Dziewczyna z Danii. O „Dziewczynie z portretu” Davida Ebershoffa

Dziewczyna z portretu, David Ebershoff, przekł. Tomasz Bieroń, Znak, Kraków 2016.

 danish girl

Książkę Davida Ebershoffa, znaną u nas jako Dziewczyna z portretu, przeczytałam już jakiś  czas temu. Myślałam, że później sięgnę po film pod tym samym tytułem i porównam historię opowiedzianą filmowymi kadrami z tą zapisaną w powieści. Czas mija, a ja nadal tego nie zrobiłam. I chyba nie czuję takiej potrzeby. Być może kiedyś sięgnę po film, jednak książka wydaje mi się wystarczającym nośnikiem dla tej opowieści, opartej na prawdziwym życiu dwóch artystek: Grety Wegener i Lili Elbe, urodzonej jako Einar.

Sztuka przyjaźni

Historia opowiedziana w powieści opiera się luźno na faktach z życia Lilii Elbe, która jako malarz Einar Wegener poślubiła malarkę Gretę. Gdy Einar postanowił zniknąć, by ustąpić miejsca Lilii, która od zawsze w nim była, Greta wspierała go na dobre i na złe. Małżeństwo się rozpadło, przyjaźń przetrwała do końca. Bo Lili i Greta stały się najlepszymi przyjaciółkami. A świat zyskał kolekcję portretów z twarzą Lilii. Jest to więc przede wszystkim opowieść o miłości i przyjaźni, które pokonują każdą przeszkodę.

Cena bycia sobą

Operacja zmiany płci, choć zakończyła się dla Lilii tragicznie, była w istocie operacją przywrócenia właściwej płci. Możemy odczytywać tę historię dosłownie, jednak ja widzę w niej potężną metaforę życia każdego z nas, kto odważy się być innym, niż wszyscy. Lili zapłaciła życiem za marzenie o ostatecznym wyzwoleniu  i bycie sobą.

Każdy, kto decyduje się na życie poza nawiasem, na bycie innym, otwarte głoszenie własnego zdania, naraża się na porażkę i wykluczenie. Każdy płaci jakąś cenę za bycie świadomym użytkownikiem własnej egzystencji. Za wolność bycia sobą.

Dlatego tak ważne jest, by mieć wokół siebie ludzi, którzy może nie do końca podzielają nasze zdanie, ale będą gotowi wspierać nas w każdej decyzji, jeśli uznają, że tego właśnie potrzebujemy, by żyć zgodnie z własnym  sumieniem. Ta opowieść może dać czytelnikom siłę i nadzieję, których należy szukać wokół siebie w chwilach zwątpienia i bezsilności, a takie z pewnością nadejdą. Bo tak skonstruowana jest rzeczywistość.

To także przypomnienie, by wyławiać z życia chwile radości i wspólnoty a także uczyć się wspólnego  przeżywania nie tylko gorszych momentów, ale też tych dobrych.

The Danish Girl

Może to drobiazg, jednak nie mogę przestać o tym myśleć. Przekłady tytułów filmowych, i nie tylko, na język polski zazwyczaj z oryginałem mają niewiele wspólnego, czasem wręcz mijają się z intencjami twórców dzieł wyjściowych. Rozumiem względy komercyjne. Rozumiem licentia poetica tłumacza, sama ją stosując. Jednak uważam, że czasem warto zachować tytuł jak najbardziej zbliżony do oryginału, aby przypadkiem nie ingerować w przekaz twórcy. Sądzę, że przykład tej książki (i filmu) to właśnie przypadek takiej ingerencji. Choć pewnie się czepiam.

Oryginalny tytuł brzmi The Danish Girl [Dziewczyna z Danii, Duńska dziewczyna]. W polskiej wersji użyto określenia Dziewczyna z portretu, które brzmi ładnie, ale według mnie odbiera oryginalnemu określeniu pewną wartość znaczeniową. Co wygląda trochę tak, jakby polscy wydawcy nie do końca godzili się na akceptację faktu, że Lili Elbe czuła się kobietą, była nią, także poza portretem. Nie decydowały o tym koronki i makijaż. Lili narodziła się dzięki obrazom, ale żyła poza nimi. Dziewczyna z portretu była po prostu dziewczyną z Danii.