Pan na nicości: Gyubal Wahazar, Teatr Stary [(nie)recenzja]

Pisane 12 maja 2015 roku.

Fotografia w zbiorach Teatru Starego (www.stary.pl)
Fotografia w zbiorach Teatru Starego (źródło: www.stary.pl)

Gyubal Wahazar – do niedawna nic mi te dwa słowa nie mówiły. Owszem, znałam sztuki Witkacego, ale o tej nigdy nie słyszałam, lub słyszałam na tyle mało, że szybko o niej zapomniałam.

Tymczasem Teatr Stary znowu mnie nie zawiódł. Znowu dzięki spektaklowi zaczęłam szukać informacji i czytać na dany temat. Tym razem postać centralna sztuki była postacią fikcyjną, więc moje poszukiwania skupiły się naturalnie na autorze tekstu pierwotnego. Witkiewicza znam głównie z tego, co z nim jest najczęściej kojarzone – portretów i sztuk. Teraz także postanowiłam zwrócić się do literatury podmiotu – co oznacza, że po prostu sięgnęłam po oryginalny tekst sztuki.

Uderzyły mnie dwie rzeczy: to, że tekst Witkiewicza jest rozpisany na wielu bohaterów, z rozbudowanymi i szczegółowymi didaskaliami, w których Witkacy wprost czasem pisze, że „tak ma być”; a w adaptacji skupiono się na kilku głównych postaciach i zlekceważono w zasadzie większość (jak nie wszystkie) wskazówek autora. A po drugie: to, że te zmiany okazały się być dobre, przynajmniej w moim odczuciu.

Co prawda spotkałam się w jednej z recenzji z krytyką, że w wersji Pawła Świątka sztuka straciła na znaczeniu, że nie pozostało nic poza pustą formą i ryczącym wściekle głównym bohaterem, ale pozwolę się sobie nie zgodzić z tą opinią. A poza tym – czy nie tego szukał Witkacy? Może to jest właśnie ta jego „Czysta Forma”? Pozbawiona zbędnych ozdobników, synteza świata realnego w świecie przedstawionym. Osobiście jestem zdania, że ta sztuka w tym właśnie kształcie jest idealnym odbiciem świata współczesnego, tyle, że w krzywym zwierciadle. Władza absolutna, władza Wahazara, jest zarazem łatwa do zdobycia, jak trudna do utrzymania. Ci, którzy mienili się przyjaciółmi, stają się wrogami, gdy wyczują w tym swoją korzyść, a prawdziwi przyjaciele zwykle są zbyt dobrzy, czyści duchowo, by zapewnić siłowe wsparcie. Wiele tutaj wątków współczesnej rzeczywistości: mechanizacja życia, nawiązania genderowe (w tym tajemnicze kobietony i mechaniczne matki), eksperymenty naukowe i medyczne, egoizm rządzących pod przykrywką misji zbawiania świata, związki religii z polityką i ich wzajemne wpływy…

Dobra, przyciągnęła mnie obsada, ale czy można było dobrać lepszą? Marcin Czarnik, Krzysztof Zawadzki, Adam Nawojczyk, Ewa Kolasińska… Będę powtarzać do znudzenia – Teatr Stary ma znakomity zespół aktorski. Jestem zbiorowo zakochana.

Postanowiłam jednak, że w tym tekście popłynę nurtem skojarzeń. Po pierwsze – scenografia ze szklanymi taflami, kapsułą, w której przebywał Gyubal, mrugającymi ekranami, światłami, w pierwszej chwili skojarzyła mi się z filmem Seksmisja. Też przedstawiała świat z przyszłości, ludzi w kombinezonach, z narzuconymi odgórnie rolami psychospołecznymi, podlegający nieokreślonej sile wyższej, z kobietą w centrum zainteresowania. I to przerysowanie rzeczywistości odbitej w krzywym zwierciadle z jednej strony: teatru, z drugiej: filmu. Co prawda inne były założenia twórców tych przedsięwzięć, ale i w jednym, i w drugim znajdziemy czysty komizm i zakończenie przewracające zastany porządek świata do góry nogami.

Drugie moje skojarzenie to Autoportret Witkacego z repertuaru Jacka Kaczmarskiego i Przemysława Gintrowskiego. Ten S.I. Witkiewicz mógłby być w zasadzie Gyubalem Wahazarem – z podkreślaniem swojej odrębności, wyjątkowości, samotności wobec świata, pogardy (nie wiem czy to dobre słowo) dla masy tworzącej społeczeństwo konformistów. Gyubalem, który mógłby „się skazać na śmierć”, jeśli „przyjdzie mu ochota” i takim, który widzi „kształt rzeczy w ich sensie istotnym”, co czyni go „wielkim oraz jednokrotnym”. Nie posądzam Witkacego o skłonność do mordowania w imię własnych „widzimusiów” czy innych kaprysów, ale w tym Witkacym z piosenki Kaczmarskiego jest sporo Gyubala, i na odwrót. Łączy ich również ukrywany przed światem strach przed przegraną, w jakiej by ona formie nie była, choćby przed czymś tak ostatecznym, jak śmierć.

Trzecie skojarzenie, a raczej grupa skojarzeń, to już wynik mojego długotrwałego zainteresowania światem kabaretu i okolic. Bardzo luźny ciąg obrazków, które mój umysł wyświetlał mi w związku z różnymi epizodami rozgrywającymi się na scenie. Nawet wszystkich nie pamiętam, ale najsilniej wdarło się we mnie przekonanie, że w takiej scenerii, jak ta zaproponowana przez autora scenografii, świetnie czułaby się Sekcja Muzyczna Kołłątajowskiej Kuźni Prawdziwych Mężczyzn z Olą w wersji ULTRA. Pewnie i część kostiumów by się sprawdziła.

Poza tym pojawiły się skojarzenia z epizodami mojego prywatnego życia, czego już oczywiście nie upublicznię, ale cieszę się, że zachodzą takie interakcje między moim życiem a sztuką, nie tylko tą konkretną, ale sztuką w ogóle. Chyba tak powinno być.

Podsumowując – polecam. I to bez względu na wiek. Przede mną siedział starszy pan, który bawił się nie gorzej niż ja, uznając za zabawne podobne momenty. I nie, nie jest to komedia, ale jak w życiu – nie brakowało tam powodów do uśmiechu. A – i nie byłabym sobą, gdybym pań nie zachęciła do obejrzenia Gyubala Wahazara z powodów estetycznych. Warto!

GYUBAL WAHAZAR wg Witkacego
Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej, ul. Jagiellońska 1
Premiera: 28.02.2015 r.
Obejrzany: 09.05.2015 r.

REŻYSERIA: Paweł Świątek
SCENOGRAFIA: Marcin Chlanda
KOSTIUMY: Konrad Parol
CHOREOGRAFIA: Dominika Knapik

OBSADA:
Baba / Kobieton – Paulina Puślednik
Gyubal Wahazar – Marcin Czarnik
Lubrica – Iwona Budner
Morbidetto – Małgorzata Zawadzka
O. Unguenty – Adam Nawojczyk
Rypmann – Krzysztof Zawadzki
Scabrosa – Małgorzata Gałkowska
Świntusia – Ewa Kolasińska

TRAILER