Popołudniowa przejażdżka z Januszem Radkiem [recenzja / refleksja]

Obejrzane 27 listopada 2016 roku.

 janusz-radek_popoludniowe-przejazdzki

Janusza Radka słucham od ponad dziesięciu lat, co oznacza, że przez tę dekadę miałam przyjemność obserwować jego rozwój artystyczny. Obecnie artysta jest w szczytowej formie, co udowadniają jego ostatnie recitale, działania promocyjne i plany. 27 listopada osobiście przekonałam się, że trasa, którą Janusz Radek wybrał, by przedzierać się przez świat sceny muzycznej, jest idealna nie tylko na „Popołudniowe przejażdżki”, ale i na spacer z koleżanką. Na przykład z Haliną.

 

Czekam wytrwale

Dawno, dawno temu, gdy jeszcze studia rysowały przede mną świetlane perspektywy, a ja odkrywałam Kraków po zmroku, moje spotkania z twórczością Janusza Radka były częste i regularne. To był czas „Królowej Nocy”, „Serwus Madonna”, „La Dolce NRD”, „Dziękuję za miłość” i wreszcie  „Domu za miastem”. Pójście na któryś z tych recitali raz w miesiącu był normą.

Od kilku lat ta częstotliwość znaczcie się u mnie zmniejszyła, co nie znaczy, że nie wypatruję cierpliwie kolejnych, krakowskich dat. Niemniej jednak poprzedni recital, „Poświatowska / Radek”, widziałam mniej więcej przed rokiem. Już wiosną rozglądałam się łapczywie za kolejnymi datami, gdy nagle pojawił się w repertuarze listopadowy koncert pod hasłem „Popołudniowe przejażdżki”. Zanim zdążyłam kupić bilet, zostałam nim obdarowana przez  moje dwie wspaniałe przyjaciółki z bloga Verbum Na Polu, Anetę i Agatę. Dziękuję, nie mogłyście trafić lepiej!

Od tej chwili z utęsknieniem wyczekiwałam planowanego koncertu. Było to wyjątkowo długie miesiące oczekiwania, nagrodzonego wspaniałym koncertem, który odbył się w zeszłą niedzielę. Na szczęście w mojej kolekcji płyt znajdują się wszystkie nagrania Janusza Radka, więc miałam czym sycić się w tej poczekalni emocjonalnej. Dodatkowo pojawiły się jeszcze tzw. Domówki, które artysta wprowadził na swoim fan page’u facebookowym, a które są naprawdę wspaniałą formą obcowania z fanami. Ten wątek jeszcze rozwinę, bo jest tego warty. W tej chwili przejdę od razu do moich wrażeń koncertowych i pokoncertowych.

Czucie

Chciałabym zaznaczyć, że chociaż uważam głos Janusza Radka za zjawiskowy, przesycony emocjami i wspaniale oddający niuanse interpretacyjne, to nie wszystkie formy jego zastosowania przypadały mi do gustu w stu procentach. I tak, niektóre utwory w playerze najczęściej pomijałam, inne drażniły mnie ilością zastosowanej elektroniki. Czasem nie do końca przemawiał do mnie tekst. Bywa. Otóż stwierdzam, że dopiero gdy usłyszałam część z tych piosenek na żywo, dokładnie teraz, w tym wydaniu koncertowym, mój stosunek do nich gwałtownie się zmienił. Tak było z utworem „Dobro”, którego nigdy zbytnio nie lubiłam, a ostatnio bardzo spodobała mi się jego koncertowa wersja. Ale to już część druga wieczoru.

Wspominam jednak o moim stosunku do twórczości Janusza Radka w tym miejscu, bo także wobec ostatniej płyty, „Popołudniowe przejażdżki”, bohaterki wieczoru, miałam mieszane odczucia. Przynajmniej po pierwszym jej odsłuchaniu. Z czasem, gdy osłuchałam się z tym brzmieniem, mocnym, nasyconym rytmem, z tekstami idealnie w ten rytm wpasowanymi, moje odczuwanie tej płyty odwróciło się o 180 stopni. Teraz myślę, że to jest naprawdę świetny materiał. Jego wydanie koncertowe potwierdza to idealnie.

Kiedy słuchając muzyki zamykam oczy  i czuję przebiegający po plecach dreszcz, wiem, że słucham czegoś naprawdę dobrego. W czasie tego koncertu musiałam pilnować się, by nie opuszczać powiek zbyt często. W końcu przecież chciałam też chłonąć wrażenia wizualne. Gdy artysta potrafi wytworzyć na scenie atmosferę współodczuwania z publicznością, wspólnej zabawy, wzruszenia, wspólnego przeżywania, wtedy widz nie jest w stanie odmówić mu współudziału w wieczorze. Janusz Radek i jego zespół porwali ten, na oko, tysięczny tłum w Auditorium Maximum.

Ja poczułam się zaproszona i z tego zaproszenia z radością skorzystałam. Odkrywałam kolejne piosenkowe światy, w których manekiny ożywały, samochody reagowały na dotyk jak żywe istoty, chwile składały się w kolaż emocji, tęsknota mieszała się z nadzieją, lokomotywy wiozły miłość. A wszystko to wybrzmiało w muzyce i tekstach, czasem zabawnych a czasem wzruszających. Ujrzałam płytę z tym materiałem w zupełnie inny sposób. Dopiero teraz w pełni zrozumiałam, jak dobre są te utwory, jak są jednocześnie proste i bogate. Teksty napisane niemal potocznym językiem, zaadaptowanym do piosenek, operujące interesującymi metaforami, sięgającymi do codzienności. Bardzo współczesne, bardzo osobiste i równocześnie uniwersalne. Tak mogłaby dziś pisać Halina Poświatowska. Ze względu na to nieoczekiwane podobieństwo stylu „Popołudniowe przejażdżki” stanowią pewne dopełnienie recitalu „Poświatowska / Radek”, zwłaszcza w świetle dalszej części wieczoru.

Zostawcie chwile

W drugiej części koncertu Janusz Radek i jego znakomity zespół zaprezentowali piosenki, które fani artysty mogli usłyszeć na wspomnianych wcześniej Domówkach.

Tutaj pokuszę się znów o małą dygresję, bo ta forma interakcji z fanami warta jest szerszego opisania. Janusz Radek wykorzystuje możliwość przeprowadzania transmisji na żywo na swoim profilu facebookwym do kreatywnego przebywania z miłośnikami jego twórczości w czasie domowych prób, które nazywa Domówkami. Dodatkowo każde z tych spotkań można później odtworzyć wielokrotnie. To cudowne, że technologia pozwala nam zachować te chwile na dłużej nie tylko w naszej ulotnej pamięci. W podobny sposób transmitowane są także fragmenty koncertów artysty, także z tego wieczoru, w którym miałam przyjemność brać udział.

Każde z takich spotkań ma przynajmniej kilkuset widzów, którzy mogą na bieżąco komentować to, co widzą i słyszą. Janusz Radek oczywiście często reaguje na te komentarze, a dowodem na to jest chociażby piosenka „Szczęście”, która powstała z inspiracji jednym z takich komentarzy. Obserwowałam powstawanie tego utworu i czuję się, jakbym została dopuszczona do pracowni alchemika. To niezwykłe, móc śledzić proces powstawania takiego utworu od pomysłu do realizacji na scenie.

Bo w czasie niedzielnego spotkania usłyszałam ten utwór na żywo. Ten i wiele innych, które powstawały na oczach moich i pozostałych „domówkowiczów”. Wśród nich znalazł się także duet z Zuzanną Radek, którą to piosenkę artysta napisał specjalnie dla córki. Jest to piosenka z gatunku tych, co to uczepiają się na długo, domagając się ciągłego podśpiewywania.

Wiele takich utworów pojawiło się w Auditorium Maximum. To również zasługa wspaniałego zespołu. Janusz Radek zawsze starannie dobiera oprawę muzyczną. Między nim i jego muzykami wyczuwalna jest pewna symbioza, chemia. Pełne porozumienie.

Było też kilka piosenek z tekstami Haliny Poświatowskiej. Także tych już klasycznych. Zachwyciły mnie nowe wersje „Kiedy u… kochanie” i „Czekam wytrwale”, choć już od dawna uważam te utwory za jedne z najpiękniejszych w repertuarze wokalisty. Jak nikt inny rozumie poezję Poświatowskiej i przekłada ją na język współczesnego świata.

Kim ty jesteś dla mnie

Z tą częścią wieczoru związane są także plany wydawnicze Janusza Radka na nowy rok. W 2017 roku artysta planuje wydanie płyty CD z piosenkami opartymi na twórczości Haliny Poświatowskiej, które od dawna kolekcjonuje w recitalu „Poświatowska / Radek” i ćwiczy na Domówkach. Niedawno została uruchomiona strona „Kim ty jesteś dla mnie”, na której można zapisać się na subskrypcję newslettera, dotyczącą tego materiału. Polecam serdecznie, dzięki temu doświadczycie zupełnie wyjątkowego kontaktu z artystą i będziecie mieć realny wpływ na kształt planowanej płyty.

Projekt wydaje się być ważny dla Janusza Radka, bo w czasie krakowskiego koncertu opowiadał o nim dużo i z odczuwalną pasją. To zaangażowanie w twórczość, w chęć dzielenia się ze światem swoim odczuwaniem, wytworzyło niepowtarzalną atmosferę, pełną dobrej energii. Takie wieczory pozwalają zapomnieć o wszystkim, zanurzyć się na dwie godziny w zupełnie inny, piękny świat, którego granice określa zetknięcie wrażliwości artysty z wrażliwością widza.

Janusz Radek od lat kształtuje moją wrażliwość. Poprzez swoją twórczość ma realny wpływ na kształtowanie się mojego odczuwania świata, poszerzania mojego gustu muzycznego o nowe brzmienia, o nowe podejścia do muzyki i tekstu. To na pewno wpływa też na mnie jako osobę piszącą własne teksty, zmienia mój sposób myślenia o piosence.

Przede wszystkim  jednak Janusz Radek od lat dostarcza mi silne emocje i radość z odczuwania muzyki jak najpełniej tylko potrafię. Ostatni koncert przypomniał mi, jak tęsknię do muzyki granej na żywo, do tego przebywania tu i teraz w koncertowej rzeczywistości, chłonięcia wrażeń. I za te wrażenia Januszowi Radkowi należą się podziękowania. Dziękuję za piękne współodczuwanie.

Łąka Cafe, odc. 19: Najmodniejsze w każdym sezonie [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU

Stefan czuł się osamotniony z powodu tęsknoty za rodziną, o której przypomniały rozmowy mrówek. Pogawędka z Klarą sprawiła jednak, że uświadomił sobie, jak bliscy są mu jego łąkowi przyjaciele z Wrzosowego Wzgórza.

 lakowyserial_19

 ŁĄKA CAFE

ODC. 19: Najmodniejsze w każdym sezonie

 

Stefania od kilku dni pracowała nad tyloma różnymi sprawami, że prawie nie miała czasu dla Stefana. Ledwie kilka chwil o poranku. „Dobre i to” – myślał Stefan i nie narzekał, choć szalenie go intrygowało, co zajmuje ślimaczycy dosłownie każdą chwilę w ciągu dnia.

– Ona po prostu chciała sprowadzić do nas taką grupę owadów, które zajmują się rozśmieszaniem – powiedziała Klara, gdy ślimak zwierzył jej się ze swoich przemyśleń. – A nigdy wcześniej tego nie robiła, więc potrzebuje więcej czasu, żeby się przygotować.

– Rozśmieszaniem? – zdziwił się Stefan. – Przecież potrafimy się sami śmiać.

– No ale przyznasz Stefciu, że ostatnio mieliśmy kilka ponurych momentów – westchnęła kawka. – A teraz przepraszam cię, ale muszę pędzić!

– Ty też? Czy już nikt nie ma czasu na rozmowę? – zapytał ślimak z nutką rozczarowania w głosie.

– Wybacz, ale obiecałam Stefanii, że pomogę jej przy organizacji kilku imprez, żeby ona mogła skupić się na tamtym.

– Czyli to nie wszystko?

– Oczywiście, że nie. Obecnie pracuję nad pokazem mody  Eustachego.

– Eeee… – Stefan próbował wymyślić jakąś sensowną odpowiedź na tę rewelację, ale udało mu się jedynie powtórzyć „Eeee…”. Motyl o artystycznych ambicjach wciąż go zaskakiwał.

– No tak, tak, wiem, co powiesz. Eustachy jest trudny we współpracy  – ciągnęła kawka.

– Eeee… – ślimak miał wrażenie, że to najlepiej oddaje jego konsternację.

– No masz absolutną rację. Ale dlatego sama zaproponowałam Stefanii pomoc – kontynuowała Klara, coraz szybciej i szybciej, oddalając się od Stefana w inny punkt sali. – Nie masz pojęcia jak trudno ustalić z nim terminy. A tamci od rozśmieszania to dopiero mają napięty grafik!

– Eeee… – powiedział Stefan i wreszcie zamknął usta. – No to… powodzenia? – dorzucił niepewnie i patrzył tylko, jak Klara macha skrzydełkiem i pogrąża się w swoich zajęciach. Ślimak podpełzł do Stenii i poprosił ją o małą kawę.

– No widzisz, Stefciu. Tak to jest, gdy masz przyjaciół z pasją. Musisz się z tym pogodzić. Sam się nieraz pogrążasz godzinami w sprawach Łąki – powiedziała biedronka podając mu napój.

– No tak… Tak. Masz rację Steniu. Ale jeszcze nigdy obie nie były tak czymś pochłonięte.

– Zapowiadają się zatem nieziemskie imprezy – biedronka puściła do niego oko i zajęła się parą żuków przy barze.

Kiedy Stefan zjawił się w kawiarni dwa dni później, wpadł w sam środek nerwowej atmosfery.

– Co się dzieje? – zapytał Stenii, patrząc, jak Klara i Stefania dyskutują spanikowane.

– Nie uwierzysz! – Stenia wyszczerzyła się w uśmiechu i opowiedziała mu, jak kawka i ślimaczyca ustawiły jedyne możliwe terminy swoich podopiecznych na dokładnie ten sam dzień. I obecnie próbują wymyślić sposób, jak pogodzić występ duetu Giez Rozweselający z pokazem naszyjników i szali Eustachego.

– Wiesz co Steniu? To ja może wrócę później – powiedział ślimak, zerkając niepewnie w stronę coraz głośniejszych pań. Po czym nie zważając na rozbawiony chichot Stenii wymknął się z lokalu i choć pogoda nie zachęcała, udał się na długi spacer do pobliskiego parku.

Gdy wrócił, Stefania i Klara były już spokojne a nawet uśmiechnięte popijały soczek. Ślimak uznał, że problem został rozwiązany. Niestety, żadna z nich nie chciała zdradzić mu szczegółów, więc musiał czekać aż do dnia występu, by dowiedzieć się, co ustaliły, że wprawiło je to w tak dobry humor.

Okazało się, że zorganizowana przez nie impreza, „Najmodniejsze w każdym sezonie”, łączyła pokaz  mody z występem Gza Rozweselającego. Oczywiście, duet ten tworzyły żuki (Stefana przestała już dziwić obecność sporej grupy żuków w przeróżnych przedsięwzięciach scenicznych), Mario i Adrian, które zgodziły się poprowadzić pokaz mody Eustachego a następnie wystąpić, jako zwieńczenie wieczoru, w jego rzeczach.

– Jesteście genialne! – stwierdził Stefan, gdy Stefania i Klara przyglądały się z zadowoleniem stworzonej przez siebie imprezie. Powietrze przecinały salwy śmiechu zgromadzonych gości, gdy na estradzie dwa pokaźne żuki paradowały w zwiewnych szalach z kolekcji Eustachego.

– Dzięki! – rozpromieniła się ślimaczyca. – I już będę mieć dla ciebie czas, Stefanku – Stefania zatrzepotała rzęsami a Stefan poczuł, jak rozpływa się z radości.

– Ale jak na to wpadłyście? – zapytał ślimak. Był dumny ze swoich przyjaciółek. Zawsze był. Ale czasami bardziej. O dziwo, poczuł, że teraz nie musi sam nad wszystkim czuwać i to mu się spodobało.

– Po prostu doszłyśmy do wniosku, że poczucie humoru będzie zawsze najmodniejsze i szkoda by było tego faktu nie wykorzystać – powiedziała Klara.

– Może być – mruknął motyl Eustachy, przysłuchujący im się w kącie sali.

W NASTĘPNYM ODCINKU

Stefan zaczyna się zastanawiać, czym jest szczęście. Czy on sam czuje się szczęśliwy? Jak pomóc innym zbudować ich własne szczęście? I czy Stefania lubi być szczęśliwa z nim?

POPRZEDNIE ODCINKI

Kosmiczny Gombrowicz Garbaczewskiego: „Kosmos” w Teatrze Starym [recenzja]

Obejrzany 22 listopada 2016 r.

kosmos

Lubię stylistykę pisarstwa Gombrowicza, choć przyznaję, że moja znajomość jego twórczości ogranicza się do szkolnego kanonu lektur. Kosmosu jak dotąd nie czytałam, natomiast na pewno ten brak nadrobię po obejrzeniu spektaklu w Starym Teatrze.

Witold, w wizji Krzysztofa Garbaczewskiego na scenie ożywiony przez Jaśminę Polak, zdaje się prowadzić widza w głąb swojej podświadomości. Wizyta w Zakopanem staje się serią wspomnień, snów, reminiscencji pragnień. Jest produktem hipnotycznego transu, opowiada o świecie tu i teraz, z powracającym jak refren pytaniem: „Czego ja chcę?”.

To zagubienie głównego bohatera, czy też w tym przypadku, bohaterki, w kosmicznej scenerii umysłu może dotyczyć każdego z nas. „Kosmos to ja” – tak można by podsumować tę gmatwaninę uczuć, przeczuć i interpretacji.

Przedstawiona w spektaklu rodzina gospodarzy przywodzi mi na myśl rodzinę Adamsów – pełną mrocznych sekretów, której istnienie na świecie jest niemal groteskowe, trudne do wyobrażenia. Działania członków rodziny ocierają się o czarny humor i obsceniczność.

Umieszczenie całości wśród elementów scenograficznych przywołujących kosmiczną przestrzeń, gwiezdną galaktykę, skojarzyło mi się z Płatonowem Bogołomowa. Podobnie zresztą jak zamiana płci bohaterów opowieści. Tu ponownie Jaśmina Polak gra postać, która w oryginale powstała w formie męskiej. Garbaczewski poszedł jednak dalej i uczynił Witolda kobietą także w sferze językowej. Jaśmina Polak wywiązała się z zadania znakomicie.

Prawdę mówiąc nie wiem, jak podsumować swój odbiór tego spektaklu. Przez cały czas jego trwania towarzyszyło mi uczucie zdumienia, czasem rozbawienia, kilka momentów wywołało mój zachwyt. Z pewnością na uwagę zasługuje epizodyczna rola wróbla, w stosunku do pozostałych niewielka, ornamentyczna wręcz, ale wydaje się, że niezbędna, jak rola powracającego w romantycznej balladzie ducha.

Im dłużej myślę o tym spektaklu, tym bardziej się do niego przekonuję. Z pewnością nie pozwala o sobie zbyt szybko zapomnieć. Teatrze Stary, czym mnie jeszcze zadziwisz?

O SPEKTAKLU

KOSMOS

Witold Gombrowicz

Reżyseria i opracowanie dramaturgiczne: Krzysztof Garbaczewski

Premiera: 19.11.2016 r., Scena Kameralna Teatru Starego, ul. Starowiślna 21

Muzyka: Jan Duszyński

Inspicjent/sufler/asystent reżysera: Zbigniew S. Kaleta

Video: Robert Mleczko

Reżyseria światła: Bartosz Nalazek

Choreografia: Izabela Szostak

II asystent reżysera (WRD PWST): Wiktor Bagiński

Scenografia: Aleksandra Wasilkowska

Kostiumy: Svenja Gassen

 

Obsada:

Roman Gancarczyk

Paweł Kruszelnicki

Jaśmina Polak

Marta Ścisłowicz

Maciej Charyton

Błażej Peszek

** Małgorzata Gorol – gościnnie / Natan Berkowicz (22, 23 XI)

** – rola dublowana