„Kler”. O uwikłaniu w system [refleksja]

Źródło: www.filmweb.pl

W kontekście „Kleru” wokół mnie padały słowa takie jak „skandal”, „prawda”, „fałsz”, „rzeczywistość”. I wiele innych, często sprzecznych pojęć. Nie wiem, czy zdecydowałabym się obejrzeć ten film, gdyby nie te wszystkie sprzeczności, bo na początku miałam wrażenie, że czytam / słucham o jakiejś sensacyjnej wiadomości, która mogłaby gościć na pierwszych stronach tabloidów (i w sumie w samej fabule kilka takich historii się znalazło). Cieszę się jednak, że to zrobiłam.

Długo zastanawiałam się, w jaki sposób zebrać swoje przemyślenia na ten temat. „Kler” nie jest filmem łatwym. Nie jest też filmem jednowymiarowym. Ma w sobie wiele niedopowiedzeń i domysłów. I mimo wszystko nie daje gotowych odpowiedzi. I dlatego chciałabym uniknąć kolejnej analizy zawartych w nim historii, a skupić się na moich wrażeniach dotyczących całości tego obrazu.

Według mnie ten film to coś więcej, niż krytyka konkretnych zachować konkretnego środowiska. To film o tym, jak system, panujący w danym środowisku, potrafi niszczyć je od środka. To film o uwikłaniu w układy i o tym, że wszędzie tam, gdzie są ludzie, jest też zło, niesprawiedliwość, manipulacja. Ale i zagubienie oraz poszukiwanie sprawiedliwości.

Swoją drogą, „Kler” to również film znakomicie zagrany, napisany i wyreżyserowany, który ogląda się mimo wszystko dobrze, choć czasem niewygodnie. Polecam ten film obejrzeć na chłodno, bez wstępnego nastrajania się bojowo i bez gotowych przemyśleń na jego temat. Wtedy można dostrzec więcej. Być może tak powinno się oglądać wszystkie filmy opowiadające o trudnych i niewygodnych tematach. Po prostu jak filmy.

Świat nie jest czarno-biały a zewnętrzna moralność nie zawsze ma źródło w czystych zamiarach. Dobre uczynki nie zawsze świadczą o czystości serca, a złe – nie zawsze o jego brudzie. Każdy z nas codziennie podejmuje wiele wyborów – od trywialnych, po decydujące o naszym lub cudzym życiu. „Kler” to jest właśnie taki film, który pokazuje pewien wycinek prawdy o świecie wypełnionym codziennymi sprzecznościami, paradoksami, wyborami i ich konsekwencjami. I o tym, że nie zawsze dobro i sprawiedliwość zwyciężają. Chociaż powinny. Ale czasem walczą do końca – i to już jest bardzo dużo.

KLER

Reżyseria: Wojciech Smarzowski

Scenariusz: Wojciech Smarzowski, Wojciech Rzehak

Premiera: 28.09.2018 r.

Obsada:

Arkadiusz Jakubik, Robert Więckiewicz, Jacek Braciak, Janusz Gajos…

Więcej:

Strona „Kleru” na www.filmpolski.pl

Zwiastun:

Polka Dots w Teatrze Szczęście. Dobra energia retro piosenki [recenzja]

30 sierpnia po raz drugi w ogóle, a po raz pierwszy w Teatrze Szczęście, miałam okazję wziąć udział w koncercie nowiutkiego, dopiero co debiutującego zespołu grającego muzykę retro – fantastycznej grupy Polka Dots.

Przyznaję, bywam muzycznie kochliwa, aczkolwiek nie zawsze z tych pierwszych fascynacji wychodzi „coś więcej”. A tutaj zaiskrzyło, i to poważnie. Powody są co najmniej cztery: piękny głos Kasi Kostrzewskiej, klawisze Oli Bąk, perkusjonalia Andrija Vedomyra Volynko i kontrabas Wojtka Chlandy. A razem tworzą oni powód piąty – przyjemną dla ucha harmonię dźwięków, inspirowaną polską muzyką retro.

Zestroiła się ta muzyka z moimi własnymi inspiracjami dawną polską piosenką i moim zainteresowaniem latami 20. i 30. XX wieku. Bo też i znaczna część materiału, zaaranżowanego na nowo przez muzyków Polka Dots, pochodzi z klimatycznych lat 30., a najmłodszy utwór interpretowany przez zespół pamięta jeszcze czasy PRL. Urok dawnych piosenek uzupełniono własnym jazzowo-swingowymi fascynacjami członków grupy, tworząc zupełnie nowe wersje tych klasycznych, nieraz zapomnianych, polskich piosenek.

Poza przebojami jak „Ada, to nie wypada”, „Miłość ci wszystko wybaczy”, „Zakochani są wśród nas” itd., Polka Dots chce przywrócić pamięć o mniej znanych utworach. „Słońce w kapeluszu”, „Ju-bi-ju-ba”, trochę tang i standardów anglojęzycznych w polskiej wersji językowej – to wszystko tworzy niepowtarzalny klimat, jak z dawnego dansingu. Trudno usiedzieć w miejscu, gdy ze sceny płyną dźwięki wypełnione tak dobrą energię. Koncert był wspaniały i bardzo poprawił mi humor. Zresztą chyba nie tylko mnie, bo obserwując reakcje zgromadzonej publiczności odniosłam wrażenie, że także innych widzów poniósł nastrój chwili. Z przyjemnością będę wracać po więcej.

Jeśli macie ochotę na zabawę z muzyką w styku retro, polecam koncerty Polka Dots. Najbliższe już 9 września i 7 października 2018 roku o 19:00 w Teatrze Szczęście, oczywiście w Krakowie, przy ulicy Karmelickiej 3. Do zobaczenia!

Na zachętę mała próbka możliwości zespołu, w utworze „Ju-bi-ju-ba”, zarejestrowanym w czasie pierwszego wystąpienia Polka Dots.

„Zimna wojna” na dwa serca [recenzja]

Obejrzany 23.07.2018.

Filmów o systemie politycznym niszczącym jednostki było już sporo. Filmów o miłości jeszcze więcej. A mimo to „Zimna wojna” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego jest filmem wyjątkowym.

Bardzo byłam ciekawa tego filmu. Widziałam „Idę”, o której było głośno nie tylko w Polsce i choć film był dobry, nie rozumiałam szumu medialnego wokół niego. Agata Kulesza była znakomita, zdjęcia piękne, ale nie czułam, że patrzę na coś naprawdę wyjątkowego w świecie filmu. Mam wrażenie, że o „Zimnej wojnie” było u nas znacznie ciszej, na szczęście świat się zachwycił a potem te zachwyty dotarły i do naszego kraju (niemała w tym zasługa Karoliny Korwin-Piotrowskiej).

Oglądanie „Zimnej wojny” było jak oglądanie klasycznego, czarno-białego filmu. Kadry były przepiękne, muzyka stanowiła integralną część obrazu a całość chwilami wręcz zapierała dech. Napisy końcowe zostawiły widzów w sali kinowej pogrążonych w kompletnej ciszy. Przyznaję, że dawno nie czułam takiego uniesienia w kinie, choć zdarzało mi się to w teatrze.

Fabuła wydaje się banalna – miłość śpiewaczki z zespołu folkowego i dyrygenta z komunistycznej Polski, na tle zimnej wojny w Europie. Niemniej jednak nie jest to fabuła zła. Film śledziłam z zainteresowaniem. Wyjątkowości tej opowieści nadają jednak sami główni bohaterowie, interpretowani przez Joannę Kulig i Tomasza Kota – Zula i Wiktor. „Zimna wojna” jest wojną na dwa serca. Tomasz Kot to jeden z moich ulubionych aktorów filmowych. Również i tutaj podobała mi się jego kreacja artysty, uwikłanego w konflikt z systemem i samym sobą.

Do tej pory słabo znałam filmowe role Joanny Kulig. Chyba będę musiała nadrobić braki, bo postać Zuli w tym wykonaniu mnie przekonuje. Nawet bardzo. Nie wiem już sama, czy Zula jest bardziej urocza, czy bardziej przerażająca. Kiedy patrzyłam na Joannę Kulig w tej roli, nie mogłam pozbyć się skojarzenia z szekspirowską Ofelią. Co tu dużo mówić, Joanna Kulig jest w roli Zuli zjawiskowa.

Poza znakomitą obsadą, atutem filmu jest także ścieżka muzyczna, która mnie urzekła. Sceny rejestrujące występy filmowego Mazurka były przepiękne i sprawiły, że mam ochotę sięgnąć po tego typu muzykę. Równie fascynujące wydały mi się motywy jazzowe, w tym wspaniała interpretacja piosenki „Dwa serduszka, cztery oczy”, wykonanej przez Joannę Kulig, która była kanwą jednego z trailerów. Wciąż jeszcze ją nucę.

Zdania na temat „Zimnej wojny” są dość mocno podzielone, jeśli prześledzić komentarze dotyczące filmu. Dla mnie jest on jednym z najpiękniejszych obrazów filmowych, jakie miałam przyjemność zobaczyć. Jest w nim wszystko, co lubię w filmie: piękne zdjęcia, różnorodność emocjonalna, śmiech i płacz, świetne główne role i wspaniałe role drugoplanowe (Borys Szyc i Agata Kulesza byli cudowni) oraz epizodyczne (Adam Woronicz). A także piękne piosenki i historia, która ukazuje nam tło historyczne przez pryzmat życia jednostek. „Zimna wojna” to po prostu ładny, dobrze zrobiony film, do którego z chęcią jeszcze kiedyś wrócę.

ZIMNA WOJNA

Premiera: 08.06.2018

Reżyseria: Paweł Pawlikowski

Scenariusz: Paweł Pawlikowski, Janusz Głowacki

OBSADA:

Joanna Kulig – Zula Lichoń

Tomasz Kot – Wiktor Warski

Borys Szyc – Lech Kaczmarek

Agata Kulesza – Irena Bielecka

Więcej informacji na stronie filmu w portalu filmpolski.pl: ZIMNA WOJNA

TRAILER