Piosenki z kawową nutką

Kawa_Kawowa_mniejsza

Lubicie kawę? Ja uwielbiam. Najlepiej dużą latte. A przy dobrej kawie warto posłuchać muzyki. Nie miałam pojęcia, że istnieje aż tyle piosenek o kawie! Znalazłam na różnych stronach kilka zestawień takich utworów. Oczywiście nie pomyślałam o tym, żeby je tutaj zebrać. Nadrobię to w niedalekiej przyszłości. Stworzyłam za to własny zestaw piosenek z kawową nutą. Na mojej liście znalazły się polskie utwory, w bardzo różnych stylistykach warstwy tekstowej. W każdym z nich motyw kawy autorzy tekstu zinterpretowali w odmienny sposób.

Kawka, Honzator

Tekst: Michał Zabłocki, Muzyka: Aleksander Brzeziński
Piosenki posłuchasz tutaj.

Kawka to tekst Michała Zabłockiego. Jest zabawny i nieco abstrakcyjny, czyli bardzo mocno osadzony w stylistyce autora. Lekki, przyjemny w odbiorze i znakomicie zinterpretowany przez Martę Honzatko z zespołem Honzator. Utwór idealny na dobry, pełen energii początek dnia.

Nie mogę się powstrzymać, by za każdym razem nie śpiewać refrenu razem z wokalistką: „Co pan mi palec wkłada w kawkę / I z tego dobrą ma zabawkę” i „Jestem kobietą i dziewczyną / I mam to jedno cappuccino”. Aż mam ochotę na cappuccino.

Czarny chleb i czarna kawa, Jerzy Filas

Tekst, muzyka: Jerzy Filas (Jerzy Warzyński)
Do posłuchania tutaj.

Utwór o podłożu politycznym. Autor, Jerzy Filas, napisał go w więzieniu, gdy zamknięto go za śpiewanie piosenek patriotycznych na ulicy w słusznie minionych czasach. Od tej pory piosenka doczekała się wielu interpretacji. Chyba każdy Polak zna przynajmniej jej refren: „Czarny chleb i czarna kawa / Opętani samotnością / Myślą swą szukają szczęścia / Które zwie się wolnością”.

W tym utworze kawa jest symbolem zniewolenia. Niemniej jednak czarna kawa potrafi również otworzyć umysł, może więc stanowić także jedno z narzędzi wyzwolenia.

Za szybą, Nasza Basia Kochana

Tekst: Jerzy Filar, Jacek Cygan, Muzyka: Jerzy Filar, Andrzej Pawlukiewicz
Tutaj posłuchasz piosenki z komentarzem autora tekstu.

Piękna piosenka grupy Nasza Basia Kochana, którą poznałam dzięki wykonaniu Grażyny Łobaszewskiej. Najbardziej znany jest wers „Całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę”. Utwór opanował już dawno wszelkie śpiewogry przy ognisku. Przy gitarze brzmi doskonale. I przy trzeciej kawie. Lub czwartej.

Młynek Kawowy, Janusz Grzywacz

Tekst: Ewa Borzęcka, Leszek Ciechoński, Muzyka: Janusz Grzywacz
Oryginalnego wykonania możecie posłuchać klikając tutaj.

Młynek Kawowy to przeurocze zwierzenia porzuconego młynka. Po wysłuchaniu tego tekstu z pewnością zastanowicie się dwa razy, zanim wyrzucicie jakiś sprzęt, zwłaszcza taki służący do mielenia kawy. Jeden z moich ulubionych tekstów piosenkowych.

La Kawe, Adam Wacławiak (7 minut Po, BudaPesz)

Tekst: Adam Wacławiak, Muzyka: Oldelaf et Monsieur D., 7 minut Po
Tutaj znajdziecie wersję Adama Wacławiaka, a klikając w ten link, posłuchacie oryginału Oldelafa.

Klasyka kawowego gatunku. Może i „całkiem spokojnie” można wypić ze trzy kawy, ale im więcej opróżnionych filiżanek wokół nas, tym tego spokoju mniej. O tym właśnie jest ta piosenka. To trzeba koniecznie obejrzeć i wysłuchać w wykonaniu Adama Wacławiaka. Zwłaszcza, że jego przekład jest bardzo udany. I bardzo zabawny. Polecam na poprawę humoru (i ku przestrodze).

Jako bonus polecam francuski oryginał utworu. Le Café również zasługuje na uwagę, więc jeśli znacie francuski, koniecznie posłuchajcie (jeśli nie, również, bo towarzyszy mu bardzo sugestywny, animowany teledysk).

Kawa okazała się być bardzo inspirująca. Może któraś z wymienionych piosenek przypadnie Wam do gustu i będzie to początek Waszej kawowej listy przebojów.

PS. Załączyłam do tego artykułu grafikę, która zainspirowała mnie do jego napisania. Jest to jedna z kolorowanek Valentiny Harper, którą pomalowałam właśnie kawą i herbatą. Pachnie wspaniale!

Granice wytrzymałości. Recenzja filmu Na Granicy

Obejrzany 13 lipca 2016 roku.

Oficjalny plakat reklamowy filmu "Na granicy"
Oficjalny plakat reklamowy filmu “Na granicy”

Przyznaję, niewiele filmów recenzuję, ale przy niektórych nie potrafię się oprzeć. Takim filmem jest Na Granicy. Zwłaszcza, że jedną z głównych ról zagrał Bartosz Bielenia, który należy do grupy moich ulubionych aktorów teatralnych.

Niebezpieczne Bieszczady

Przede wszystkim podoba mi się wizualny minimalizm tego filmu. Paleta barw ograniczyła się tutaj do chłodnych odcieni błękitu, bieli i szarości, szkicujących niejako nastrój całej opowieści. Jak gdyby zdjęcia stopniowały niepokojącą atmosferę. Dużo tych zimnych, niebieskawych cieni w większości scen, co sugeruje, że było to zamierzone. I to z jakim efektem!

Przypadło mi do gustu przełamanie sztampowego obrazu Bieszczad jako oazy spokoju, wiecznej świeżości i ścieżek, po których chadzają zielone anioły. Krajobrazy były nadal piękne, ale bardzo surowe, ich spokój był złudny. Miałam wrażenie, jakbym zanurzała się w baśniowy świat Narnii, ale dużo bardziej niebezpieczny . Ta myląca baśniowość była ucinana brutalnymi wtargnięciami ponurej rzeczywistości.

Odczarować amanta

Drugi plus filmu to idealnie obsadzone role główne. Nie było w tej obsadzie żadnej przypadkowości. Marcin Dorociński, jako niebezpieczny nieznajomy, zamieszany w brudne sprawki przygraniczne, po raz kolejny udowodnił, że poza urodą dysponuje prawdziwym talentem aktorskim. W filmie zresztą nie prezentował się zbyt pięknie. Sprawił za to, że jego postaci z miejsca nie polubiłam. A w tym przypadku świadczy to o jego wiarygodności.

Szczerze mówiąc, nie polubiłam też na początku lekko bezbarwnej postaci Janka, choć bardzo lubię wspaniale odnajdującego się w tej roli Bartosza Bielenię. W miarę rozwoju akcji zmienia się i zachowanie Janka. Musi pokonać wiele barier, wewnętrznych i zewnętrznych. Tego aktora pokochałam na wieki w roli efemerycznej Saszy z Płatonowa Teatru Starego i demonicznego Edmunda w Królu Learze. Aktor o delikatniej, chłopięcej urodzie nieraz pokazał na scenie, że stać go na wiele. Zaszufladkowanie mu nie grozi.

Dodatkowo to wprost fenomenalne, jak jego jasno błękitne oczy idealnie wpasowują się w lodowo- śnieżną krainę, w której Janek wraz z bratem Tomkiem musieli zmierzyć się z groźnym przeciwnikiem. W roli Tomka wystąpił wcale nie gorszy Kuba Henriksen. O ile jednak Janek pokrywa swoją delikatność zewnętrzną szorstkością i hardością, o tyle Tomek jest uosobieniem ugodowego, łagodnego chłopaka. Obydwu jednak łatwo zranić, dosłownie i w przenośni. W tej parze to Janek przejmuje rolę obrońcy i mściciela, ale nie dąży do takiej postawy samodzielnie. W tej przykuwa uwagę właśnie ta jej mocna kontrastowość, którą tak świetnie wydobył Bartosz Bielenia.

Jest jeszcze Andrzej Chyra, który gra ojca Janka i Tomka, Mateusza. Jego twardy charakter stanowi idealne tło dla chłopców. To Mateusz sprowadza synów do osamotnionej bazy w Bieszczadach, by poukładać sobie stosunki z nimi. Niewątpliwie, jest ojcem kochającym, choć nie do końca sobie z tym uczuciem radzi. Jego zachowanie przejawia pewne cechy patologiczne. Na pewno nie jest postacią oczywistą. Andrzej Chyra również świetnie wpasował się w rolę, wydobywając z niej wiele odcieni, tych ciemnych, i tych jaśniejszych.

Autentyczna groza

W opisie filmu czytamy, że fabuła została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Tym bardziej nasila to grozę tej historii, której nie powstydziłby się ani Hitchcock, ani King. Wiele tu odcieni szarości. Wiele przekroczonych granic: fizycznych i psychicznych, własnych ograniczeń. Dla bohaterów to przede wszystkim prawdziwa próba wytrzymałości.

Choć spodziewałam się pewnych rozwiązań fabularnych, i tak czułam niepokój w chwili ich realizacji na ekranie. Na pewno bez reszty utonęłam w tej fabule, w tych obrazach i idealnie uzupełniającej całość muzyce. Polecam ten obraz, zwłaszcza ze względu na znakomitych aktorów i przepiękne, choć surowe, zdjęcia.

O filmie

NA GRANICY
Premiera: 19.02.2016 r.

SCENARIUSZ I REŻYSERIA: Wojciech Kasperski
ZDJĘCIA: Łukasz Żal
MUZYKA: Bartłomiej Gliniak

OBSADA:
Marcin Dorociński – Konrad
Andrzej Chyra – Mateusz
Andrzej Grabowski – Lechu
Bartosz Bielenia – Janek, syn Mateusza
Kuba Henriksen – Tomek, syn Mateusza
Severina Špakovska – Alicja
Janusz Chabior – Dzidek
Adam Papliński – pan z harmonijką

Więcej szczegółów na temat filmu przeczytacie na stronie Film Polski.

Trailer

Najstarsze działające zakłady krakowskie [cz. 1]

Fot. Mike Kenneally (źródło: unsplash.com)
Fot. Mike Kenneally (źródło: unsplash.com)

Założone jeszcze za czasów Galicji, często jako rodzinne przedsiębiorstwa, przetrwały wiele burz i naporów. Zainspirowana moim poprzednim znaleziskiem w sieci, czyli galicyjskim Spisem Abonentów, o którym pisałam przed tygodniem, postanowiłam poszperać w poszukiwaniu działających do dzisiaj galicyjskich firm i zakładów o krakowskim rodowodzie. Poczytajcie jak wyglądały ich początki i jak radzą sobie dzisiaj. Lista nie jest chronologiczna – kolejność według rezultatu moich „wykopalisk”. Nie chcę stworzyć wielostronicowego elaboratu, więc zdecydowałam się podzielić ten temat na dwie części. W tym odcinku opowiem o zakładzie fotograficznym z tradycjami, pracowni witrażu i najstarszej krakowskiej fabryce maszyn.

Zakład Fotograficzny Julii i Zygmunta Garzyńskich

Rok założenia: 1918
Pierwsza siedziba: ul. Sławkowska 6 (obecnie ul. Sławkowska 4)

Dawniej:
Zygmunt Garzyński był uczniem znanego krakowskiego fotografa-portrecisty, Józefa Sebalda. Na początku XX wieku rozpoczął naukę w jego atelier przy ul. Kolejowej. 1 czerwca 1918 roku, zgodnie z dokumentacją potwierdzającą zakup, wykupił część sprzętu i wyposażenia Sebalda i otworzył własny zakład fotograficzny przy ulicy Sławkowskiej 6. Z czasem dołączyła do niego żona Julia, która później zajmowała się zakładem przy ulicy Floriańskiej.

Każda szanująca się rodzina krakowska musiała mieć portret zrobiony w atelier fotograficznym. Garzyńscy nie narzekali więc na brak klientów, także tych bardziej znanych. Wnuczka pana Zygmunta, Barbara Kańska-Bielak, tak opowiadała o swoim dziadku w książce Polskie Firmy Rodzinne, Anny Zasiadczyk i Artura Krasickiego:

W atelier dziadka, a potem mojej mamy Haliny, robiono zdjęcia prawdziwym znakomitościom. Dziadek Zygmunt fotografował prezydenta Ignacego Mościckiego, kardynała Adama Sapiehę, Wincentego Witosa, Ludwika Solskiego, Mieczysławę Ćwiklińską, Henryka Sienkiewicza czy Jana Kiepurę. Mama miała całą kolekcję fotografii artystów z kabaretu Zielony Balonik z Jamy Michalikowej, regularnie robiła im zdjęcia. Dziadek Zygmunt zrobił też marszałkowi Piłsudskiemu dużą sesję na Wawelu.

Dzisiaj:
Obecnie, od 1999 roku, w lokalu przy Sławkowskiej 4, mieści się uznany za najstarszy krakowski działający zakład fotograficzny, Foto Garzyńska, którego właścicielką jest pani Barbara Kańska-Bielak. Specjalizuje się oczywiście w portretach, ponadto wykonuje zjawiskowe reprodukcje starych fotografii, zdjęcia ślubne czy fotografie zwierząt. Koniecznie kliknijcie w piękne portfolio tej artystki fotografii.

Jej kuzyn, Jerzy Buzek-Garzyński prowadzi zakład Foto Buzek-Gagrzyński, przy ulicy Floriańskiej. Córka Gabriela na szczęście idzie w jego ślady.

Krakowski Zakład Witrażów S. G. Żeleński

Rok założenia: 1902
Pierwsza siedziba: ul. Wolska 36 (obecnie ul. Piłsudskiego), od 1908 roku – ul. Swoboda (obecnie: al. Z. Krasińskiego 23)

Dawniej:
Na początku był Krakowski Zakład Witrażów Artystycznych, Oszkleń, Wytrawiania na szkle prof. Władysława Ekielskiego i Antoniego Tucha. W 1904 roku do spółki dołączył c. k. architekt, Stanisław Gabryel Żeleński, starszy brat Boya, by w końcu w 1906 roku przejąć zakład pod nazwą Krakowski Zakład Witrażów, Oszkleń Artystycznych i Fabryka Mozaiki Szklanej S.G. Żeleński.

To on wybudował nowy, istniejący do dzisiaj budynek firmy, przy ul. Swoboda, obecnie al. Z. Krasińskiego. Z firmą współpracowali znani polscy artyści, m.in. Mehoffer, Wyspiański, Tetmajer, projektując witraże dla instytucji, kawiarni, kościołów i domów prywatnych w Krakowie i okolicach, ale i w innych miastach. Wśród modnych artefaktów produkowanych przez zakład S. G. Żeleński były także niezwykle popularne witrażowe lampy. To tam powstały witraże Karola Frycza, zdobiące nowe sale Jamy Michalika (1911).

Stanisław Żeleński zajmował się interesem do wybuchu I wojny światowej, kiedy to zginął w wyniku odniesionych ran pod Łucznikiem, w niewoli rosyjskiej. Zakład przejęła jego żona, Iza Żeleńska, a potem syn, Adam. Prace z S.G. Żeleński zdobywały liczne nagrody w Polsce i zagranicą.

Dzisiaj:
Po II wojnie światowej zakład upaństwowiono. Później przejęła go firma prywatna i od 2000 roku znów działa pod oryginalną nazwą S.G. Żeleński, za zgodą spadkobierców Żeleńskiego. Od 1908 roku siedziba zakładu nie zmieniła się, nadal znajduje się ona przy al. Krasińskiego 23. Firma kontynuuje z powodzeniem działalność o wysokiej jakości usług i surowców, korzystając z talentu wyłącznie polskich artystów malarzy, projektujących nowe witraże.

W budynku działa również Muzeum Witrażu, gdzie z przewodnikiem można oglądać gotowe dzieła oraz zobaczyć proces powstawania witrażu, od projektu, po zrealizowanie w szkle.

Zakłady Budowy Maszyn i Aparatury im. Ludwika Zieleniewskiego

Rok założenia: 1804
Pierwsze siedziby: przy ul. św. Krzyża, przy ul. Św. Marka, przy ul. Krowoderskiej

Dawniej:
Ludwik Zieleniewski był synem Antoniego, który przejął kuźnię od swojego mistrza, Pawła Nowakowskiego, po jego śmierci w 1810 roku.

Jako kuźnia, gdzie m.in. naprawiano i budowano powozy, miejsce to funkcjonowało do 1851 roku, kiedy to zaczęto nazywać je fabryką. Fabryka Ludwika Zieleniewskiego produkowała najpierw narzędzia i maszyny gospodarczo-rolnicze, później także wagony a w czasie wojny również broń. W trakcie powstania styczniowego firma trudniła się produkcją armat dla powstańców, co skutkowało późniejszymi utrudnieniami w sprzedaży ze strony władz austriackich.

Z usług fabryki korzystały kopalnie i kolej żelazna. Do klientów należał Ignacy Łukasiewicz (konstruktor lampy naftowej). Prócz fabryki przy ul. Św. Marka, właściciel uruchomił odlewnię żelaza przy ulicy Krowoderskiej. Zieleniewski osobiście nadzorował również wykonanie pierwszej wielkiej konstrukcji mostowej.

Po śmierci właściciela zakład przejęli jego synowe, Leon i Edmund, którzy po pożarze w 1886 roku przenieśli siedzibę fabryki na ulicę Krowoderską, do nowo wybudowanego budynku.

Dzisiaj:
Firma przetrwała dwie wojny światowe, uczestnicząc w nich jako producent broni i okrętów (w stoczni Zieleniewskich). W czasie II wojny światowej, gdy Zieleniewscy zmuszeni byli pracować dla niemieckich okupantów, rozstrzelano część pracowników firmy za działania konspiracyjne. Po wkroczeniu Armii Czerwonej firmę przejęło państwo. Do 1990 roku nosiła ona nazwę Zakłady Budowy Maszyn i Aparatury im. Stanisława Szadkowskiego. Po tym czasie przywrócono pierwotną nazwę, im. Ludwika Zieleniewskiego. W 2004 roku firma świętowała 200 lat istnienia na krakowskim rynku. W 2009 roku siedzibę Zakładów Zieleniewskiego przeniesiono do Niepołomic.

Zachęcam do samodzielnego poszerzenia informacji na temat tych przedsiębiorstw. Tutaj zarysowałam je bardzo skrótowo, a temat jest wart zgłębienia.