadniczo nie ma znaczenia, że swój pierwszy pokaz iluzji magicznej obejrzałam w wersji przygotowanej dla najmłodszych. Zwłaszcza, że „Czarodziejska lekcja” to czterdzieści pięć minut profesjonalizmu w formie czystej zabawy. Ach, ten Teatr Szczęście to dla mnie prawdziwe źródło teatralnej szczęśliwości.

Nie będę wskazywać konkretnego spektaklu, bo widziałam go już kilka razy i za każdym bawiłam się świetnie, zwłaszcza obserwując reakcje zachwyconych małych widzów i ich opiekunów. Cóż, nie dziwią mnie one zupełnie.

Victor Febo swoją pracę wykonuje z prawdziwą pasją, co widać w każdym geście na scenie. Spektakl jest zabawny i kolorowy, angażujący uwagę widzów. Myślę, że kluczowe dla dobrego, pełnego odbioru sztuczek iluzjonisty jest kompletne oddane się oddziaływaniu własnej wyobraźni i fantazji, zrezygnowanie z intelektualnego analizowania i poddanie się tokowi zabawy. Pozwalając sobie na odbiór tego spektaklu w sposób nieskrępowany, pozwalamy sobie na dobrą zabawę. A to znakomity sposób na oderwanie się od naszego codziennego zabiegania.

Czy nie na tym między innymi polega iluzja? Na dostrzeżeniu magii wokół nas? Victor Febo przeprowadza widza na inną stronę rzeczywistości, pozwalając na dostrzeganie piękna drzemiącego w ulotności chwili. Pomagają mu w tym kolorowe chusty, prawdziwe różdżki i magiczne książki. Sprawnie operuje wszystkimi magicznymi rekwizytami, sprawiając, że czas zdaje się płynąć szybciej. Bo te trzy kwadranse zabawy mijają w mgnieniu oka.

Victora Febo można zobaczyć także w pokazach dla dorosłych. Niemniej jednak „Czarodziejska lekcja” spodoba się i małym, i dużym. Władysław Sikora, w kontekście swojej twórczości, mawia: „Porzućcie wszelką nadzieję, a będziecie się dobrze bawić”. W tym przypadku powiedziałabym „Porzućcie wszelką analizę, a nie pożałujecie”. No i będziecie się świetnie bawić.

Informacji o najbliższej „Czarodziejskiej lekcji” szukajcie na stronach Teatru Szczęście.

Hipnotyczna moc teatru. „St. Nicholas” w Teatrze Szczęście [recenzja]

Obejrzany 24.02.2018 r, o 18:00, w Teatrze Szczęście.

Po spektaklu „St. Nicholas” zaczęłam się zastanawiać, czy aby Szymon Kuśmider sam nie jest wampirem. Wampiry posiadają moc hipnotycznego przyciągania – a monodram Kuśmidera zdecydowanie działa w ten sam sposób.

Ze sceny sączy się przytłumione światło. Nad sceną błyszczy staroświecki neon „St. Nicholas”. Sala pogrążona jest w ciemności, z półmroku wyłaniają się cienie, podsuwane przez wyobraźnię. I nagle pojawiają się słowa.

Znika sala, zaciera się granica sceny, aktor staje się postacią. Już nie mamy przed sobą Szymona Kuśmidera – aktora, tylko bohatera sztuki Conora McPhersona – krytyka teatralnego, przed którym drżał cały teatralny świat. I jego opowieść.

Opowieść, która wzrok przykuwa do twarzy mówiącego a całą uwagę słuchacza skupia na opowiadającym. Jak wtedy, kiedy w gronie znajomych ktoś nagle zaczyna niezwykle interesującą historię. Powoli wycisza się najbliższe otoczenie, tylko gdzieś z oddali, w tle, toczy się codzienność. Łapczywie chwyta się kolejne zdania, smakując chwilę.

Dzięki sztuce McPhersona doświadczamy teatru tu i teraz. Niezwykle namacalnie, intensywnie, zmysłowo. Bo ten monodram w wykonaniu Szymona Kuśmidera to teatr w niezwykle skondensowanej formie. Jego kwintesencja. Aktor koncentruje na sobie całą uwagę widza. Gęsto tutaj od zdarzeń, przeczuć i emocji, choć gesty są oszczędne, nie wykraczające poza gestykulację towarzyszącą rozmowie. Wciąż trwa stan oczekiwania, gotowości na nowe szczegóły. Koncentrujemy się na odbiorze. Wsłuchujemy się w głos

Potem przychodzi refleksja – co ja robię ze swoim życiem? Czy jest ok? Czy to kim jestem dla świata, zgadza się z tym, kim jestem dla siebie?

Ale to później. Na razie płyniemy z nurtem opowieści. Przeżywamy wraz z bohaterem znużenie codzienną rutyną, zmęczenie własną wielkością i nowe, ekscytujące uczucie zadurzenia w pięknej aktorce. I zastanawiamy się, czy z ciemności naprawdę wyłoniły się wampiry? Czy może sami je sobie wymyśliliśmy?

„St. Nicholas” to również niezwykle interesujące spojrzenie na teatr od drugiej strony – oczami krytyka. Bohater sztuki traktuje go dość instrumentalnie, jako trampolinę do własnego sukcesu. Nie zważając na konsekwencje bawi się w teatralnego bożka, który ma moc skazania spektaklu na wieczne potępienie, na pustą salę i złą opinię. Jest przy tym znudzony własną siłą, wyrachowany, nonszalancki. To znudzenie doprowadza go do skraju wytrzymałości psychicznej, do wypalenia zawodowego i życiowego. Dopiero spotkanie pięknej aktorki budzi w nim na nowo prawdziwą chęć przeżywania życia z pasją.

Jednak żeby uświadomić sobie w pełni swoje ludzkie ułomności, bohater sztuki potrzebował spotkania z istotami wyrachowanymi w sposób doskonalszy niż on. Pozbawionymi wyrzutów sumienia, kierowanymi wyłącznie egoizmem. To wampiry nauczyły go o jego słabościach, zapewniając mu nieograniczony dostęp do luksusu i blichtru w zamian za jego usługi.

„St. Nicholas” to bogata, pełnokrwista opowieść o człowieczeństwie, o ludzkiej stronie sztuki, o sile namiętności i własnych pragnień. Szymon Kuśmider opowiedział ją z pasją, talentem i zaangażowaniem, które nie pozwalały oderwać publiczności wzroku od mówiącego aż do ostatnich fraz.

WIĘCEJ O SPEKTKALU

Strona spektaklu St. Nicholas na Facebooku: www.facebook.com/monologueplay

 

„Piosenki zebrane” walentynkowo w Teatrze Szczęście [recenzja]

Obejrzane i wysłuchane 15 lutego 2018 r. o 19.00, w Teatrze Szczęście, ul. Karmelicka 3, Kraków.

Od dawna wierzę, że w teatrze szczęście jest na wyciągnięcie ręki – zwłaszcza w Teatrze Szczęście. Potwierdza to wieczór z piosenkami, którym 15 lutego otworzyliśmy nowy cykl muzycznych wieczorów w małym teatrze o wielkim sercu, przy Karmelickiej 3.

„Piosenki zebrane” to inicjatywa artystów związanych ze Szczęściem, Beaty Buszty i Michała Koziełły z Baśni Zebranych, którym na scenie towarzyszył Andrii Vedomyr Volynko, od niedawna w zespole, oraz Paweł Relidzyński, zasilający również sekcję perkusjonaliów tego wieczoru. Atmosferę współtworzyli także Kinga Soból, Piotr Turowski i Andrzej Talkowski. Beaty, Kingi, Piotra, a bywa, że i Andrzeja, można posłuchać również w koncertach „Szczęśliwych Piosenek Marka Grechuty”. A posłuchać warto, bo proponują oni interpretacje wypełnione całym zestawem prawdziwych emocji. Podobnie było i w czasie „Piosenek zebranych”.

W czwartkowy wieczór pojawił się także niespodziewany gość, Ścibor Szpak, który we właściwym sobie nonszalanckim stylu wykonał jedną ze swoich piosenek, nieco przełamując nostalgiczny nastrój szczyptą humoru. Zdradzę jedynie, że wykonany przez niego utwór opowiadał o męskich pasjach, a były to… [niedomówienie].

A nastrój tego wieczoru był poetycki, wypełniony pięknymi tekstami, przyjemnymi głosami i łagodnymi dźwiękami instrumentów. Pojawiły się aranżacje na gitarę, cytrę, harfę, flet i rozmaite perkusjonalia. 15 lutego, dzień po Walentynkach, słuchaliśmy piosenek o przeróżnych odmianach miłości: szczęśliwej, nieszczęśliwej, spełnionej i tej, która dopiero ma nadejść. Płynęliśmy „Perłową łodzią” z repertuaru Antoniny Krzysztoń, śniliśmy o „Gałązce wiśni” jak Gałczyński, pytaliśmy „Czy te oczy mogą kłamać”. Wysłuchaliśmy zwierzeń pewnego odkarmionego kawiorem mężczyzny („Bo ja nikogo nie potrafię kochać już”) i rozmawialiśmy z tą trzecią, „Jolene”, w polskiej wersji Mateusza Świstaka z repertuaru Baśni Zebranych, która jest moją ulubioną piosenką tej grupy przez swoje hipnotyczne właściwości (cytra!). Były ballady z szeroko pojętego miłosnego repertuaru piosenki literackiej, te bardzo znane i te znane jeszcze zbyt mało, ale równie piękne. Było po prostu pięknie. Idealne zakończenie męczącego dnia.

Publiczność dopisała. Mam nadzieję, że kolejne odsłony tych muzycznych spotkań z piosenką będą cieszyć się równie wielkim powodzeniem. Najpiękniejsza jest niepowtarzalność „Piosenek zebranych” – każdy wieczór to inna tematyka, a więc i nieco inny zestaw emocji. Tak właśnie dzieje się sceniczna magia. I znów w Szczęściu. Szczęśliwe miejsce. Polecam te muzyczne wieczory każdemu, kto kocha polskie piosenki i szuka nowych utworów, w których można się zakochać. Najbliższy koncert cyklu już w marcu.

Więcej o Teatrze Szczęście:

www.teatrszczescie.pl

www.facebook.com/teatrszczescie

Więcej o Baśniach Zebranych:

www.facebook.com/basniezebrane