Wrześniowe laboratorium tekstu [odc. 3]: Reklamy Literackie (Harry Potter)

reklamy-literackie

Ostatni dzień września i ostatnie wyzwanie z cyklu Wrześniowego Laboratorium Tekstu. Tym razem sprawdzałam, co by było, gdyby zastosować chwyty reklamowe w świecie literackim i stworzyć reklamy popularnych produktów dla takiej książkowej rzeczywistości.

A oto wyniki tego eksperymentu. Zdecydowałam się zareklamować środek przeciwbólowy, długopis, płyn do naczyń  oraz kawę w świecie z cyklu książek o Harrym Potterze. Akurat jestem w trakcie ponownej lektury tych książek i moja potteromania zyskuje niespotykany u mnie wcześniej zasięg.

 

ŚRODEK PRZECIWBÓLOWY

Gdy ci jakiś czarodziej ból wywoła głowy

Zaaplikuj sobie czar przeciwbólowy!

(Przed użyciem zapoznaj się  treścią pergaminu dołączonego do czaru lub skonsultuj się z panią Pomfrey.)

 

DŁUGOPIS

Zapodziałeś gdzieś swoją magiczną różdżkę?

Mały mugol podpalił twój laptop?

Złamałeś ostatnie pióro feniksa a Bank Gringota nie przestaje wysyłać ci ponagleń do wypełnienia stuletniego rozliczenia?

Mamy na to radę! Użyj długopisu!

Długopisy firmy Długo Piszę! I cieszysz się życiem.

 

KAWA

Masz wrażenie, że świat jest szary i ponury?

Że już nigdy nic pozytywnego nie trafi do Twojej myślodsiewni?

Nie musisz wydawać ostatniego sykla na eliksiry rozweselające.

Mamy dla ciebie coś wyjątkowego – szczęście w filiżance!

Kawa  Eliksir Bogów – magiczna chwila zapomnienia.

 

PŁYN DO MYCIA NACZYŃ

Nie czarujmy się – naczynia pozmywają się same.

A uczynią to nadzwyczaj chętnie dzięki naszemu płynowi.

Płyn Zapach Magii. Rekomendowany przez skrzaty domowe.

 

Tak wyglądają moje propozycje. Może nawet odnalazłyby się na łamach Proroka Codziennego? Albo pisma Czarownica.

A jak wyglądałyby Wasze reklamy niemagicznych produktów w magicznym świecie?

Na szlaku Tajemnicy Domu Helclów

Tajemnica Domu Helclów, Maryla Szymiczkowa, Znak, Kraków 2015.

Maryla Szymiczkowa_Tajemnica Domu Helclów

Czy zdarza wam się czasem, że za wykonanie pewnych czynności nagradzacie się lekturą dobrej książki? U mnie było tak z Tajemnicą Domu Helclów. Kiedy stało się jasne, że bez dodatkowej motywacji ukończenie pewnego tekstu będę odwlekać w nieskończoność, położyłam przy łóżku nowiutki egzemplarz książki, którą od dawna chciałam przeczytać. Oj, kusiło, kusiło! Ale tekst napisałam, a nagroda okazała się naprawdę wspaniała.

Maryla Szymiczkowa, czyli Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński, stworzyli zabawny, historyczny kryminał, z takim starodawnym suspensem, jak w historiach z Poirot. Tyle, że zamiast policyjnego detektywa lokalną zagadkę rozwiązuje pani profesorowa Szczupaczyńska.

Profesorowa jest typową mieszczką, Krakuską z krwi i kości, choć tak w ogóle to z Przemyśla. Zdążyła już jednak wrosnąć w środowisko tej małej, a przecież królewskiej, mieściny. Autorzy wykonali ogromną pracę badawczą, bo z kart tej opowieści można by się uczyć historii starego Krakowa.

Na każdym kroku spotykamy znane nazwiska: Żeleńscy, Tarnowscy, Potoccy, Matejkowie… Ludzie, wokół których kręciło się życie i narastały tony plotek. Jako wielbicielka Tadeusza Żeleńskiego z radością odkryłam jego postać, wpisaną zręcznie w historię pani Szczupaczyńskiej. A jest to jego mniej znana odsłona: studenta medycyny, członka rodu z tradycjami szlacheckimi.

Z przyjemnością przemierzałam ulice Starego Miasta, wyruszając z profesorową i jej służącą, Franciszką, na zakupy na Placu Szczepańskich, uczestniczyłam w otwarciu nowiutkiego Teatru Miejskiego przy Placu Świętego Ducha, zwiedzałam ciemne zakątki, aż za Nowym Kleparzem, odkrywałam okolice miasta i podejrzane lokale, w stylu Hotelu Krakowskiego. Chętnie wczytywałam się w historie ludzi i budynków, częściowo mi znane z prozy Boya i innych, piszących o tamtych czasach.

Dodatkowo, postać głównej bohaterki jest tak różna od zwyczajowych bohaterów historii kryminalnych, że aż z zapartym tchem czeka się na jej kolejny krok. Może byśmy wiedzieli, jak zachowa się w jakiejś sytuacji prywatny detektyw, ale profesorowa? Ta sama, która jeszcze stronicę temu zarządziła pulardę na obiad?

A tu, proszę, zamiłowanie do plotkowania okazuje się bronią dalekiego zasięgu, a picie herbatki znakomitym substytutem przesłuchania. Widać, że pani Szczupaczyńska nie jest typową panią mieszczańskiego domu, choć spełnia swe obowiązki wzorowo. Czytuje kryminały, pisuje wiersze, kieruje karierą męża, dba o dom, a poza tym potrafi wytropić mordercę w miejscu, o którym nikt by nie pomyślał. No i dodatkowo pięknie rysuje, co ostatecznie również pomaga jej w rozwiązaniu zagadki.

Na okładce książki zamieszczono słowa Michała Rusinka:
„Nie jestem pewien, co tu jest dla czego tłem: czy XIX-wieczny Kraków dla misternej i zabawnej intrygi kryminalnej, czy też owa intryga dla arcyszczegółowo odtworzonego XIX-wiecznego Krakowa i jego socjety. Jestem natomiast pewien, że to pyszna lektura.”

Dokładnie tak jest. Z każdą stroną apetyt rośnie. Jestem zakochana w tej historii, we wszystkich jej smaczkach i odcieniach. Uśmiechałam się za każdym razem, gdy trafiłam na wplecioną w treść anegdotkę, którą wyczytałam u Boya, śmiałam się ze zręcznie ukrytych aluzji do czasów współczesnych. Tak wiele tutaj do odkrycia. W prawdziwych realiach autorzy umieścili bardzo prawdopodobną, choć niesamowitą, opowieść. Bardzo się cieszę, że ktoś tak zręcznie ubrał tamtą atmosferę w zdania i historie, które ją ożywiają. Nawet, jeśli tylko towarzyszymy bohaterce w kondukcie żałobnym mistrza Matejki, lub przy zlecaniu na kolację karpia zrobionego na szaro. Z entuzjazmem przyjęłam informację, że niebawem ma się ukazać druga część przygód dociekliwej profesorowej, Zofii Szczupaczyńskiej (której wreszcie, mam nadzieję, zamontowano upragniony telefon). Nie mogę się doczekać.