O uświęcaniu środków: Król Lear, Teatr Stary [recenzja]

Pisane 27 maja 2015 roku.

Fot. Magda Hueckel (Źródło: Cyfrowe Muzeum Teatru Starego, www.cyfrowemuzeum.stary.pl)
Fot. Magda Hueckel (źródło: Cyfrowe Muzeum Teatru Starego, www.cyfrowemuzeum.stary.pl)

„Król Lear” w reżyserii Jana Klaty jest atrakcyjną wizualnie ilustracją tego, co można by nazwać „odczytaniem Szekspira na nowo” i dosyć ekstremalną interpretacją dzieła angielskiego dramaturga.

Zacznę od ogółu – mam wrażenie, że przeniesienie akcji w scenerię Watykanu mogło przyjść do głowy tylko Janowi Klacie. Bardzo się cieszę, że wreszcie mogłam zobaczyć jedną ze sztuk w jego opracowaniu (bo to zdecydowanie większy zasięg pracy, niż tylko reżyserska). Do tej pory widziałam tylko nagrania innych jego sztuk (w tym H. z Marcinem Czarnikiem w roli Hamleta – polecam). Nie mogę doczekać się kolejnych.

Klata wyciągnął esencję z szekspirowskiego dramatu i pokazał, że walka o władzę, układy i knowania są właściwe wszystkim środowiskom, które mają do czynienia z hierarchicznym układem społecznym. Gdzie trzeba – ręka rękę myje a gra toczy się według zasady „cel uświęca środki”. Wrzucając to w kontekst wizji scenicznej Jana Klaty – nawet i dosłownie.

Nazywanie „córkami” panów w sutannach może i wypadło dosyć groteskowo (pewnie tak miało być), ale w kontekście aluzji kościelnych – nie raziło zbytnio. Wszak i Kościół nazywany bywa Matką – choć „rodzicielską” rolę odgrywają w nim głównie mężczyźni. Grzebiąc głębiej, można by dotrzeć i do wątków genderowych, ale tam nie zamierzam się zapuszczać.

Dało się jednak zauważyć, że sztuka była przeznaczona przede wszystkim dla widzów, którzy znali oryginał. Tym bardziej się cieszę, że udało mi się wcześniej przeczytać tekst oryginalny (oczywiście go nie znałam – znowu działanie edukacyjne Starego). Jeśli zredukować odbiór do ogólnych przesłań – nieznający tekstu widz też raczej nie powinien mieć problemu z odczytaniem sztuki, ale na pewno umknęłoby mu to pasjonujące wyszukiwanie różnic między oryginałem a adaptacją.

Było o wrażeniach ogólnych, to teraz szczegóły – szalenie spodobała mi się postać Edmunda, grana przez Bartosza Bielenię. Ta jego delikatna, dziewczęca prawie uroda kontrastowała z czarnym charakterem bohatera. I ten dziki taniec – triumf? obłęd? Nie wiem, ale podziwiam, że udało mu się wykonać te wszystkie pląsy w sutannie.

Nie wnikając w nawiązania religijne, skupiając się na samej instytucji, zespół Starego Teatru spisał się wspaniale, tworząc sztukę z uniwersalnym, ponadczasowym przekazem, w nowoczesnej formie. No nic na to nie poradzę. Przemawia do mnie poetyka Teatru Starego. Widziałam tam już cztery sztuki w tym sezonie i żadnej z nich nie można określić jako „klasycznej”. A każda mnie zafascynowała. Wrócę po więcej.

KRÓL LEAR
Narodowy Teatr Stary im. Heleny Modrzejewskiej, ul. Jagiellońska 1
Premiera: 19.12.2014 r.

TEKST: William Shakespeare
REŻYSERIA, OPRACOWANIE TEKSTU, OPRACOWANIE MUZYCZNE: Jan Klata
SCENOGRAFIA, KOSTIUMY, REŻYSERIA ŚWIATEŁ: Justyna Łagowska
CHOREOGRAFIA: Maćko Prusak
PRZEKŁAD: Leon Ulrich
MUZYKA: James Leyeland Kirby (THE CARETAKER)
RUCH SCENICZNY: Maćko Prusak
ASYSTENTKA REŻYSERA: Iwona Gołębiowska
ASYSTENTKA SCENOGRAFA: Katarzyna Jeznach

OBSADA:
Edgar – Krzysztof Zawadzki
Edmund – Bartosz Bielenia
Gloucester – Roman Gancarczyk
Goneril – Jacek Romanowski
Kent – Jerzy Święch
Kordelia / Błazen – Jaśmina Polak
Lear – Jerzy Grałek
Oswald – Bogdan Brzyski
Regan – Mieczysław Grąbka

PS Obejrzane 23 maja 2015 r. dzięki uprzejmości Agaty i Karoliny, które wystały bilety za 250 groszy w powalającej kolejce, z okazji 250 lat teatru państwowego w Polsce.

TRAILER

PS 2 Niestety, Jerzy Grałek, tytułowy król, zmarł na początku bieżącego roku. Wielka szkoda. Tym bardziej cieszę się, że miałam okazję zobaczyć ten spektakl z nim w roli Leara.

Pan na nicości: Gyubal Wahazar, Teatr Stary [(nie)recenzja]

Pisane 12 maja 2015 roku.

Fotografia w zbiorach Teatru Starego (www.stary.pl)
Fotografia w zbiorach Teatru Starego (źródło: www.stary.pl)

Gyubal Wahazar – do niedawna nic mi te dwa słowa nie mówiły. Owszem, znałam sztuki Witkacego, ale o tej nigdy nie słyszałam, lub słyszałam na tyle mało, że szybko o niej zapomniałam.

Tymczasem Teatr Stary znowu mnie nie zawiódł. Znowu dzięki spektaklowi zaczęłam szukać informacji i czytać na dany temat. Tym razem postać centralna sztuki była postacią fikcyjną, więc moje poszukiwania skupiły się naturalnie na autorze tekstu pierwotnego. Witkiewicza znam głównie z tego, co z nim jest najczęściej kojarzone – portretów i sztuk. Teraz także postanowiłam zwrócić się do literatury podmiotu – co oznacza, że po prostu sięgnęłam po oryginalny tekst sztuki.

Uderzyły mnie dwie rzeczy: to, że tekst Witkiewicza jest rozpisany na wielu bohaterów, z rozbudowanymi i szczegółowymi didaskaliami, w których Witkacy wprost czasem pisze, że „tak ma być”; a w adaptacji skupiono się na kilku głównych postaciach i zlekceważono w zasadzie większość (jak nie wszystkie) wskazówek autora. A po drugie: to, że te zmiany okazały się być dobre, przynajmniej w moim odczuciu.

Co prawda spotkałam się w jednej z recenzji z krytyką, że w wersji Pawła Świątka sztuka straciła na znaczeniu, że nie pozostało nic poza pustą formą i ryczącym wściekle głównym bohaterem, ale pozwolę się sobie nie zgodzić z tą opinią. A poza tym – czy nie tego szukał Witkacy? Może to jest właśnie ta jego „Czysta Forma”? Pozbawiona zbędnych ozdobników, synteza świata realnego w świecie przedstawionym. Osobiście jestem zdania, że ta sztuka w tym właśnie kształcie jest idealnym odbiciem świata współczesnego, tyle, że w krzywym zwierciadle. Władza absolutna, władza Wahazara, jest zarazem łatwa do zdobycia, jak trudna do utrzymania. Ci, którzy mienili się przyjaciółmi, stają się wrogami, gdy wyczują w tym swoją korzyść, a prawdziwi przyjaciele zwykle są zbyt dobrzy, czyści duchowo, by zapewnić siłowe wsparcie. Wiele tutaj wątków współczesnej rzeczywistości: mechanizacja życia, nawiązania genderowe (w tym tajemnicze kobietony i mechaniczne matki), eksperymenty naukowe i medyczne, egoizm rządzących pod przykrywką misji zbawiania świata, związki religii z polityką i ich wzajemne wpływy…

Dobra, przyciągnęła mnie obsada, ale czy można było dobrać lepszą? Marcin Czarnik, Krzysztof Zawadzki, Adam Nawojczyk, Ewa Kolasińska… Będę powtarzać do znudzenia – Teatr Stary ma znakomity zespół aktorski. Jestem zbiorowo zakochana.

Postanowiłam jednak, że w tym tekście popłynę nurtem skojarzeń. Po pierwsze – scenografia ze szklanymi taflami, kapsułą, w której przebywał Gyubal, mrugającymi ekranami, światłami, w pierwszej chwili skojarzyła mi się z filmem Seksmisja. Też przedstawiała świat z przyszłości, ludzi w kombinezonach, z narzuconymi odgórnie rolami psychospołecznymi, podlegający nieokreślonej sile wyższej, z kobietą w centrum zainteresowania. I to przerysowanie rzeczywistości odbitej w krzywym zwierciadle z jednej strony: teatru, z drugiej: filmu. Co prawda inne były założenia twórców tych przedsięwzięć, ale i w jednym, i w drugim znajdziemy czysty komizm i zakończenie przewracające zastany porządek świata do góry nogami.

Drugie moje skojarzenie to Autoportret Witkacego z repertuaru Jacka Kaczmarskiego i Przemysława Gintrowskiego. Ten S.I. Witkiewicz mógłby być w zasadzie Gyubalem Wahazarem – z podkreślaniem swojej odrębności, wyjątkowości, samotności wobec świata, pogardy (nie wiem czy to dobre słowo) dla masy tworzącej społeczeństwo konformistów. Gyubalem, który mógłby „się skazać na śmierć”, jeśli „przyjdzie mu ochota” i takim, który widzi „kształt rzeczy w ich sensie istotnym”, co czyni go „wielkim oraz jednokrotnym”. Nie posądzam Witkacego o skłonność do mordowania w imię własnych „widzimusiów” czy innych kaprysów, ale w tym Witkacym z piosenki Kaczmarskiego jest sporo Gyubala, i na odwrót. Łączy ich również ukrywany przed światem strach przed przegraną, w jakiej by ona formie nie była, choćby przed czymś tak ostatecznym, jak śmierć.

Trzecie skojarzenie, a raczej grupa skojarzeń, to już wynik mojego długotrwałego zainteresowania światem kabaretu i okolic. Bardzo luźny ciąg obrazków, które mój umysł wyświetlał mi w związku z różnymi epizodami rozgrywającymi się na scenie. Nawet wszystkich nie pamiętam, ale najsilniej wdarło się we mnie przekonanie, że w takiej scenerii, jak ta zaproponowana przez autora scenografii, świetnie czułaby się Sekcja Muzyczna Kołłątajowskiej Kuźni Prawdziwych Mężczyzn z Olą w wersji ULTRA. Pewnie i część kostiumów by się sprawdziła.

Poza tym pojawiły się skojarzenia z epizodami mojego prywatnego życia, czego już oczywiście nie upublicznię, ale cieszę się, że zachodzą takie interakcje między moim życiem a sztuką, nie tylko tą konkretną, ale sztuką w ogóle. Chyba tak powinno być.

Podsumowując – polecam. I to bez względu na wiek. Przede mną siedział starszy pan, który bawił się nie gorzej niż ja, uznając za zabawne podobne momenty. I nie, nie jest to komedia, ale jak w życiu – nie brakowało tam powodów do uśmiechu. A – i nie byłabym sobą, gdybym pań nie zachęciła do obejrzenia Gyubala Wahazara z powodów estetycznych. Warto!

GYUBAL WAHAZAR wg Witkacego
Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej, ul. Jagiellońska 1
Premiera: 28.02.2015 r.
Obejrzany: 09.05.2015 r.

REŻYSERIA: Paweł Świątek
SCENOGRAFIA: Marcin Chlanda
KOSTIUMY: Konrad Parol
CHOREOGRAFIA: Dominika Knapik

OBSADA:
Baba / Kobieton – Paulina Puślednik
Gyubal Wahazar – Marcin Czarnik
Lubrica – Iwona Budner
Morbidetto – Małgorzata Zawadzka
O. Unguenty – Adam Nawojczyk
Rypmann – Krzysztof Zawadzki
Scabrosa – Małgorzata Gałkowska
Świntusia – Ewa Kolasińska

TRAILER

 

Otwieram nawias na teksty

Sergey Zolkin, Maszyna do pisania
Fot. Sergey Zolkin (źródło: unsplash.com)

Otwieram nowy rozdział i, jak to mówią Francuzi, przewracam stronę. Zwłaszcza, że akcja tej powieści zaczęła mnie wciągać. Od kilku lat nieuchronnie podążam ścieżką wyznaczaną przez literki, które składam pieczołowicie we własne teksty.

Nawias Otwarty to blog, na którym znajdziecie moje recenzje z obejrzanych spektakli i koncertów, filmów, czy przeczytanych książek, i artykuły krążące wokół tej tematyki. Czasem opiszę moje potyczki ze słowem (wkrótce planuję artykuł o tym, jak zapoznałam się z panem Bruant), albo projekt, nad którym pracuję. Być może pojawią się również wpisy o ludziach, których działania uważam za inspirujące.

Sporadycznie mogą ukazywać się wpisy około kabaretowe, ale w tej dziedzinie mam już gdzie się wyżywać, więc jeśli interesuje Was ta tematyka – zapraszam na współprowadzony przeze mnie blog o kabarecie krakowskim, Verbum Na Polu.

Poza wpisami para-publicystycznymi, tekstami krytycznymi itp. być może podzielę się z Wami próbkami prozy literackiej: opowiadaniami, czy też impresjami, a może i zabawami z poezją. Czas pokaże. (Albo pokarze.)

Zapraszam do zwiedzania mojej nowej strony. I oczywiście do lektury.

Do przeczytania!

PS Składam głęboki ukłon dziękczynny Mateuszowi Świstakowi, który popełnił dla mnie logo.