Matki, żony i aktorki. O książce „Aktorki. Portrety” Łukasza Maciejewskiego

Łukasz Maciejewski, Aktorki. Portrety, wyd. Znak Litera Nova, Kraków 2015.

 aktorki

 

Ta książka miała być moją ostatnią przeczytaną w 2016 roku. Przewrotny los sprawił jednak, że to z nią zaczęłam swój czytelniczy rok 2017. I to jest bardzo dobry początek.

 

Łukasz Maciejewski zebrał tytułowe portrety aktorek, złożone z ich wypowiedzi, swoich wrażeń, młodzieńczych fascynacji i rozmów z czternastoma damami teatru i kina. Na okładce widzimy lekko zarysowaną fleszami aparatów sylwetkę tajemniczej kobiety. Aktorki. Karty książki wypełniają ją konkretnymi rysami, dodając jej wiele osobistych szczegółów i nie odzierając z tej tajemniczości.

Przyznaję, że po książkę sięgnęłam skuszona trzema nazwiskami: Krystyny Jandy, Anny Radwan, Doroty Segdy. Nie ujmując nic pozostałym bohaterkom zbioru, te trzy artystki są mi najbliższe: ekspresją, rolami, które mogłam zobaczyć, i emanującą z nich siłą przyciągania. Książkę czytałam jednak „po bożemu”, nie skacząc z rozdziału do rozdziału, od nazwiska, do nazwiska. Nie było to zbyt trudne, bo każda z opisanych artystek ma wiele do opowiedzenia. Poza wymienionymi wyżej aktorkami, sportretowane słowem zostały: Jadwiga Barańska, Iga Cembrzyńska, Bożena Dykiel, Jolanta Fraszyńska, Maja Komorowska, Emilia Krakowska, Grażyna Szapołowska, Marzena Trybała, Małgorzata Zajączkowska, Magdalena Zawadzka, Joanna Żółkowska.

Bije z tych historii radość i optymizm, choć nie brakuje w nich zwykłych, ludzkich smutków i problemów. Przewijają się jak na starej, filmowej taśmie, wspomnienia z planów i scen, podróże, gale, spektakle. Migawki z wojny, młodości, komuny, ze Stanów, sprzed kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu lat. Pojawiają się postaci z filmów i sztuk. Nazwiska reżyserów, profesorów, aktorów. Również zagranicznych.

A wszystko to wyłania się w przyjacielskich pogawędkach. Jest w tych rozmowach, w tych zapiskach dużo ciepła. Wyczuwa się wzajemną sympatię rozmówców. Nie ma tutaj fałszywej skromności, mydlenia oczu, historyjek o niczym. Jest za to spora doza autentyzmu. Autor tego zbioru z pewnością posiadł dar pięknej konwersacji. I portretowania słowami.

Kiedy czyta się te krótkie opowieści o życiu i bajce, można usłyszeć głosy. Te konkretne   timbry. Ja słyszę je bardzo wyraźnie. Janda w Boskiej! i piosenkach Osieckiej. Radwan w monologu z Bitwy Warszawskiej 1920, Segda jako Barbara Niechcic w nie-boskiej komedii. Wszystko powiem Bogu!. Zwłaszcza te dwa ostatnie, przeze mnie teatralnie oswojone. I inne, bardziej filmowe, piosenkowe, kabaretowe, telewizyjne. Przyjazne głosy wyjątkowo uzdolnionych kobiet.

Ta książka to dowód na to, że jeśli naprawdę kocha się to, co się robi, robi się to znakomicie. Z pasją, sercem, oddaniem. A potem przychodzi sukces. I tak oto mężczyzna, Łukasz Maciejewski, zapewnił mi kobiecy, motywujący początek roku. Dziękuję.