Wrześniowe laboratorium tekstu [odc. 3]: Reklamy Literackie (Harry Potter)

reklamy-literackie

Ostatni dzień września i ostatnie wyzwanie z cyklu Wrześniowego Laboratorium Tekstu. Tym razem sprawdzałam, co by było, gdyby zastosować chwyty reklamowe w świecie literackim i stworzyć reklamy popularnych produktów dla takiej książkowej rzeczywistości.

A oto wyniki tego eksperymentu. Zdecydowałam się zareklamować środek przeciwbólowy, długopis, płyn do naczyń  oraz kawę w świecie z cyklu książek o Harrym Potterze. Akurat jestem w trakcie ponownej lektury tych książek i moja potteromania zyskuje niespotykany u mnie wcześniej zasięg.

 

ŚRODEK PRZECIWBÓLOWY

Gdy ci jakiś czarodziej ból wywoła głowy

Zaaplikuj sobie czar przeciwbólowy!

(Przed użyciem zapoznaj się  treścią pergaminu dołączonego do czaru lub skonsultuj się z panią Pomfrey.)

 

DŁUGOPIS

Zapodziałeś gdzieś swoją magiczną różdżkę?

Mały mugol podpalił twój laptop?

Złamałeś ostatnie pióro feniksa a Bank Gringota nie przestaje wysyłać ci ponagleń do wypełnienia stuletniego rozliczenia?

Mamy na to radę! Użyj długopisu!

Długopisy firmy Długo Piszę! I cieszysz się życiem.

 

KAWA

Masz wrażenie, że świat jest szary i ponury?

Że już nigdy nic pozytywnego nie trafi do Twojej myślodsiewni?

Nie musisz wydawać ostatniego sykla na eliksiry rozweselające.

Mamy dla ciebie coś wyjątkowego – szczęście w filiżance!

Kawa  Eliksir Bogów – magiczna chwila zapomnienia.

 

PŁYN DO MYCIA NACZYŃ

Nie czarujmy się – naczynia pozmywają się same.

A uczynią to nadzwyczaj chętnie dzięki naszemu płynowi.

Płyn Zapach Magii. Rekomendowany przez skrzaty domowe.

 

Tak wyglądają moje propozycje. Może nawet odnalazłyby się na łamach Proroka Codziennego? Albo pisma Czarownica.

A jak wyglądałyby Wasze reklamy niemagicznych produktów w magicznym świecie?

Łąka Cafe, odc. 10: Mamy kreta! [opowieść]

W POPRZEDNIM ODCINKU

Stefan czytał już tak dobrze, że mógł wreszcie wyrecytować Stefanii samodzielnie wyszukany w jednym z tomów poezji wiersz. Ślimaczyca dawno wybaczyła mu wszystkie nieprzyjemności, na które naraziło ją zachowanie Stefana wobec motyla Eustachego. Bywalcy Łąka Cafe chętnie korzystali z nauki czytania, w której pomagali im członkowie Moli Książkowych. Radość promieniowała teraz z każdego kąta i każdej półki lokalu na Wrzosowym Wzgórzu.

 lakowyserial_10

ŁĄKA CAFE

ODC. 10: Mamy kreta!

W kawiarni od kilku dni działo się coś dziwnego. Co jakiś czas trzęsły się ściany w rogu sali, tuż przy barze. Nic poza tym się nie wydarzało. Stefanowi coś to przypominało, jednak tak był pochłonięty pomocą przy organizacji czytelniczych zajęć w Łąka Cafe, że nie miał czasu się nad tym zastanawiać.

 A książki już na dobre zagościły pod dachem kawiarni. Na szczęście przebywając w pobliżu ludzi bywalcy i gospodarze kawiarni nie mieli problemu z ludzkim językiem, bo jak dotąd nie wpadli jeszcze na autorów piszących po owadziemu czy ślimaczemu. Trudno zapisać coś nie mając pisma.

Stefan  właśnie miał przerwę i wraz ze Stefanią czytał jakiś tomik wierszy. Było coś o malinach. Oboje lubili maliny, więc wiersz im się podobał. Zatopieni w lekturze nie od razu zwrócili uwagę, że ściany w rogu znów niepokojąco zadrżały. Zatrzęsła się także podłoga. Tym razem na trzęsieniu się nie skończyło. Fragment podłoża runął z hukiem, a wszyscy zebrani zamarli, wpatrując się w tamtym kierunku. W dziurze ukazała się czarna głowa.

– O kurczę, przepraszam! – powiedziała postać skruszonym tonem. – Celowałem w podwórko!

Wtedy Stefan sobie przypomniał. Takie odgłosy pojawiały się, gdy krety pomagały mu przenosić rzeczy z poprzedniej Łąka Cafe podziemnymi korytarzami na Wrzosowe Wzgórze. Dziura nie była zbyt duża, więc Stefan nie przejął się zbytnio, za to Stefania była zła. Jak to Stefania.

– Przepraszam? Przepraszam?! Co to w ogóle ma znaczyć! Proszę wchodzić drzwiami! Gości straszysz! – wrzasnęła. Aż Stefan musiał ją uspokajać.

– Spokojnie, Stefanio. To mój stary kumpel. Łukasz, co ty tutaj robisz? – wiedział, że krety nie przepadają za światłem dziennym. Nie widzieli się od czasu, gdy Łukasz zaniósł jego list (obrazkowy, ma się rozumieć) z prośbą o pomoc do jego ojca, którego znał od dawna.

– Przepraszam. Nie wiedziałam, że ty, to ty – dodała łagodniej ślimaczyca. – Stefan opowiadał mi o waszej rodzinie i o tym, jak mu pomogliście. Co cię sprowadza?

– Musicie na siebie uważać. Jestem tutaj, bo ktoś złożył mi pewną propozycję, której nie mogłem przyjąć. Ale muszę was ostrzec.

– Ojej, co się dzieje, Łukasz? – zmartwił się Stefan. – chodź do nas, może się czegoś napijesz? Zmęczyłeś się chyba.

– Dziękuję, chętnie napiję się jakiegoś soku – powiedział kret i wygramolił się na zewnątrz. – Posprzątam to potem – powiedział, wskazując z poczuciem winy na usypaną w rogu kawiarni górkę ziemi. – Pamiętacie, jak Bob opowiadał o likwidacji pierwszej Łąki na rzecz ludzi? – Wszyscy wiedzieli, że Bob to imię każdego gołębia. Sami nie wiedzieli, jak je rozróżniają.

– No niestety, pamiętam to doskonale – powiedziała Klara, którą także zwabił tajemniczy hałas.

– To nie był przypadek. To zaplanował Wielki Bob. Ten zły, czarny gołąb. On chciał mieć po prostu większe źródło jedzenia, więc zadbał, żeby tamto miejsce przejęli ludzie z biur. Miał swoich szpiegów, jakieś kuny, czy tchórze.

– O tak, przypominam go sobie z naszego lotu na Wrzosowe Wzgórze. Niemiły okaz – dodał Stefan.

– To za mało powiedziane! Jest okropny! Szantażuje wszystkich dokoła o jedzenie, a jak nie dostaje tyle, ile chce, to demoluje wszystko wokół. Brr! – wzdrygnął się Łukasz.

– Ale co to ma z tobą wspólnego? – zapytała Klara.

– Bo… Bo… Bo widzicie, był u mnie niedawno i zażądał (bo on nigdy nie prosi, zawsze żąda), żebym was tutaj szpiegował.

– W takim razie jesteś najgorszym szpiegiem świata! – odparła Stefania, patrząc, mimo wszystko, nieufnie.

– Zgadza się.  Nie mógłbym tego zrobić Stefanowi! Masz za sobą całą naszą rodzinę! – zwrócił się do ślimaka. – Dlatego tak tutaj wtargnąłem bez zapowiedzi. Nie chciałem, żeby Wielki Bob mnie zobaczył. Co za gbur!

– Dziękuję ci, mój drogi! Ech, znów to samo. Ale będzie, co ma być. Najważniejsze, że mam takich przyjaciół. – Klara przytaknęła bez słowa.

– Drobiazg, Stefciu. Nie moglibyśmy cię skrzywdzić. – Łukasz uśmiechnął się ciepło.

– Jesteście wspaniali. No, dość smucenia się. Zapraszamy na soczek. Stenia przygotuje ci coś specjalnego. A jeśli chcesz, to chętnie poopowiadamy ci, czego dowiedzieliśmy się z książek.

Reszta popołudnia upłynęła w wesołej, łąkowej atmosferze. Łukasz posiedział aż do wieczora, a potem, zapewniając o swojej lojalności, znikł w tunelu, uprzednio zakopując dziurę w rogu kawiarni. Stenia z Klarą ustawiły tam pokaźną paprotkę. Dobrze mieć takiego kreta.

W NASTĘPNYM ODCINKU

Wielki Bob wpada z niechcianą wizytą i wprowadza popłoch w łąkowym towarzystwie. Stefan spróbuje odwrócić jego uwagę od swoich gości, a ślimaczyca, kawka i biedronka będą go w tym dzielnie wspierać. Czy otrzymają dodatkową pomoc? Czy Klara i Stefania zdołają się pozbyć nieproszonego gościa, zanim pokona opór Stenii, zaciekle broniącej baru?

 

POPRZEDNIE ODCINKI:

ODC. 1: Dzień jak nie co dzień

ODC. 2: Stenia

ODC. 3: Stefania

ODC. 4: Węzły i supły

ODC. 5: Nieszczęście w szczęściu

ODC. 6: Samoobrona sztuki

ODC. 7: Akcja Mole Książkowe [część I]

ODC. 8: Akcja Mole Książkowe [część II]

ODC. 9: Akcja Mole Książkowe [część III]

 

 

Wrześniowe laboratorium tekstu [część II]: Tysiąc znaków

Tysiąc Znaków

Kolejna odsłona moich eksperymentów z tekstem. Tym razem postanowiłam sprawdzić, co można zmieścić  w 1000 znaków ze spacjami,(poza tak zwanymi tekstami zapleczowymi).

Jako inspiracji i dodatkowego ograniczenia używam ponownie fragmentów gazety. Wycinam z dowolnego czasopisma dziesięć słów lub zwrotów i na nich buduję krótką wypowiedź, do tysiąca znaków ze spacjami. Poćwiczę w ten sposób lapidarność stylu, bo nie ukrywam, że miewam problemy z samodyscypliną, jeśli chodzi o zwięzłość tekstów.

Tym razem wykorzystałam następujące słowa i zwroty: od redakcji, grafika, pasja, buty, kwiaty, wymagająca, do pary, dostępna, wyjście, imitacje. Razem 73 znaki. Jako tytuł wybrałam „od redakcji”, narzucając sobie formę odpowiedzi na pytanie Czytelniczki. Nie mam pojęcia, co to było za pytanie, ani kto je zadał, mimo to postaram się odpowiedzieć jak najlepiej. Wszystkie wyrazy wycięte z gazety zapisałam wersalikami.

OD REDAKCJI

Droga Pani,

GRAFIKA, o którą Pani pyta, wynika z połączenia wyobraźni naszego redakcyjnego artysty oraz wymogów sponsorskich. Tak, wiemy, że po „bucie w butonierce” wszystkie przejawy takiej twórczości mogą być traktowane, jak zwykłe IMITACJE. Niemniej jednak BUTY z naszej grafiki zostały nam narzucone nie przez sztukę, a przez przemysł. To, że wyrastają z nich KWIATY jest zaś wolnym przekładem surrealistycznych inspiracji  naszego kolegi, którego wolności twórczej w żaden sposób nie ograniczamy. PASJA i uczucie, które włożył w swoją interpretację przygotowanej dla naszego klienta reklamy, sugerują zaś swym wynikiem, że „kobiety są jak kwiaty”. Stąd owa WYMAGAJĄCA zastanowienia kompozycja obuwia i roślinności. W naszym mniemaniu jest to duet jak najbardziej DO PARY. Oryginalna grafika jest zresztą DOSTĘPNA w naszej redakcji do wglądu, jeśli tylko wyrazi Pani taką chęć. Być może jest to jedyne WYJŚCIE, rozwiewające wszelkie Pani wątpliwości.

Załączamy wyrazy szacunku,

Redakcja

Ten tekścik składa się dokładnie z tysiąca znaków. Spróbujcie sami takiej zabawy. Może jeszcze kiedyś do niej wrócę.